niedziela, 29 grudnia 2013

Prekariat - towar ludzki do nabycia

Brytyjski profesor, ekonomista, Guy Standing zaproponował wprowadzenie do nauk społecznych i chyba szerokiego użycia w polityce nowe pojęcie, dobrze je sobie zapamiętajcie: PREKARIAT. Więcej o nim w książce: The Precariat: The New Dangerous Class (Londyn, New York 2012).

Wszyscy wiemy czym był marksowski proletariat, oznaczał przede wszystkim klasę robotników w epoce rozwijającego się industrializmu i rodzącej się globalizacji. 

Prekariat natomiast jest zbitką słów, neologizmem. Z łac. prekarium to forma udzielania w użytkowanie ziemi, czy innej rzeczy, która na każde wezwanie musiała zostać zwrócona właścicielowi. Pojęcie proletariatu już znamy, tak też przez połączenie słów prekarium i proletariat powstał neologizm prekariat!

O czym jest teoria Guy'a Standinga?

Przede wszystkim jest o klasie społecznej, tak - klasie społecznej dobrze czytacie. Klasą tą jest prekariat, a osoby doń przynależące, charakteryzują się cechami o których poniżej.

Brytyjski Profesor wyróżnia siedem klas współczesnego społeczeństwa globalnego:
- elity - składające się z absurdalnie bogatych ludzi
- salatariat - grupa dobrze opłacanych ludzi, którzy są pewni swego jutra w oparciu o doskonałe kontrakty i bardzo wysokie zarobki, niektórzy z nich trafiają do elity, inni zadowalają się swoim bezpiecznym miejscem w drabinie społecznej. Zaliczyć tutaj możemy członków zarządów wielkich koncernów, osoby korzystające z benefitów jakie płyną z pracy w korporacjach, udziałów w akcjach frmy itd. Zaliczyc też można do tej grupy urzędników publicznych wysokiego szczebla.
-  profesjonaliści - technicy - osoby o umięjętnościach poszukiwanych przede wszystkim na rynku wysokich technologii, ludzie ottrzymujący niebotycznie wysokie kontrakty w zamian za techniczne umiejętności. Są to ludzie gotowi do życia nomadycznego i przejawiają wielkie ambicje materialne.
- klasa pracująca - ludzie będący realnym odpowiednikiem dawnych robotników. Siła mięśni zarabiają na bieżące życie.
- pod tymi czterema grupami, żyje prekariat, na którego obrzeżach żyją bezrobotni i ludzie ogólnie zagubieni w systemie. 

Prekariat to przede wszystkim ludzie żyjący bez pewności jutra, bez zapewnienia, że jutro mają pracę, którą wykonują dziś. To ludzie, którzy często pomimo dobrego wykształcenia, godzą się na wykonywanie prac na podstawie "umów śmieciowych", po prostu z chęci zarobienia chociaż na przysłowiowy chleb. Termin prekariat we Włoszech został użyty na oznaczenie grupy osób wykonujących podstawowe zajęcia za najniższym wynagrodzeniem, pomimo posiadani wyższych kompetencji. W Japonii prekariat przyjął się na oznaczenie "biednych pracujących", dla których życie "prekarialne" jest codziennością. Szczytem ekonomiczno - zawodowym jaki osiągają prekariusze są zwyczajne zajęcia za najniższą płacą, nierzadko są to prace fizyczne. Prekariusze nie mają poczucia bezpieczeństwa pracy, ponieważ umowy, które się im przedkłada nie gwarantują im zatrudnienia w jakiejś dalszej przyszłości. Nie gwarantują im też żadnej drogi rozwoju, a jedynie stagnację w zakresie codziennie wykonywanych obowiązków. Prekariusz żyją często w stanie permantnej frustracji i depresji związanej z brakiem relacji pomiędzy zarobkami jakie osiągają, pozycją społeczną, a wykształceniem, umiejętnościami i kwalifikacjami jakie posiadają. W zglobalizowanym świecie jest to ciągle rosnąca rzesza ludzi. 

