czwartek, 27 marca 2014

Myślmy globalnie, działajmy lokalnie

Myślenie o lokalności, samorządności w oderwaniu od warunków w jakich żyjemy w ujęciu globalnym, byłoby absolutnie oderwane od kontekstu, a tym samym błędne.

Dlatego rozważając możliwości działania w skali samorządu musimy myśleć w kategoriach sieci, w kategoriach społeczeństwa, którego jesteśmy elementem i będziemy nim tak długo, jak tylko długo będziemy trzymać rękę na pulsie współczesnych przemian.

Niewątpliwie tytuł mojego posta wpisuje się w zawołania alterglobalistów i przyznam szczerze, że chyba mógłbym siebie samego określić jako alterglobalista, któremu bliskie są: zawołania o wzmacnianie społeczności lokalnych szczególnie w wymiarze kulturowym (gdzie u nas ciągły brak nauczania o historii regionu, jego kulturze); odrzuceniu determinizmu w myśleniu o tym co czeka naszą wspólnotę lokalną (naprawdę możemy jako grupa społeczna i jednostki odnaleźć się na arenie współczesności, to zależy od nas); wykorzystaniu zdobyczy technologii do walki o społeczeństwo obywatelskie w dobie globalizacji; powszechna zgoda na pluralizm światopoglądowy; powiązania mechanizmów ekonomicznych z potrzebami społecznymi. 

Co z tego wynika dla Chojnic? Chyba pewne odmitologizowanie naszej rzeczywistości. Trzeba zrozumieć, ze w dobie globalizacji, my w Chojnicach, nie mamy szansy na ściągnięcie do siebie, do Chojnic wielkich zakładów przemysłowych. Tutaj nie powstanie ani kolejna fabryka VW, ani telewizorów. Jedyne co można zrobić w tej kwestii to: edukować, wspomagać i odciążać przedsiębiorców lokalnych. Czyli wzmacniać konkurencyjność już istniających firm, wręcz udostępniając im mienie publiczne i środki publiczne jeśli tylko miałoby to doprowadzić do redukcji bezrobocia i spełniania postulatów alterglobalistycznych. Jeśli w Chojnicach postawimy na wzmocnienie finansowania nauczania języków obcych, na pełną współpracę samorządu z firmami lokalnymi, na wspierania promowania wyrobów i rynku lokalnego na rynku międzynarodowym, Tylko, że ta pomoc z samorządu nie może skutkować kolejnymi willami, super autami i życiem na high - life dla niewielu, a musi przyczyniać się do ogólnego wzrostu stopy życia chojniczan, który jest bardzo łatwo zmierzyć. 

Kiedy globalizacja rozpoczynała się na dobre, a można chyba mówić o czasach wielkich odkryć geograficznych, to właśnie wtedy już uwidaczniał się dobitnie proces, który do dziś w kapitalizmie światowym ma decydującą rolę - znaczenie swoistości produktów lokalnych i regionalnych (przywożono do Europy, tylko dla przykładu:  pieprz, kakao, tytoń). Oczywiście w świecie wysokich technologii, Internetu nie chodzi o hodowanie specjalnej odmiany marchwi, która rosłaby nacią w dół...Ale o wspomaganie wszystkich bez wyjątku przedsiębiorców, z naciskiem na firmy produkcyjne i działające w sektorze high - tech, a powstające czy istniejące już w Chojnicach. Czyli z jednej strony, powinniśmy zgodzić się na kapitalizm i globalizm (no nikt z nas nie pojedzie chyba protestować jako antyglobalista - choć jednego takiego znam z Chojnic ;), a z drugiej strony trzeba przestać myśleć kategoriami mitów, że ktoś tutaj przyjdzie i zainwestuje miliardy, a Chojnice staną się Dubajem. To się nie stanie. W tym cała tkwi tajemnica kapitalizmu, że trzeba wytworzyć lokalnie coś co sprzeda się w skali globalnej, w innym wypadku można jedynie liczyć na postawienie fabryki sznurowadeł, która stanie się tak zwanym sweatshopem - miejscem ciężkiej pracy i niskiej płacy. 

Wydaje mi się, że PChS swym projektem gospodarczym rozłoży ekipę Finstera na łopatki, a miasto postawi w końcu do pionu. Polityka traktowania miasta i mieszkańców jak maszynki wyborczej, która też bazowała na zaciąganiu kredytów pod inwestycje unijne odejdzie w przyszłości w zapomnienie. To jest droga donikąd. Od kilkunastu lat miasto boryka się z ogromnym zadłużeniem, a jedynie co burmistrz z tym robi to zgadza się na powstawanie kolejnych marketów, Biedronek (skądinąd bardzo lubię te sklepy, ale kiedyś lubiłem osiedlowe sklepiki - których już nie ma), czy innych dyskontów, za cenę braku możliwości kreowania lokalnej ekonomii. Stajemy się rynkiem zbytu i taniej siły roboczej. Gdzie ludzie całują innych po rękach za pracę choćby mieli pracować na szaro czy w niegodziwych warunkach. Czas z tym skończyć. Ze zjazdami (nie wiadomo na jakich podstawach) na parkingi przy marketach kolegów i z budowaniem specjalnych ulic na prywatne, luksusowe, osiedla za pieniądze publiczne również.


