niedziela, 22 maja 2016

Liberalizacja a modernizacja

Irytują mnie osobiście te głosy mieszkańców, którzy uważają, że, cytuję: "za Finstera Chojniec wypiękniały", "to miasto zmieniło się nie do poznania", itd. Można mnożyć. Na szczęście ostatnie wybory ukazały, że wizerunek Burmistrza Chojnic znacznie został odbrązowiony, a spadek zaufania i autorytetu (sic!) postępuje. Pomimo tego powtarza się utarte frazesy o tym, że "Finster zawsze wygra wybory". Być może. Tylko przy tej myśli zwracam uwagę, że pomimo tego, że w takich autoryternych reżimach, jak rosyjski czy chiński, również odbywają się wybory, które wygrawa "zawsze najlepszy". To jest kwestia autorytaryzmu w skali mikro. Systemu synekur politycznych, "zabetonowania sceny, sieci znajomości, a nawet swoistego układu". Jest to po prostu finsteryzm.

Postęp, jako taki, obserwowano w Chojnicach szczególnie w epoce Gierka, wtedy to otwarto wielkie chojnickie zakłady, jak Mostostal, czy ZREMB. W których pracę znalazło kilka tysięcy ludzi, co spowodowało, że do Chojnic napływała ludność z innych terenów Polski. To był dopiero rozwój, prawda? (Nie glorifikuję "Gierkowskiego skoku", ale wskazuję, że inwestycja w "beton" nie stanowi gwarancji rzeczywistego rozwoju społecznego-indywidualnego w warunkach miejskich). No właśnie, więc o jakim rozwoju mówimy obecnie? Nowe ulice, chodniki? Są niezwykle istotnym elementem rozwoju infrastruktury, podnoszenia poziomu życia, to jasne. Jednak patrząc na dane statystyczne, Chojnice plasują się na szarym końcu "postępu". Dawno bowiem zarzucono, mierząc "postęp" praktykę, która koncetrowałaby się tylko na danych gospodarczych (a i tutaj Chojnice blado wypadają, jak pokazał raport Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową). Liczyć powinie się bowiem "człowiek". Rozwój kapitału społecznego, stanowi najistotniejszy element postępu w warunkach społeczeństwa wiedzy. Nie ma mowy o rozwoju i postępie w sytuacji, kiedy władza nadal nadaje nazwy pewnych narzędzi-instytucji, które im nie przynależą, to nie wywołuje społecznego zaufania. Przykładem tego są tzw. budżety samorządowo-obywatelskie, które stanowią porażkę obecnej władzy i z obywatelskością nie mają nic wspólnego, były ledwie pozornym ustępstwem Finstera wobec żądań opozycji, żądań, które i ja wysuwałem. Dobrym tego przejawem była frekwencja na debacie wokół tych budżetów, którą ostatnio zorganizowano w Szkole Muzycznej. Zresztą na spotkaniach osiedlowych nie było lepiej. Nie jest to przypadek, że ludzie nie interesują się takimi inicjatywami. Po prostu wiedzą, że te inicjatywy nie odzwierciedlają prawdziwej natury budżetów obywatelskich, nie uwzględniają ich aspiracji, punktów wiedzenia, potrzeb. Stanowią jedynie kolejne narzędzie zabezpieczenia interesów wąskiej grupy ludzi. Nie ma bowiem mowy o dyskusji w społeczeństwie w którym kryminalizuje się swobodę wyrażania poglądów politycznych, a to też nie zachęca do uczestnictwa w życiu publicznym. Kto następny chce iść do sądu za przedstawienie faktów? Z pewnością nikt. 

Barierą postępu w Chojnicach, pozostaje od lat burmistrz tego miasta i odwrotnie, jak myśli jeszcze duża liczba chojniczan, nie jest on motorem postępu, ale "głównym hamulcowym". Nawet powiedziałbym, że pretenduje do roli "policjanta myśli i działań w przestrzeni miejskiej". Dopóki nie zmieni się podejścia do roli aktywności społecznej, nie uzna się wagi społecznych działań w przestrzeni miasta, nie upodmiotowi się mieszkańców, to miasto będzie powoli wymierać w sensie gospodarczym, a potem...demograficznym. Zwyczajnie w Chojnicach potrzeba dobrej atmosfery do rozwoju, której nie ma, i której nie gwarantuje pretensjonalny burmistrz. 


Bez realnej liberalizacji życia politycznego w mieście, żaden znaczący postęp i związana z nim modernizacja miasta, nie nastąpią.