Klasa prekariuszy składa się z ludzi którzy w kontekście pojęcia pracy i statusu społecznego oraz bezpieczeństwa nie mają:

- stałej i pełnej umowy o pracę na czas nieokreślony gwarantującej im bezpieczeństwo materialne, społeczne i psychiczne;
- ochrony na wypadek natychmiastowej wieści o zwoleniu z pracy, na podstawie arbitralnych rozstrzygnięć pracodawców często powołujących się na "niedopłenienie obowiązków";
- szans na rozwój kariery zawodowej, wyższe zarobki, dokształcanie w trakcie "bycia w pracy";
- zabezpieczenia miejsca pracy, określonych godzin pracy i godziwych warunków, dodatkowej zapłaty za pracę w godzinach nocnych;
- zabezpieczenia płacy poprzez wiedzę o wartości wynagrodzenia jakiego mogą co miesiąc "na pewno" oczekiwać;
- szansy na reprezentację swoich interesów w grupie z powodu obostrzeń narzucanych przez pracodawców oraz prawo, które uniemożliwiają wolne stowarzyszanie się w związki zawodowe dla ochrony praw pracowniczych. Nie mają tez prawa do strajku;
- bez szans na umowy długoterminowe czy na czas nieokreślony.

Poza problemem jaki prekariusze mają z dochodami rozumianymi jako wartość pieniężna będąca wynagrodzeniem za ich pracę, są też często w warunkach swej pracy odcięci od tak zwanego kapitału społecznego, nie mają żadnej możliwości partycypacji w życiu społecznym. Często też są pozbawieni wsparcia w rodzienie, czy też w środowisku w którym znaleźli się przez wzgląd na wykonywaną doraźnie pracę. Prekariat jest też często w gorszej pozycji, aniżeli grupy ludzie nie posiadających wykszałcenia, ale stałą pracę związaną z miejscem, w którym mają cały wachlarz zabiezpieczeń społecznych swego bytu i gdzie są częścią większej wspólnoty. 

U członków prekariatu rośnie poczucie wyalienowania i braku solidarności z jakąkolwiek grupą społeczną, co jeszcze bardziej naraża członków prekariatu na działania rynku w dobie globalizacji. O ile nie wszystkim mobilność i nomadyczny styl życia musi przeszkadzać, o tyle nadal większość z ludzi preferuje życie w rodzinie przy minimalnym poczuciu bezpieczeństwa jakie dają mniejsze i większe wspólnoty do których się przynależy.

Guy Standing dla podsumowania zjawiska jakim jest prekariat używa sformułowania komodyfikacja (od ang. commodification), czyli można powiedzieć "utowarowaniem" wszystkich rzeczy, ludzi, usług, itd. Wszystko więc stało się towarem, a w tym ujęciu własnie prekariat jest towarem - który w dowolnym momencie bez obostrzeń dysponenci kapitału nabywają i sprzedają jak rzeczy.W ten sposób liberalizacji rynków pracy w czasie globalizacja doprowadziła do całkowitego uprzedmiotowienia jednostki ludzkiej w warunkach kapitalizmu. 

Profesor Standing w swych pismach ostrzega przed tym do czego może prowadzić powiększająca się rzesza prekariuszy, otóż są oni podatni na wszelkie hasła populistyczne - dające wizję łatwych rozwiązań przy pomocy "szybkich cięć, ruchów". Stają się rosnącym elektoratem grup radykalnych, jeśli politycy nie podejmą kroków zaradczych, świat może czekać poważny przewrót, którego można uniknąć na drodze ewolucji systemu.

Jakie jest na to rozwiązanie? Ponieważ prekariat wyrósł z ekonomicznej nierówności, i na niej też zbudowany jest strach prekariatu, to profesor Standing proponuje aby każdy otrzymywał co miesiąc skromne i godne wynagrodzenie niezależnie od tego, czy jest zatrudniony czy nie. Co wydać się może zaskakujące taki projekt polityczny został wdrożony w Brazyli, gdzie około 50 milionów osób żyje już z takich pensji, które jednak nie są tym o czym możemy myśleć  - czyli zasiłkiem. Nie, jest to wynagrodzenie na tyle godne, że pozwala żyć i przeżyć, a jednoczenie nie popadać...w prekariat.

Warto też zauważyć, że prekariat "wytwarza się" w wyniku globalnych zmian strukturalnych jakie powstają w warunkach kapitalizmu globalnego i nie ma nic wspólnego z takimi pojęciami jak "lenistwo", "nieróbstwo" i innymi stereotypowymi określeniami na osoby, którym się ekonomicznie nie powiodło. 

