piątek, 26 kwietnia 2019

Umywanie rąk

Miasto Chojnice w zelockim zapale zgłasza prawdopodobne naruszenia prawa w chojnickim przedszkolu nr 9. To nic, że Miasto Chojnice samo narobiło sobie piętrzących się kłopotów z system przedszkolnym. Oczywiście, niestety, to sam Burmistrz jest autorem i propagatorem pomysłów, które doprowadziły do całkowitej prywatyzacji wszystkich przedszkoli w mieście. Co się po drodze tej prywatyzacji, to ciężko opisać, warto jedynie zauważyć, że był to proces wielce bulwersujący i miał swe ostre zakręty, a Burmistrz to i promował do własności ostatniego przedszkola ludzi zgoła nierozsądnych. Chciałbym coś dobrego napisać o działaniach Burmistrza w tym kontekście, ale jak? Skoro fakty temu przeczą. 

Dziś o skandalu w chojnickim przedszkolu głoszą wszystkie media w Polsce, ale ratusz skutecznie umywa ręce od wszystkich przedszkolnych problemów, a to przecież władze miejskie rozregulowały cały system przedszkolny, niestety przy aplauzie albo i biernej zgodzie ówczesnej opozycji w Radzie Miejskiej: https://www.polsatnews.pl/wiadomosc/2019-04-26/rodzice-skarzyli-sie-na-przedszkole-w-chojnicach-dyrektor-rozwiazala-grupe/?ref=kafle&fbclid=IwAR1rwba8G4Y2wJGegIzN1La9KGCRRhIRxp6Vmy1cPnJfPR7R-UHg4pWFH2M


Przypomnę więc, jaką rolę w tym procesie odegrała strona społeczna w Chojnicach, przede wszystkim Stowarzyszenie Wspólna Ziemia i Stowarzyszenie Arcana Historii, które jako jedyne podmioty społeczne dostrzegły problem w prywatyzacji ostatniego przedszkola w Chojnicach, w którym obecnie wybuchł skandal: https://polityka-chojnice.blogspot.com/2015/10/przeciwko-prywatyzacji.html

W tej sprawie jest jeszcze dodatkowy epizod, Arseniusz Finster gwarantował publicznie, że kładzie głowę pod topór za dobrą opiekę nad dziećmi w sprywatyzowanym przedszkolu nr 9, warto o tym poczytać i zapytać Pana Burmistrza czy tę głowę, oczywiście w politycznym sensie położy pod topór:
https://pomorska.pl/prywatyzacja-przedszkola-nr-9-burmistrz-chojnic-spotkal-sie-z-rodzicami/ar/7244760  Obecnie zaś Burmistrz występuje w roli adwokata rodziców, można rzecz wobec katastrofy, której gwarantował swoją głową uniknąć...jakie to pokrętne, a pamięć rodziców i obywateli Miasta, jaka krótka...

Panie Burmistrzu, ja Pana proszę, żeby Pan oficjalnie i uroczyście przyznał, że popełnił Pan błąd prywatyzując chojnickie przedszkola i żeby Pan osobiście przeprosił rodziców i zagwarantował teraz dzieciom, wyrzuconym z przedszkola opiekę. 

Molestowanie moralne

Obserwowałem przebieg strajku nauczycieli (?), wczoraj na Starym Rynku w Chojnicach. Pierwszy problem tkwi w tym, że nie był to strajk samych nauczycieli, ale wspierały ich dwie inne grupy - władze samorządowe, był tam przecież i wypowiadał się Burmistrz Miasta, ale i niestety uczniowie chojnickich szkół. Wychodzi na to, że nawet swojego własnego strajku nauczyciele nie potrafią samodzielnie przeprowadzić i muszą mieć wsparcie zewnętrzne. 

Będę podtrzymywał to o czym wielokrotnie pisałem, nauczyciele posiadają w takich społecznościach jak chojnicka i tak wielką przewagę nad innymi grupami zawodowymi, między innymi dlatego, że to oni de facto dzierżą władzę w mieście (pisałem o tym tutaj i tutaj).  Widać po wczorajszym proteście,że z tych przewag w sposób wydatny korzystają, nawet w czasie protestów. Warto bowiem zauważyć, że w czasie trwania wczorajszej manifestacji Miasto Chojnice udostępniło siłami ChCK nauczycielom cały sprzęt - więc zapewne mikrofony, nagłośnienie, itd. Warto to zestawić z zachowaniem władz miasta, kiedy to protesty społeczne są rzeczywiście wyrazem żywiołowych postaw mieszkańców, a kiedy władze takie protesty w sposób niezgodny z prawem zagłuszały. Tak było przecież w 2011 r. (zobacz tutaj).

