środa, 17 kwietnia 2013

Chojnickie migracje w dobie globalizacji

W jaki sposób można mówić o rozwoju bez szansy na pracę dla młodych ludzi?

Jak można chwalić się inwestycjami w hospicja, przy ewidentnie starzejącym się społeczeństwie? Dlaczego określa się politykę "przyszłości" według postaw roszczeniowych przetransmitowanych na szczebel władzy lokalnej? Jaka jest, uczciwie rzecz ujmując, w ogóle szansa na rozwój miast, które nie należą do grona 8 największych aglomeracji w Polsce?

Chyba czas spojrzeć prawdzie w oczy. Małe miasta, stają się osiedlami emerytów i rencistów. Kapitał zgromadzony w wielkich aglomeracjach, kusi młodych ludzi, nawet jeśli ceną ma być utrata tożsamości, i późniejsze zagubienie niczym XIX wiecznych chłopów małorolnych uciekających z zadłużonych parceli do powstających fabryk. 

Niestety, tak ukochane możliwości, są kupowane za realną siłę nabywczą jaką jest pieniądz. Poczynając od butów, a kończąc na domach. O ile wszędzie liczą się znajomości, i właściwie na pewnych płaszczyznach to pozytyw, bo buduje zaufanie na przykład wśród partnerów handlowych, to niestety w małych społecznościach, takich jak Chojnice, akumulacja kapitału w rękach kilkudziesięciu podmiotów - instytucji, zatrudniających tych "znajomych" uniemożliwia dostęp do rzadkiego dobra jakim jest pieniądz dla tych, którzy znajomości nie mają. 

Na to nie ma remedium. Bo nikt z Chojnic nie utworzy nagle PGR-u, albo Huty Nowej. Problem jest poważny, o znaczeniu strukturalnym. Otóż proces jaki się dokonuje jest porażający. Ciężko zarobione pieniądze, wkładane w edukację młodych chojniczan, są następnie pożytkowane przez większe aglomeracje. Jest to swoisty "drenaż mózgów" w wymiarze lokalnym. Wszyscy sobie zdają sprawę z tej tendencji, ale prawie każdy udaje, że ten proces nie ma miejsce. Z jednej strony rodzice inwestują w przyszłość młodego pokolenia, wysyłają je na studia poza Chojnice, z drugiej strony żądają działań, które miałyby zahamować znany trend - czyli emigracji z Chojnice, tak młodych jak i bezrobotnych. 

Jak odwrócić nieodwracalne? Skoro angażujemy na każdej płaszczyźnie pieniądze w wydatki poza Chojnicami, nigdy nie przyrośnie faktyczna wartość substancji w Chojnicach. Niestety, chęć aby było inaczej może pozostać tylko postulatem. Bowiem, jeśli angażuje się pieniądze w człowieka, który po ich prawidłowym wykorzystaniu potrzebuje do swego przeżycia infrastruktury, której nie zapewni mu rodzinna miejscowość, co mu pozostaje? Dwie opcje - łopata (ewentualnie bezrobocie w Chojnicach), lub emigracja, która jak twierdzę, ma nie tylko wymiar zarobkowy w sensie wyjazdów za chlebem niewykwalifikowanej siły roboczej, ale też trwający od dawien dawna trend ucieczki ludzi zdolnych i wykształconych, bez których zmiany nie są możliwe. Tak się zamyka to błędne koło, a w sumie możemy mówić o domknięciu się w ten sposób "paradoksu geriatyczno - ekonomicznego". Objawia się to przede wszystkim w postawie samych chojniczan, czy któryś z rodziców chciałby dla dziecka po studiach w Warszawie czy Gdańsku życia w Chojnicach? Nie! Ale chciałby zapewne (co niejednokrotnie słyszałem od wielu ludzi), aby młodzi nie wyjeżdżali! Czy czasami nie cierpimy na rozdwojenie jaźni? Może jedynym wyjściem z impasu w jaki wpadły Chojnice jest wreszcie spojrzenie prawdzie w oczy? Wydaje się, że nadszedł czas aby powiedzieć wprost - musimy zrobić wszystko, aby pomóc chojniczanom kształcić dzieci na najlepszych uczelniach, musimy walczyć o połączenia z dużymi miastami, o drogi itd., na tym należy się skupić - na jawnym wspieraniu emigracji chojniczan z Chojnic do dużych miast. Jeśli nie możemy żadnymi środkami odwrócić tego trendu, nie należy się oszukiwać, tylko należy młodych chojniczan przygotowywać do życia w zglobalizowanym świecie,a w przyszłości postarać się o możliwość głosowania w wyborach samorządowych przez Internet :)