Z pewnością jestem zwolennikiem poglądów prof. Standinga. Koncepcja "welfare state" w dużej mierze zawiodła, bo była to koncepcja pewnej jałmużny dla bezrobotnych od wielkich kapitalistów, tutaj chodzi o zmiany natury strukturalnej, której nie zaburzą pojęcia własności a przybliżą społeczeństwo do pojęcia solidarności społecznej. Nawet nie jestem pewien czy taką postawę można jeszcze nazwać socjalizmem...Dla wielu będzie to utopia, ale czy kiedyś utopią nie był liberalizm?

Kiedyś na blogu umieściłem taki wpis: 30 - latkowie stracone pokolenie (http://polityka-chojnice.blogspot.com/2013/08/30-latkowkie-pokolenie-stracone.html), zdaje się, że odczucia moje i moich rówieśników Guy Standing ubrał w odpowiedni aparat teoretyczny i pojęciowy.

Społeczność prekariuszy na facebook'u: https://www.facebook.com/prekariat .

sobota, 28 grudnia 2013

Magia cezur

Pamiętamy podekscytowanie magiczną datą 2000 roku. Komputery miały przestać działać, a systemowi groziło, że legnie w gruzach. Co więcej była to data, która miała wyznaczać koniec świata, i wiele sekt na tym strachu zbudowało swoje wspólnoty.

Ludzkość i każdy z osobna w tym zbiorze, oczekuje przełomów, wyczekuje lepszego, doskonalszego jutra, pospolicie nazywanego "nowym rozdaniem" - często wiązanego z przłomowymi datami w dziejach świata czy życiem świata przyrody (wiosna, lato). Dzięki siłom natury, rzeczywiście mamy do czynienia z czymś co można nazwać cyklicznością, która weszła do wszystkich znanych nam kultur ludzkich. 

Jest w tym zjawisku - cykliczności - wpisany tragizm człowieka skazanego de facto na powtarzalność. Jednak każdego nowego "przełomu", każdego Sylwestra oczekują ludzie w jakimś stanie podniecenia, jakby rzeczywiście miało nadejść nowe, lepsze jutro. Towarzyszy temu bogata symbolika i repertuar zachowań społecznych - fajerwerki, tańce i hulańce. Korki od szampana, rozbite szkło i co tam też w innych kulturach by nie wymyślono. 

Waga cezur została też w kulturze ugrunotwana poprzez mity i architekturę - łuki triumfalne, bramy, itd. Które mają nadawać powagę "przejścia" od - do. W czasach wielkich przełomów, związanych z konkretnymi datami rzeczywiście następowały zmiany o wadze cywilizacyjnej, wymienić można chociażby rok 1789 - rok Rewolucji Francuskiej,rok 1939 - czyli rok wybuchu II wojny światowej i tak dalej...W aspekcie indywidualnym z pewnością każdy z nas też jest w stanie wskazać kilka przełomowych dat w swoim życiu. Czemu tak naprawdę służą cezury, których znaczenie jest utrwalone i uwarunkowane kulturowo? W przeszłości przecież, o czym warto pamiętać nawet na Zachodzie "nowy rok" rozpoczynał się w różnych datach, było i tak za czasów rzymskich, że 1 marca. 

Jakby więc nie było, z pewnością cezury są podstawą dla podejmowania poważnych postanowień, tak zwanych progowych. Są dla ludzi próbą nawołania siebie do poprawy zachowań, rozwoju, przemiany. Ale czy musimy je warunkować tak wielką odległością czasu jak kilkaset dni? Czy nie byłoby łatwiej wyjść poza kulturowy narzut i zrozumieć, że żyje się każdego dnia "od nowa". 

Dlatego też, wszystkim Czytelniczkom i Czytelnikom mojego bloga życzę, aby każdego dnia był dla nich Nowy Rok, abyśmy mieli w sobie tyle sił i chęci aby nawoływać samych siebie i nawzajem do zmian na lepsze każdego dnia, a nie tylko raz w roku. Uciekajmy od status quo, od stagnacji i braku zmian, dążmy w tym dynamicznym świecie do pojmowania siebie i świata jako ciągłej przemiany,której naprawdę warto sprostać, rozumiejąc jednocześnie, że kultura właśnie tak jest skonstruowana aby świat reprodukować, powielając też stosunki władzy i to co nami zarządza i nas zniewala, dlatego też świętujmy przemianę każdego dnia :) Nadajmy sobie prawo do indywidualnej wolności. Nie dajmy się zwieść kulturze, my - ludzie - mamy szansę na "lepsze" każdego dnia. 