W mojej ocenie nauczyciele w Chojnicach dają się manipulować władzy samorządowej. Po pierwsze dlatego, że nigdy nie zorganizowali strajku, ani protestu wobec warunków pracy, które tworzy im lokalny samorząd. Przecież to nie kto inny, jak nauczycielka Marzenna Osowicka wielokrotnie podnosiła nieprawidłowości i niejasności w przyznawaniu dodatków do wynagrodzenia dla nauczycieli w chojnickich szkołach, w domyśle sugerując, że dodatki i to najwyższe otrzymują ci, którzy popierają aktualną linię polityczną burmistrza i dyrektorów szkół. Jakoś wtedy nauczyciele chojniccy nie potrafili walczyć o "swoje". Zlecone audyty stwierdziły wtedy, w 2015 r., że brak było nawet górnej granicy dla dodatków, a dyrektorzy mieli szeroką możliwość uznaniowego przyznawania dodatków do wynagrodzeń. Czy ktoś z nauczycieli, poza Marzenną Osowicką, interesował się wtedy tym tematem?

Słuchając tego co do powiedzenia miał wczoraj Burmistrz Miasta (urlopowany od dwóch dekad nauczyciel) w czasie manifestacji - władzy samorządowej, nauczycieli i uczniów (strajkują chyba wspólnie), można było dojść do wniosku, że manipulowanie przez samorząd wynagrodzeniami nauczycieli musi mieć swój kres. Burmistrz bowiem zapowiedział, że : "podjęto słuszną decyzję o zawieszenie strajku, nie będzie argumentów, że nauczyciele strajkują, wzięliśmy uczniów jako zakładników. Natomiast my zyskujemy czas...Rekompensaty za ten strajk. Nie możemy powiedzieć, że zapłacimy za ten strajk, bo byśmy łamali prawo...Ale możemy wypłacić pewne inne świadczenia zgodnie z prawem". Oznacza to nic innego, jak zapewnienie, że z pieniędzy gminnych władza samorządowa jednak za ten strajk nauczycielom zapłaci. Jest to nic innego jak kolejna odsłona wojny totalnej z PiS, i niestety dalsza finsteryzacja prawa lokalnego oraz postępującego w Chojnicach procesu podważania autorytetu władzy państwowej, co tworzy jakieś złudne wrażenie u osób niezorientowanych istnienia swoistej autonomii Chojnic w ustroju Polski. Nawołuję w tym miejscu Burmistrza do tego, aby z pomysłu rekompensat za strajk wycofał się, jeśli ma na względzie dobro Miasta Chojnic - bo koszty finansowe rekompensat mogą być bardzo wysokie, jeśli podda ktoś to działanie pod wątpliwość na drodze prawnej. Zapędy Burmistrza Chojnic do stawania przeciw PiS są powszechnie znane, podobnie jak próby finsteryzacji prawa, ale watro pamiętać o tym, że wiele razy Burmistrz nie miał racji w tym co głosił publicznie. Niech przykładem będzie proces prywatyzacji przedszkoli samorządowych, który według Butmistrza miał przebiegać bez problemów i z samymi korzyściami społecznymi, a mieliśmy lata procesów sądowych z przedszkolankami, dodatkowe koszty za złe decyzje polityczne, skandale w czasie prywatyzacji, oraz wreszcie ponowne powołanie cichcem jednego przedszkola samorządowego, bo system wymykał się z pod kontroli ratusza, co strona społeczna lata temu już prognozowała i za co była nękana. 