Takie działania, w sensie poczynań władz miasta, mogą się objawiać poprzez:

- fundusze stypendialne
- dopłaty do podróży środkami publicznej lokomocji
- promowaniem życia na "obczyźnie", czyli w dużych aglomeracjach, ale tworząc platformę stałego kontaktu z Chojnicami i ich rzeczywistością
- edukacja regionalno - historyczna na poziomie gimnazjalnym

Jedyna, mało realna na dziś dzień, droga do zmiany niekorzystnej sytuacji małych miast, to zmiana polityki państwa, odnośnie inwestycji w infrastrukturę każdego rodzaju. Łącznie ze zmianą polityki mieszkaniowej. Jednak i to może się nie powieść, taka jest filozofia nowoczesności, że promuje się życie "metro", z dala od tej "spleśniałej historii", "psów szczekających dupami" i "coniedzielnych procesji". Świat przeżywa obecnie, polski świat, tak wielką i dynamiczną zmianę, że na poziomie lokalnym nie dostrzega się wręcz innercji w jaką wpadły lokalne społeczności. 

Zderzenie jakie następuje na linii wzorca człowieka nowoczesności ( w ujęciu Zachodu), z ekonomicznymi niemożliwościami postkomunistycznej prowincji polskiej, tworzy iluzję możliwości "zmian", która jest na rękę zawsze dwóm opcjom - aktualnej władzy i pretendentom do jej zmiany. 

Zmienić można jedynie kulturę polityczną, zasady, praktyki codziennego sprawowania władzy, ale koszty tej zmiany w społeczności przyzwyczajonej do "ciepłego smrodku", mogą być niewspółmiernie wysokie do zysków wynikających z realizacji rewolucyjnych, w wymiarze lokalnym, zamierzeń. 

Oczywiście należy działać, ale pytaniem otwartym pozostanie zagadnienie tego, co uczynić najpierw, i jakimi środkami. Czy najpierw zatrzymać młodych,zachęcając ich możliwościami mieszkaniowymi (budownictwo komunalne),czy raczej inwestować w infrastrukturę w nadziei, że kapitał zacznie napływać współmiernie do zaangażowanego pieniądza? Dylematy polskiej prowincji - takiej jak nasza chojnicka, są dużo poważniejsze, aniżeli problemy wielkich miast. Bo o ile w wielkim mieście na co dzień trzeba pożytkować czas na problemy mające rozwiązania choćby na bazie teorii, to odnośnie małych miast są to problemy, które stały się rzeczywistością niejako skodyfikowaną i wpisaną w istnienie małego miasta i nie znajdują one niestety rozwiązań, nawet na bazie teorii, która uwzględnia kondycje współczesnego świata w sensie społecznym i ekonomicznym.

Chojnice stają się skansenem. Nikt kijem rzeki nie zawróci. Paradoksalnie jedyna szansa dla Chojnic, aby całkowicie nie upadły, nie ubożały leży w niczym innym jak tylko we wspieraniu na każdym poziomie wysiłków migracyjnych młodych chojniczan. Nawet jeśli będą wracać - to będą to robić najcześciej jako ludzie dojrzali, spełnieni, być  może majętni i pełni wiedzy o świecie. Hiszpania nie przeżyłaby Złotego Wieku, gdyby nie zainwestowała w kolonizację. Dziś trzeba nam, świadomego podejścia do "obejścia się" z procesami przed którymi postawiła nas globalizacja.

Oczywiście uważam, że obecna chojnicka władza, jako w gruncie rzeczy zakłamana klika, nie jest w stanie przewodzić takim działaniom, dlatego moja propozycja jej zmiany, jeśli będzie wsparta dzięki działaniom innych osób, ma szansę się ziścić.