W tym pozytywistycznym duchu - życzę dość tradycyjnie i konwencjonalnie - Szczęśliwego Nowego Roku, każdego nowego dnia!

wtorek, 24 grudnia 2013

Merry Xmas Everyone

Wychodząc z założeń konstruktywistycznych ciężko pogodzić się z istotą zbiorowego zachwytu narzutem kulturowym jakim są Święta. Jednak, jest to element naszej cywilizacji (bo w warunkach kapitalizmu już nie tylko kultury), którego nie można tak po prostu zapomnieć i zanegować. Dlatego życzę wszystkim, aby w miarę upływu czasu pojęli, że Święta to element władania człowiekiem w dużej mierze po to, aby go subordynować i wpisać w cykliczność dziejów w podporządkowaniu strachem przed "życiem po śmierci". Życzę wszystkim każdego dnia, czy to we wtorek, czy w sobotę czy w poniedziałek - Wesołego Święta! Niech każdy dzień będzie dla nas, ludzi, Świętem Wolności i Festiwalem wzajemnej miłości i poszanowania godności drugiego człowieka z daleka od struktur i mechanizmów władzy. 

MERRY XMAS EVERYONE AND EVERYDAY!

poniedziałek, 23 grudnia 2013

"Polityka" o Chojnicach

W magazynie "Polityka" w numerze 46, 13.11 - 19.11.2013 ukazał się artykuł w którym autor charakteryzuje specyfikę przemian przestrzeni publicznej w Polsce na przykładzie tak zwanych rewitalizacji stref śródmiejskich, a konkretnie rynków i ryneczków polskich miast i miasteczek. 

Nie omieszkał autor, wspomnieć i o Chojnicach, co dla wielu pewnie będzie szokiem. Przytoczę cytat:

"Mistrzostwo nieudolności w postarzaniu modernizmu osiągnięto na rynku w Chojnicach.To już nawet nie pastisz to groteska". 

Wiadomo ktoś na tej niemieckiej kostce zarobił. Podobno jakiś poseł doktor. Takie opinie jak powyższa są kolejnym przykładem na to, że wielu z nas w Chojnicach dało sobie narzucić narrację włodarza i jego pochlebców, którzy wychwalali renowację strefy śródmiejskiej. To nic, że zniknęła kostka brukowa sprzed wieków, to nic, że przy rynku stoi jakaś buda handlowa, która teraz ma fasadę niczym grecki Akropol. Przecież mamy wierzyć i głosić słowa prawdy: Chojnice są piękne! Jednak to jest zaklęcie w które nikt już nie uwierzy. Chojnice są źle zarządzane, paskudnie zagospodarowane, a do tego kurtynę milczenia spuszcza się na pewne obiekty będące kiedyś własnością miasta oraz na stan tych obiektów. One po prostu wyparowały!O tych budynkach i przestrzeniach nie wolno mówić. W tym poście palcem wskazywał nie będę, ale warto z najnowszych przykładów sięgnąć po ten o którym napisał na swoim blogu Radek Sawicki.

Wracając do "Polityki". Ciężko, mi przynajmniej, nie zgodzić się ze słowami autora artykułu. To co powszechnie uchodzi za piękne, to częstokroć pastisz i groteska. Najgorsze jest to, że z tego co zauważyłem na Pomorzu, podobne koncepcje rewitalizacji przyjęły miasta takie jak Człuchów, Tuchola, Bytów, Kościerzyna. W ten sposób uniformizują się w tandecie, odmawiając sobie prawa do swoistości i specyfiki, stając się kalką chojnickiego kiczu, a może i gospodarczego zysku w kiesach nielicznych osób.

Skany z "Polityki" znajdują się poniżej. 





piątek, 20 grudnia 2013

66% przeciwko Finsterowi

Tego się pewnie nikt nie spodziewał! Arseniusz Finster dostał żółtą kartkę od chojniczan. W plebiscycie "Gazety Pomorskiej" pod tytułem "Oceń władzę" aż 66% osób biorących udział w plebiscycie było przeciwko burmistrzowi Arseniuszowi Finsterowi. 

Lepszego prezentu na Święta nie mogłem sobie wymarzyć. Nadchodzi czas politycznej klęski Arseniusz Finstera. Finał kariery politycznej już za rok. W 2014 roku pożegnamy Arseniusza Finstera burmistrza Chojnic, w sensie politycznym oczywiście.  