Czas sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego nauczyciele na co dzień nie walczą o swoje prawa, już tutaj w przestrzeni lokalnej, dlaczego nie próbują wypracować standardów swojej pracy w relacjach z gminami i powiatami, czyli jednostkami, które ich zatrudniają de facto. Dlaczego nauczyciele nie protestują wobec miejskich, milionowych, inwestycji na stadionie Chojniczanki, skoro to publiczne pieniądze, które mogłyby zasilić edukację i ich własne portfele (może jakiś nauczycielski protest wobec inwestycji milionów w podgrzewaną murawę)? Natomiast decydują się uczestniczyć w strajkach, które realnie podminowują ich pozycję społeczną, zawodową i finansową, szczególnie w relacji do głównego płatnika subwencji oświatowej, czyli do państwa. W Chojnicach ta subwencja ma się jak 4:1, w stosunku państwo-gmina. Deklaracje Burmistrza, który chce, powiedzmy to wprost, obejść prawo, aby wynagrodzić strajk ze środków publicznych jest niebezpiecznym dla lokalnej władzy rozwiązaniem w perspektywie prawomocności takich działań. Ta próba może Miasto słono kosztować. Osobiście, rozumiem, że nauczyciele muszą za coś żyć i chcą tego wsparcia, ale może wreszcie pierwszy raz się przekonają, że na działalności społecznej się nie zarabia, na niej się zawsze finansowo traci i zaprzeczanie temu prawu przez Miasto będzie dalszym pogłębianiem konformizmu nauczycieli, odmawianiem im podmiotowości i kontynuowaniem molestowania moralnego przez lokalne władze samorządowe wobec belfrów. Nauczyciel za wszytko chcieliby pieniądze, wczoraj usłyszałem na proteście, że jak jadą z dziećmi na wycieczki szkolne, to nikt im za to nie płaci. Takie słowa są jedynie obrazem, oderwania się od rzeczywistości kolejnej grupy społecznej. 

Ciekawe jak to jest, że my się potrafiliśmy przysłuchiwać protestom Burmistrza, nauczycieli i uczniów bez prób zagłuszania tego protestu, próbując zrozumieć cele i intencje manifestujących, a przecież cała centro-prawica jest metkowana w Chojnicach jako oszołomy! Jak pokazują przykłady z życia, trzeba być naprawdę niezłym oszołomem, żeby zachowywać się normalnie...


Zdjęcia z wczorajszego strajku:




Głos zabrał Burmistrz Miasta Arseniusz Finster, zapewniając zgromadzonych nauczycieli, i uczniów, że nauczyciele otrzymają remkompensatę za strajk.










sobota, 20 kwietnia 2019

Ważne refleksje papieża Benedykta XVI o kryzysie

List Benedykta XVI jasno wskazuje marksizm kulturowy, jako przyczynę upadku, nie tylko Kościoła katolickiego i jego kapłanów, ale i społeczeństwa zachodniego. Wysłuchałem tego z otwartym i krytycznym umysłem, rozważając, co czeka Zachód?

Serdecznie polecam czytelnikom mojego bloga:




piątek, 19 kwietnia 2019

Prawda a belfrów polityka

Nierzadko bywało tak w historii polityki, że pod pojęciem prawdy krył się czysty fałsz. Zresztą uznać należy słuszność poglądu według którego najzapalczywsze autorytety czystości moralnej, są zgniłkami prowadzącymi podwójne życie i wyznającymi podwójne standardy. Przykład prawdy jako fałszu, podręcznikowy wręcz, daje sowiecka gazeta "Prawda". Takich publikatorów zresztą, siewcy "prawdy" i dziś się nie wyrzekają. 

Próbując ocenić strajk nauczycieli w Chojnicach, naprawdę warto wyjść z ideologicznych butów postrzegania rzeczywistości, przestając łykać jak pelikany ideologiczną papkę podawaną przez lokalne media, i spojrzeć na ten stan rzeczy przez pryzmat głęboko racjonalny. Przede wszystkim więc oczywistością są następujące fakty: 

- nauczyciele zarabiają niewiele i wiele zarazem - to zależy z jaką grupą zawodową będziemy porównywać ich zarobki, pamiętać jednak należy, że średnia wynagrodzenia w Chojnicach jest na jednym z najniższych poziomów w woj. pomorskim, płace nauczycieli zaś są w ten sposób relatywnie wysokie w stosunku do środowiska w którym żyją. Średnie wynagrodzenie w powiecie chojnickim w 2017 r. wynosiło między 2960 zł a 3598 zł brutto, a wśród nauczycieli w Chojnicach jak podaje Urząd Miejski: kontraktowi 3542 zł brutto, mianowani 4264 zł brutto, a dyplomowani 5675 zł brutto, ogółem więc zarobki ponad powiatową średnią.  Przyznać należy, wynagrodzenia w Polsce są ogólnie na żałośnie niskim poziomie, ale nie zmieni tego wydzieranie pieniędzy przez jedną z grup innym, albo społem zamach na kasę publiczną. 

