Rozpętała się burza o sprawy z gruntu rzeczy obyczajowe. Nie będę bowiem dyskutował o tym, czy ktoś ma prawo zabijać czy nie, ani o tym, w jakich warunkach takie prawo jednym nadać, a innym odebrać, gdyż nie sposób w tej sprawie narzucić komukolwiek normy z którą zgodzą się wszyscy. Szczęśliwie istotą demokracji jest możliwość ekspresji poglądów bez obaw o represje, przynajmniej te instytucjonalne, bo te środowiskowe i społeczne są zawsze podszyte jakimś uprzedzeniem, stereotypem, którego demokracja nie usunie.
Obserwuję i uczestniczę w życiu politycznym od lat i zauważyłem taką dychotomię polityki, chyba uzależnioną jednak od racjonalności obywateli. Otóż o pewnych sprawach sporów nie toczy się na scenie lokalnej, a o innych na szczeblu państwowym się nie mówi, a podejmuje się te zagadnienia właśnie w warunkach lokalnych. Przyczyn prawdopodobnie nie ma innych jak ta, że my tutaj w "Polsce powiatowej" zdajemy sobie sprawę, że żyjemy na peryferiach i niewiele możemy w sprawach o których decyduje się na szczeblu państwowym. A jednak czasami podejmujemy te wyzwania i społecznie dajemy wyraz dezaprobaty lub poparcia dla pewnych idei, choćby poprzez organizowane w Chojnicach marsze, które wiązać należy z włączaniem się lokalnej społeczności w szerszy dyskurs polityczny. Zwykle jednak "nie dotykamy", tego na co nie mamy wpływu.
I w tym kontekście myślę sobie, że zaścianek ma też swoje przywileje. U nas bowiem nikt nie krzyczy "Macice wyklęte", zbytnio jesteśmy na to nie tylko oddaleniu od centrum wydarzeń, ale i zalatujemy bigoterią, która nie pozwala nam o tym krzyczeć na ulicach Chojnic. Jest to więc swoisty przejaw kultury lokalnej, że o sprawach na które się wpływu większego nie ma o tych się milczy lub dyskutuje w domowym zaciszu w towarzystwie zaś dając wyraz swej ogólnej niechęci dla zamieszania "tam na górze". Nie powiem, i nie przypiszę lokalnej wspólnocie z tego powodu mądrości, ale siłą rozpędu okoliczności powodują, że człowiek czuje się obecnie w takiej lokalnej wspólnocie bezpieczniej, jakby jeszcze tutaj szaleństwo i prędkość nadchodzących zmian nie były odczuwalne. Można jeszcze korzystać z tego "jak jest".
Nas wojny obyczajowe nie interesują, bo bardziej jesteśmy zainteresowani kwestiami przyziemnymi, jak choćby tym, gdzie podział się "kupomat"?