Wreszcie dotarło do chojniczan, że są oszukiwani, manipulowani, okłamywani. Nasze miasto staje się coraz biedniejsze, a skala migracji przybiera na sile. To rzeczywiście nie może się nikomu podobać. Gospodarczo i politycznie miasto Chojnice zostało zdegradowane do III ligi i dziś prezentuje taki sam status społeczno - ekonomiczny, a i polityczny, jak miasta na wschodniej ścianie Polski.

Dlatego już dziś zachęcam do głosowania na kandydata PChS Mariusza Brunkę. 

Finster dostał pod choinkę rózgę, ale na poprawę bym nie liczył. Będzie jeszcze gorzej...politycznie Finster idzie na dno.

Dzisiejsza (20.12.2013) "Gazeta Pomorska".

środa, 11 grudnia 2013

I Konferencja Antykorupcyjna

Zapraszam Państwa na I Konferencję Antykorupcyjną, która odbędzie się w najbliższą sobotę w Sopocie.


Program konferencji

12:00   otwarcie konferencji  | wykład wprowadzający prof Antoniego Kamińskiego,
12:30   dyskusja  | "Korupcja jako wynik sposobu przeprowadzenia transformacji"  
przerwa kawowa
15:00   dyskusja  | "Walka z korupcją jako jedno z najważniejszych wyzwań przed jakim stoimy" 
18.00   zakończenie konferencji,

w dyskusjach udział wezmą :
prof. Antoni Kamiński, prezes zarządu Transparency International Poland w latach 1999-2001
Bogdan Święczkowski, szef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego  w latach 2006–2007
Ernest Bejda, Zastępca Szefa Centralnego Biura Antykorupcyjnego w latach 2006 - 2009
publicyści  | Cezary Gmyz i Marek Król
dyskusję prowadzi Michał Stróżyk

14 grudnia, sobota, godz. 12:00   Sopot, Siedziba SKOK, ul. Władysława IV 22, Aula Główna

WSTĘP WOLNY


wtorek, 10 grudnia 2013

Ocalić Stare Miasto

Kiedy wiadomo było,że ma powstać galeria handlowa "Brama Pomorza" burmistrz zaczął wykonywać nerwowe ruchy, łącznie z popadnięciem w konflikt z wójtem wiejskiej gminy Chojnice. Pieniądze, jak zawsze obok kobiet, stanęły pomiędzy dwoma "przyjacielami". 

Dziś miasto ma poważny problem, a władze reagują po czasie. Z tego co mi wiadomo Rank Progress - wraz z podmiotami, które w galerii wynajmują powierzchnie zatrudni bezpośrednio i pośrednio ok. 300 osób. Jednak to nie pozostanie bez wpływu na popyt w punktach handlowych w mieście. 

Według mnie dobrze się stało,że powstała galeria, niech firmy inwestują,niech budują, nie angażują kapitał w naszych gminach. Jednak szkoda, że nie stało się to jednocześnie przy pewnej asyście władz miasta wobec śródmiejskiej przestrzeni. I nie chodzi mi wcale o ochronę interesów mniejszych i większych kapitalistów, z Chojnic i nie tylko, ale raczej o kwestię "życia" w mieście. 

Co można dziś zrobić? Przede wszystkim trzeba zdać sobie sprawę z kategorii spraw jakie wpływają na konsumentów, że wybierają galerie. A przy tych są - darmowe parkingi (no są i płatne, ale nie na obrzeżach miast), wiele sklepików i ogromny wybór towarów w jednym obiekcie, nie wieje, nie pada i generalnie utarło się, że w galeriach jest taniej aniżeli w małych śródmiejskich sklepikach i nieco większych sklepach. 

Proponowałbym likwidację płatnego parkowania w strefie śródmiejskiej i to nie tylko w sobotę- o czym wspominałem już dwa lata temu i co niedawno podjęli koledzy z PiS. Poza tym miasto jeśli chce efektywnie pomóc kupcom, a w sumie sobie - bo przecież chodzi o podatki, powinno zaangażować pieniądze w adaptację strefy śródmiejskiej w taki sposób, aby przebywanie w niej było jak najbardziej przyjemne i efektywne. Być może nie byłoby złym pomysłem oddelegować pracownika urzędu do "zarządzania" handlem w strefie śródmiejskiej, do promowania go i koordynowania działań. Jeśli wszyscy kupcy potraktują Stare Miasto jako jeden obiekt o którego dobro muszą dbać mają wtedy szansę konkurować z Bramą Pomorza, w innym wypadku piękne zęby Starego Miasta będą wypadać jeden po drugim z powodu braku dopływu odżywczej złotówki.

