Wiele zjawisk życia społeczne - politycznego udaje się wyjaśnić za pomocą teorii nauk społecznych, lub po prostu dzięki budowaniu aparatu pojęciowego.
Zauważano kiedyś, że ofiary porwań mogą się identyfikować z porywaczami, a co więcej mogą nawet ich wspomagać, a po zajściu zatajać ich pobyt i likwidować ślady.
Takie zjawisko, jak wspomniane wyżej, nazwano Syndromem Sztokholmskim. W Chojnicach zauważam istnienie Syndromu Chojnickiego.
Obywatele, w cudzysłowiu porwani przez lokalną władzę i jej naczelną figurę, stali się niczym zakładnicy dopomagający swemu oprawcy. I tak co 4 lata oddają głos na tych ludzi z obozu władzy, którzy miastu nie służą, a szkodzą i miastu i jego mieszkańcom, tworząc przy tym atmosferę zaduchu, podejrzeń, osaczenia mieszkańców. To nie są moje wnioski tylko, to są wnioski wynikające z zewnętrznych badań, o których wkrótce.
Warto jednak mieć świadomość, że coś takiego jak Syndrom Chojnicki rzeczywiści istnieje i należy to zjawisko narzędziami społecznej krytyki zwalczać.