- wśród osób tworzących komitety strajkowe w poszczególnych szkołach są nauczyciele, którzy są słabymi w mojej ocenie pedagogami i niestety stanowili niechlubne przykłady nauczycielstwa, nie ma zaś w tych komitetach praktycznie nauczycieli, którzy zawsze byli zaangażowani w swoją pracę i ciszyli się wysokim autorytetem wśród uczniów. Dlaczego? Nie będę operował nazwiskami, bo nie chcę nikogo krzywdzić, po prostu pytam, dlaczego tak się sprawy mają? 

- nauczyciele posiadają prawa wyborcze i określone preferencje polityczne, są też często uwikłani w system zależności samorządowej, i to co ich najbardziej interesuje w mojej ocenie, to dogodzenie sobie na dwóch poziomach 1. bytowej; 2. spełnienia wyznawanych wartości politycznych. Niestety w miarę trwania strajku jasnym staje się prymat drugiego punktu nad pierwszym. Tutaj nie chodzi li tylko o podwyżki (kto nie chciałby wśród nauczycieli więcej zarabiać?!?), ale przede wszystkim chodzi tutaj o politykę. 

- chojnickie grona pedagogiczne, strakujące, to jak wynika z mojej obserwacji przede wszystkim zdeklarowani przeciwnicy PiS, umiarkowani antypisowcy i walczące grona postkomunistyczno-lewackie. Innych grup i jednostek w tym środowisku nie rozpoznaję. Równie dobrze, jak w obecnym strajku, to nauczyciele ci wezmą udział w "czarnych marszach", i wszystkich innych wymysłach centro-lewicy-liberalnej. Nigdy tych nauczycieli nie widziałem przy akcjach społecznych, przy patriotycznych w ogóle, bo zawsze potrafili się zasłonić swoją "bezstronnością" i "apolitycznością", ale teraz z zelockim zapałem plakatują szkoły i zamykają klasy. Myślę, że wkrótce po linii politycznego poparcia, dla politycznego strajku, będą mogli niedługo otrzymać wsparcie finansowe od chojnickiej Rady Powiatu oraz od Starosty Chojnickiego, podobnie zapewne będzie w mieście. 

- dowodem na to, o czym piszę powyżej są postawy samorządowców względem strajku nauczycieli. A ci, tak jak Burmistrz Miasta, czy starosta chojnicki Marek Szczepański, w sposób wręcz, z pozoru, bezrefleksyjny popierają strajk nauczycieli. Silą się też na różne gesty pomocy i zrozumienia dla "słusznego" strajku od pączków po racuszki ;), ale przypuszczam, że wkrótce pojawią się deklaracje finansowania tych strajków z pieniędzy samorządowych poprzez system nagród. Ciekawe tylko dlaczego Urząd Miejski w Chojnicach miał zawsze taki problem, żeby wskazać na jakich zasadach i komu przyznawano w szkołach, którym nauczycielom, nagrody i w jakiej wysokości - a była już radna Marzenna Osowicka jasno mówiła, że jest to kolejny system zależności i utrzymywania wpływów chojnickiego ratusza w lokalnej oświacie. Wtedy jakoś Burmistrz nie był skory do poparcia pedagoga przecież, czyli Marzenny Osowickiej. Zresztą Burmistrz sam nadal jest przecież urlopowanym, i to chojnickim, nauczycielem. Jeśli zaś pisać o starostwie, to ogólnie sprawa jest kłopotliwa, bo chojnickie licea nawet w rankingu wojewódzkim znajdują się nisko - na 16. miejscu II LO (i na 278. w Polsce) i na 45. I LO (i na 813. miejscu w Polsce) w rankingu Perspektyw 2019.  I jak napisałem wyżej, w mojej opinii w komitetach strajkowych w tych szkołach są przede wszystkim nauczyciele, którzy nie mają u uczniów autorytetu, a z lat kiedy uczęszczałem do tych szkół większość z tych nauczycieli zapamiętałem raczej w ciemnych barwach. Nie tylko jako niezbyt szeroko myślących, ale i jako konformistów lokalnego systemu władzy. Także ich udział w komitetach strajkowych nie dziwi mnie, a wręcz jest potwierdzeniem dawnych obserwacji. Postawę zaś samorządowców można uznać jasno, jako kolejny teatr wojny totalnej z PiSem. Tym razem bitwa toczy się w szkołach, ze szkodą dla dzieci. 