Jan Paweł II i "Święty" Finster

Fot. www.ch24.pl, MZ, http://chojnice24.pl/artykul/17882/honorowy-obywatel-i-swiety/#comments



Nic mi do wiary burmistrza Chojnic. Jednak o czymś muszę napisać, kiedy widzę burmistrza z tym obrazkiem (przypomnę, ch24, link do art. pod zdjęciem, właśnie poinformowało o zangażowaniu się miasta w spotkanie na Starym Rynku w związku z kanonizacją Papieża Polaka) to muszę się ustosunkować.

Byłem tam wtedy w Pelplinie jako dziecko. Widziałem Was. Dziś też Was widzę, ale dziś wiem kim jesteście i wiem, że wszystko to co robicie pod znakiem krzyża, robicie tylko i wyłącznie dla zebrania głosów wyborczych. Jak można w XXI w. wykorzystywać ludzką wiarę, do przekonywania o swoim autorytecie? Dlaczego burmistrz, nosi krzyż podczas Drogi Krzyżowej z innymi włodarzami. Czy nie czuje , że to jest taki tani "lans"? Co Wy, którzy piliście z x. Madziągiem macie do powiedzenia i pokazania, co byłoby godne naśladowania? Dlaczego z jednej strony nic nie zrobicie w sprawie bezrobotnych, głodnych i biednych ludzi, a z drugiej mówicie o Janie Pawle II? Przeżycie dla burmistrza było niesamowite, jak w oko w oko stał z Papieżem? Szkoda, że obecnie burmistrz jest w stanie nawet pokazać się ze zdjęciem Papieża, ale jakoś o Jego naukach nie widzę śladu w postępowaniu burmistrza. Pro - społeczne, głęboko współczujące i miłosierne słowa i czasami postawy Papieża wobec najuboższych, zrównanie siebie (podobnie jak to czyni papież Franciszek) do poziomu trędowatego, tego nie zobaczymy u burmistrza Finstera. Burmistrz Finster, woli przekazywać ponad 100 tysięcy złotych rocznie z kasy miasta na basztę jednego malarza Jutrzenki - Trzebiatowskiego, woli topić miliony w basienie i woli elitarne spotkania w zamkniętej baszcie, ewentualnie w kręgu innych osób Trzymających Władzę. Jednocześnie manipulowane jest każdego dnia i społeczeństwo jako całość i każdy pojedyńczy obywatel. Czy naciski, telefony do rodzin, pozwy, szkalowanie prasowe na zamówienie, byłoby zgodne z nauką Papieża, który popierał od samego początku zryw "Solidarności"?  W tym samym czasie jednak z uporem zeloty będzie nosił Krzyż i będzie też maszerował w pochodach Trzech Króli. 

Tutaj nie chodzi o kłótnię do prawa do wizerunku Papieża. To tylko fotografia. Tutaj chodzi o znaczenie ważniejszą rzecz, o manipulowanie symbolami celem utrzymania władzy. Poza tym, nie podoba mi się głębokie zaangażowanie w relacje z Kościołem rzymskim człowieka, który do dziś nie zawołał ani razu "moja wina, moja bardzo wielka wina". Zawsze tylko na podorędziu ma zawołania typu "x to wichrzyciel", "PChS to źli ludzie", "x to nikczemnik",  i takie tam laurki.

Robienie z wiary widowiska organizowanego przez władzę publiczną, jest niedopuszczalne. Od tego jest Kościół rzymski i jeśli Kościół rzymski nie pozwalał sobie kiedyś na to, aby władza publiczna angażowała się w jakikolwiek sposób w życie Kościoła rzymskiego, to powstaje pytanie, co takiego stało się z Kościołem rzymskim, że dziś krzyż noszą funkcjonariusze publiczni? Kościół walczył o wolność i swoją i wolność tego państwa, a dziś jak się na to patrzy, to ma się wrażenie, że wśród kleru dominują postawy, które doprowadziłyby do stanu w którym krzyż na Drodze Krzyżowej nosiliby Gomułka, Gierek, Kania i Jaruzelski o innych kanaliach i mordercach nie wspominając. 

Niech Kościół w Chojnicach zorganizuje spotkanie i transmisję w związku z kanonizacją Jana Pawła II, z chęcią wezmę w tym udział jako obywatel miasta, ale w spektaklu władzy, gdzie wizerunek Jana Pawła II staje się zakładnikiem tej władzy udziału nie wezmę.