piątek, 30 sierpnia 2013

30 latkowie - pokolenie stracone

Wielokrotnie zbierałem się do napisania tego posta. 

Chciałem w nim, i nie wiem czy mi się to uda, przedstawić perspektywę ludzi mojego pokolenia. Powiedzmy ludzi lat 80'. 

Kilka z naszych roczników dokładnie wie co to byla komuna, zna braki w zatowarowaniu w lodówce. Zna zakazy do "wolnego słowa" poza domem, bo "tata może stracić pracę". Pamiętamy sowieckich sołdatów ze sklepów Pewexu i znamy smaki słodyczy przysyłanych z zagranicy. Jesteśmy ludźmi pokolenia, którego świadomość budowało wielkie spięcie między Zachodem i Wschodem. Między cukierkami z RFN i watą cukrową na lokalnych jarmarkach. 

Widzieliśmy w jaki sposób nasi starsi koledzy dochodzili do ogromnych pieniędzy. Przyglądaliśmy się jak "Solidarność" dawała ciała na całej linii. Zdradzając w sumie idee "Sierpnia". Wychowaliśmy się w okresie szalonych lat 90, kiedy "Ci starsi" z jednej strony budzili podziw i zazdrość, z drugiej stawali się antytezą, tego do czego chcieliśmy dążyć. Nam się już zamarzył świat - demokracji, społeczeństwa otwartego. Ludzi sprawiedliwych, prawych. Innego kapitalizmu "z ludzką twarzą". To były marzenia. 

Bo tak jak nasi rodzicie i dziadkowie, w czasie komuny bez większych problemów dorabiali się kolejnych domów i działek, tak my zostaliśmy wepchnięci w szalony wyścig szczurów. Z tego laboratorium najlepsi przeszli drenaż na Zachód. Reszta została, inni na zmywaki do Anglii, marząc, że chociaż na tę działkę i domek zarobią ciężką pracą. A tam, na emigracji większość ludzi popada w apatię, alienację. Zatraca się. Z jednej strony chcą przeżyć to wszystko czego by nie mogli doznać, z drugiej marzą o Polsce. Czyli rozdwojenie jaźni nadal trwa. Staliśmy się też pokoleniem dromadów. Tak oto z jednego miasta do drugiego, z jednego państwa do kolejnego. Gdzie w tym jest szansa na dom i rodzinę? Gdzie na stabilizację?

Właśnie ekonomia. Ta leży u większości z moich kolegów. Doktorów, spawaczy, magistrów i murarzy. Bez różnicy. Jesteśmy w widełkach płacowych, w których nie ma możliwości normalnego życia. Do tego specyfika "stylu życia" naszego pokolenia. Z jednej strony chęć osiągnięcia tego co tradycyjnie było pojęte jako "normalne" - a z drugiej hulaszczy stan trwający do 40 roku życia i dalej. 

Dokąd my zmierzamy? Czy my jesteśmy jeszcze przyszłością czegokolwiek? Nie, jesteśmy ofiarami tranzycji systemowej, walki opcji postkomustycznej z pro katolicką i pro polską. Ideologie tak nas zmieliły, że w każdym calu nie jesteśmy w stanie wzbogacić, ani siebie, ani tego społeczeństwa. Oczywiście można nawoływać do przestrzegania tradycyjnych zasad, konwenansów. Ale to już jest wołanie na puszczy. Wartością dziś dla człowieka, nie jest człowiek, ale pieniądz. Wiele wzniosłych słów, należałoby usunąć ze słownika, bo te słowa już sa tylko pustymi znaczącymi dla dzisiejszych trzydziestolatków. 
\
Wychowani w świecie "marzeń o potędze" finansowej, której szybki wzrost obserwowaliśmy w latach 90 - tych, i wepchnięci w wieku produkcyjnym w strukturalnie zmienioną rzeczywistość Polski po 2004 roku mamy problem. Dalszy dysonans. Z jednej strony zrozumienie dla potrzeby posiadania kompetencji, umiejętności, kwalifikacji, z drugiej rozczarowanie, że struktura, instytucje i ich węzłowe miejsca nadal są obsadzone ludźmi starej nomenklatury, co potęguje niemoc. I nie chodzi tutaj o władzę, ale o biznes przede wszystkim.

My musieliśmy robić studia, byliśmy zmuszeni do podyplomówek, żeby zarabiać 1500 złotych, oni to ludzie lat 50 - 60, wyrośli i wykształceni w komunie i w dużej mierze w takim duchu wychowani. Oczywiście nie każdy jest taki sam, ale trzeba doceniać moc systemowego oddziaływania ideologii. Na nas wpływ miały obie i postkomunistyczna i ta "lepsza" post-solidarnościowa. Żadna jednak nie dała nam szans realnego życia. Dziś żyjemy w stanie kompletnej innercji. Jak kiedyś Ci, którzy próbowali coś zrobić. Młodzieńczy zapał zderza się ze strukturalnymi przeszkodami. Wiecie, Czytelnicy, jaki odsetek moich kolegów i koleżanek, z moich szkól chojnickich, mieszka w tym mieście? Jaki odsetek żyje godnie? To są znikome procenty. Moi koledzy żyją poza Polską, poza Chojnicami. Jak chcemy budować? Kiedy sami staliśmy się jedynie emanację powiedzenia, że "czas leci". Nic nie możemy wnieśc, nic nie możemy uzyskać. Ten świat nie pozwala być nam "twórczą tkanką", on nas zmusza do egzystencji na skraju...egzystencji.

Zawsze zadaję sobie pytanie, co dalej? Co można zrobić? Jakie są rozwiązania?

Świetnie wskazała Jadwiga Sztaniskis, że w Polsce wprowadzono zmiany strukturalne, choć nikt na to nie był gotowy. Nałożono agresywny kapitalizm na społeczeństwo wychowane w komunie. Zażądano podporządkowania się życiowej modzie Zachodu, ale oprócz żądań nic nie zaoferowano ludziom, aby się dostosowali. Dlatego dziś magistrzy ekonomii, prawa, politologii sprzedają kredyty...albo materiały ścierne ;)

Co nam pozostaje? Są dwie opcje, tak generalnie traktując "nas", emigracja, bądź brutalna gra biznesowa. Ani jedno, ani drugie nie wniesie nic pozytywnego do rozwoju nas samych, ani do wzbogacenia Polski. 

Jest jeszcze rozwiązanie, kredyt niczym uzda na 40 lat...M3 i totalne podporządkowanie systemowi. Czym to się różni od czasów PRL-u? Tam, też dostawali Ci, którzy byli grzeczni i w układach...Ciągle ta sama bajka. Nie ma się co łudzić, że coś zmienimy. Nic się nie zmieni. Jesteśmy straconym pokoleniem. Ani nie zdążymy nikogo zastąpić, ani wyprzeć. Jesteśmy pokoleniem spisanym na straty. Oczywiście traktując nas jako zbiór. Może piszę to ze swojej perspektywy. Może w dość pesymistycznym stanie i oglądzie rzeczywistości. Ale naprawdę ręce mi opadają, kiedy widzę świat w którym nie ma miejsca na normalność...