W mojej własnej ocenie, strajk w okresie matur i egzaminów jest nie fair i uderza w godność zawodu. Żeby nie było tak w przyszłości, że nauczyciele sami się przekonają jak bardzo upadł ich autorytet przez tak organizowany strajk polityczny zarówno w oczach uczniów jak i ich rodziców. Nauczyciele dali się wplątać w wojnę polityczną z której nikt nie wyjdzie z czystymi rękoma. Stali się nauczyciele chojniccy biorący udział w strajku swoistym lewarem do walki z PiSem, dla lokalnych antypisowskich elit politycznych, tym samym upolitycznili się i skrajnie dali się zmanipulować, bo być może część z nich naprawdę myśli, że to wsparcie ze strony lokalnych włodarzy to akt solidaryzmu w walce o wyższe płace!


Starosta Marek Szczepański, wybitny przykład chronicznej nienawiści do PiSu, który wspiera całym swym sercem chyba i profilem na pewno nauczycieli, którym chyba nie tak dawno wmawiano, że mogą stracić etaty, bo w powiecie brakowało środków? Może zamiast mebli za 66 tys. złotych, albo portalu http://www.bizneschojnice.eu/ (polecam tekst o tym "wirtualnym kretyństwie": tutaj), był to bezużyteczny przykład złego wydatkowania środków publicznych przez powiat, mógłby powiat te pieniądze przeznaczyć na podwyżki dla nauczycieli, dodatki, itd?


Stąd moi Państwo, źle się dzieje, że nauczyciele swoje osobiste poglądy polityczne i sympatie przekładają na szkołę i uczniów, pozwalając, aby walka polityczna wkraczała między ławki szkolne i rzutowała na przyszłości młodych ludzi. Bo nauczyciele rzekomo nie mają środków do życia i walczą, niby to, tylko o podwyżki!

czwartek, 18 kwietnia 2019

Demografia głupcze!

Problem chojnickiej demografii, w kontekście migracji, stał się na tyle nośny, że nawet Burmistrz z miejskim uczonym Zientkowskim zabrali się onegdaj za pisanie artykułu o migracji z Chojnic właśnie (tak to jest, jak filozof bierze się za problemy społeczne). Pomijając problem rzetelności ich ustaleń (albo jego braku), to co ukazali artykułem tym w "Zeszytach Chojnickich", było to, czego ukazać nie chcieli - więc fakt istnienia problemu, który próbowali wybielać. Konstatując, że migracja z Chojnicach to w zasadzie zjawisko marginalne. 

Liczba mieszkańców polskich miast, miasteczek i gmin jest skrzętnie notowana przez GUS. Jednak wszystko zależy od metodologii. Uważam, że dane przedstawiane przez GUS, powinny uwzględniać większą liczbę czynników, pozwalających oddawać lepiej liczbę ludności w stosunku do dynamiki zmian procesów migracyjnych (zarówno w obrębie państwa, jak i poza jego granice). 

Kilka lat temu pojawił się wskaźnik o którym chyba nikt wcześniej nie myślał, jako o możliwości choćby częściowej weryfikacji liczby ludności według danych GUS. Jak podaje GUS, liczba ludności Chojnic wnosiła na koniec 2017 r. 39 937 osób. Jeśli tę liczbę skonfrontujemy z liczbą osób, których zgłoszono w deklaracjach o wysokości opłat za gospodarowanie odpadami komunalnymi, to przeżyjemy szok. 

Jak poinformował mnie ratusz, liczba tych osób to rzeczywiście w Chojnicach zaledwie 33 397 osób. Wiemy przecież, że odprowadzenie odpłat śmieciowych jest obowiązkowe, i obowiązkowo należy podać liczbę osób zamieszkującą w lokalach. Oznacza to, że być może w Chojnicach mieszka prawie o 7 tys. osób mniej, na co dzień, aniżeli podają to oficjalne statystyki! Jeśli się dobrze nad tym zastanowimy, to czy może to nas dziwić? 

Po pierwsze bardzo duża liczba osób przebywa na emigracji zarobkowej poza Chojnicami, i w tym czasie na pewno nie są zgłaszani do opłaty śmieciowej. Ponadto studenci - których być może rodzicie również szukając oszczędności wykreślają ich z opłaty śmieciowej na czas trwania studiów. Po trzecie, Chojnice podlegają procesowi suburbanizacji - coraz większa liczba chojniczan mieszka na wsi w okolicach miasta. No i na samym końcu, wskazałbym oszustów, którzy po prostu jadąc na gapę koszty utylizacji przerzucają na innych. 

Zresztą, jak się ma do tego ponoć ponad tysiąc członków wspólnoty ukraińskiej w Chojnicach? I rosnąca grupa pracowników z innych państw?

Sytuacja demograficzna Chojnic jest zła, a fakt, które właśnie przedstawiłem powinny być ostatnim dzwonkiem do podjęcia bardzo zdecydowanych działań. Szczególnie w sferze polityki prorodzinnej - o czym napisałem tutaj. W każdym razie, Chojnice 40 tysięcy mieszkańców nie mają. Problem miejskim nie są fiananse miejskie - publiczne - długi publiczne zawsze były rolowane, a w Anglii roluje się je od XVII w. i nikt z tego powodu nie ucierpiał. Prawdziwym problemem naszej wspólnoty stała się demografia. 



Miejskie becikowe

Sen z powiek rządzących, we wszystkich już państwach cywilizacji zachodniej, spędza wizja załamującej się demografii. Starzejemy się, skąpo bardzo reprodukujemy i nie nadążamy za dynamiką zmian demograficznych poza Europą, a nasza część kontynentu pogrążona jest w wyjątkowej malignie, która wywołuje jakieś repulsywne odruchy tych samych rządzących, na różnych szczeblach władzy.

Stąd mamy takie kuriozalne rozwiązania, jak ładowanie setek tysięcy, a czasami milionów złotych w programy in vitro przez włodarzy samorządowych. Dobrym przykładem są Chojnice. 

Jak wiadomo powszechnie, bo wojna medialna przecież o chojnickie in vitro przetoczyła się po mediach ogólnopolskich, w Chojnicach program in vitro działa i jest finansowany przez Miasto. Żałować jedynie należy, że nasza miejska opozycja nie znalazła żadnych innych argumentów przeciw in vitro, aniżeli tylko te natury ideologicznej, w pośpiechu wyciągając ręce o pomoc do plebana. Co tylko dowodzi miałkości naszych radnych "opozycyjnych", którzy niestety od prawie już pół roku nie wyszli z  żadną godną uwagi inicjatywą. Przecież mamy 6 radnych PiS pod wodzą Bartosza Blumy! I słusznie mieszkańcy mówią na to - i co z tego?!?

Politykę prorodzinną, pronatalną, można prowadzić na różne sposoby. Rząd zdecydował o programie 500 plus i chwała im za to! Natomiast mało kto chyba wie, że regulacje prawne dozwalają wprowadzanie przez samorządy dodatkowych kwot, środków które byśmy określili jako świadczenia macierzyńskie. Chojnice tego nie robią (wypłaca się jedynie zapomogę z tytułu urodzenia dziecka na podstawie art. 15b ustawy o świadczeniach rodzinnych). Nie wprowadziły żadnego miejskiego funduszu finansowego wsparcia dla matek, natomiast wprowadziły in vitro, które jak dobrze pamiętam kosztuje budżet miejski ponad 200 tys. złotych. 

Stąd składam publicznie propozycję, aby powstał miejski program wsparcia macierzyństwa, poprzez wprowadzenie miejskiego świadczenia z tytułu urodzenia dziecka, czemu podstawę daje art. 22a ustawy o świadczeniach rodzinnych), które będzie finansowane przez budżet miejski. Nadto na podstawie art. 22b Rada Miejska może wdrożyć dodatkowy system świadczeń rodzinnych, i w tym względzie potrzebna jest poważna dyskusja w mieście - jak i kogo wspierać środkami miejskimi. W mojej opinii byłby to świetny bodziec dla walki z negatywnymi trendami demograficznymi w mieście. Taki program, przy wstępnym założeniu, że wiązałby się z wypłatą dla świeżo upieczonych mam z Chojnic dodatkowego tysiąca złotych z kasy miejskiej, kosztowałby miasto w granicach 500 tys. - 1 mln złotych. Jeśli są pieniądze na in vitro, to dlaczego Miasto dotąd nie stworzyło programu wsparcia naturalnych poczęć, i dlaczego miejska opozycja nie sięgnęła po argumenty merytoryczne w walce z koncepcją finansowania in vitro? 

Władza w Chojnicach nie myśli o dobru mieszkańców, tylko o uczestnictwie w światowej walce ideologicznej za pieniądze chojniczan. Opozycja niestety też nie myśli o dobru chojniczan, tylko o moszczeniu sobie miejsc w Radzie Miejskiej i dostępie do dodatkowego wynagrodzenia (dietetycy). 




środa, 17 kwietnia 2019

Zmiany na osiedlach i kulejąca demokracja lokalna

Na zebraniu ogólnym samorządu mieszkańców osiedla nr 10 Kolejarz-Prochowa obecnych było 18 osób. Na tym osiedlu mieszkają blisko 3 tys. osób. Niestety, zainteresowanych życiem osiedla jest tylko garstka. 

Powoli zachodzą pewne zmiany we władzach SMO, przykładowo dla Osiedla nr 10, zmienił się praktycznie cały zarząd poza pozostaniem w nim Karola Buławy. Jest więc nowy przewodniczący - Michał Gruchała, który wygrał wybory z Kazimierzem Drewkiem. 

Odpuściłem uczestnictwo w pracach Zarządu oraz w lokalnym samorządzie osiedlowym, choć będę wspierał kolegów. Powodem mojej niechęci do dalszej pracy dla osiedla jest ciągłe NIE, ze strony miasta na wszelkie proponowane inicjatywy i inwestycje. Czego kuriozalnym sztandarowym przykładem może być brak pięniędzy w kasie miejskiej na podwyższenie ogrodzenia na osiedlowym Orliku. Takich spraw, które kierowałem do Miasta, a które nie zostały podjęte, mógłbym tutaj wymieniać bez liku. Mam nadzieję, że te sprawy załatwi nowy Zarząd. 

Uważam, że zrobiłem dla Osiedla tyle ile mogłem, byłem inicjatorem np. akcji antysmogowej - chyba jedynej podjętej przez Miasto w odpowiedzi na propozycję Zarządu. Jako porażkę 4 latach pracy Zarządu uważam brak zdecydowanej postawy wobec obrony warzywniaka na Pl. Piastowskim, bo choć Zarząd zobowiązał przewodniczącego do sprzeciwu w czasie Rady Miejskiej, ten poparł pomysły likwidacji warzywniaka. Do dziś jestem też zbulwersowany sprawami funkcjonowania tzw. budżetów obywatelskich, gdzie dysponentami środków były samorządy osiedlowe. Niestety, ale i w tym lokalna władza maczała swe paluchy zbyt głęboko, i w sposób bezprawny w mojej ocenie dawała przyzwolenie na cofnięcie prawomocnych decyzji o wydatkowaniu tych środków - tak było na Os. Kolejarz - Prochowa, kiedy zdecydowaliśmy o rozbudowanie infrastruktury na tzw. Centralnym Placu Zabaw przy Jedności, ale wystarczyło wstawiennictwo sekretarki burmistrza, żeby zwołano w trybie specjalnym kolejne zebranie na którym zdecydowano o budowie placu zabaw na polach za osiedlem, gdzie nie ma ani infrastruktury, ani dobrego dostępu do tego placu dla pozostałych mieszkańców osiedla. 

Samorządy osiedlowe, to problem lokalnej władzy. Nie radzą sobie z nimi, ani w sensie ustroju, ani w sensie obsady. Każdy samorząd, który rzeczywiście chce coś robić jest skutecznie w mojej opinii blokowany. Szanse na inwestycje istnieją głównie tam, gdzie we władzach osiedli są ludzie lokalnego układu władzy, inne grona mogą inicjować nawet Dolinę Krzemową, ale zgody ze strony ratusza nie uzyskają, choćby ten nie miał dołożyć nawet złotówki. Niestety, taka postawa władz pogłębia niechęć obywateli do osiedlowej samorządności, czego dobitnym przykładem jest spadająca frekwencja w zebraniach ogólnych.