Z drugiej strony nie zrozumiem żadnego działania "pomocowego" miasta wobec kupców na zasadzie jakichś ulg, itd. Nie tędy droga, niech Rada Miejska zniesie strefy płatnego parkowania i już pojawi się wzrost zainteresowanych zakupami na Starym Mieście. Poza tym sami kupcy też muszą się postarać - może czas zerknąć na allegro ile kosztują tam spodnie, które w chojnickim sklepie są na wystawie za 300 zł? Świat się zmienia, a Stare Miasto pozostaje gdzieś w średniowieczu...

Reasumując, w gromadzie siła, ale czy chojnickich kupców i władze miasta stać na współpracę - w imię interesu gospodarczego poza podziałami i układami?

poniedziałek, 9 grudnia 2013

Od demokracji przedstawicielskiej do uczestniczącej

W "Gazecie Pomorskiej", ukazała się pierwsza debata oficjalnych kandydatów na burmistrza Chojnic. Są nimi dotychczasowy burmistrz Arseniusz Finster i członek Projektu Chojnicka Samorządność Mariusz Brunka.

Każdy z nich zdaje się mieć inne atuty. Zamieszczam poniżej dwa skany z "GP", być może uda się Czytelnikom coś rozszyfrować.

Co kandydatów różni? Otóż różnice są znaczne, przede wszystkim A. Finster w tym co mówi, nie zdradza nic nowego. Z jego ust płynie rzeka narcystycznych pochwał do samego siebie: "ja wywalczyłem, ja promowałem, ja wymyśliłem, ja mówiłem, ja przewidywałem, ja chciałem, ja będę, ja zrobię" itd. Czyli to co doskonale znamy od 15 lat. Finster jest burmistrzem, został nim wybrany po raz pierwszy przez Radę Miejską, w której de facto rządziło wtedy SLD, SIS "Samorządni" i Blok Rozwoju Gospodarczegodo do którego należał też obecny burmistrz. Droga wyboru go na pierwszą, Jego, kadencję była zgodna w ówcześnie obowiązującym prawem, ale była daleka od przyznania możliwości obywatelom w wyborze swego burmistrza. Była wypadkową grup interesów, którym odpowiadał trzydziesto-paroletni zapalony zelota polityki lokalnej o poważnych inklinacjach lewicowych (żeby nie powiedzieć dobitniej "polityczne dziecko komuny"). Z uważnej lektury wypowiedzi Finstera wynika, poza narcyzmem, oczywiste upodobanie systemu takim jakim on jest. Czyli spodziewajmy się kontyuacji takiej kultury politycznej i zarządzania miastem jaką dotąd objawił Finster, jeśli wygra kolejne wybory. A pamiętajmy, zakłócał zgromadzenie publicznej na Starym Rynku, prowadzi nieudolną politykę gospodarczą miasta i taką będzie kontynuował - biorąc kredyty na spłacanie kredytów. Jednymi słowy, Finster wypowiada się w 2013 roku, a mówi językiem sprzed 10 lat. Dziś społeczeństwo dojrzało na tyle, że domaga się wdrażania takich narzędzi - jak inicjatywy uchwałodawcze, budżety obywatelskie, ludzie chcą też mieć bieżący wgląd w działalność urzędu - w sprawy zamówień publicznych, ale i tych zakupów, które tej magicznej granicy zamówienia publicznego nie przekraczają. Żądają też władzy, która byłaby daleka od otwierania kieszeni przed każdym kto chce wrzucić coś na "tacę". Pan Finster to przedstawiciel przeszłej epoki, dla której demokracja przedstawicielska, czyli taka w której mieliśmy jako obywatele głos raz na cztery lata, wszystkim zdawała się wystarczać, a politycy i samorządowcy mieli z głowy społeczeństwo do następnych wyborów. Finster, o czym sam mówi podczas debaty, boi się partycypacji obywateli w rządzeniu miastem, czyli jest zatwardziałym przeciwnikiem demokracji uczestniczącej, otwartego społeczeństwa obywatelskiego.

Mariusz Brunka, jest przedstawicielem zupełnie innej wizji. Domaga się wdrażania instrumentów demokracji uczestniczącej, emancypacji obywatela kosztem przywilejów ludzi władzy. Warto zaznaczyć, to o czym Mariusz wspomniał - jego wybór nie zatrzyma wskazówek zegara, a wszystkie codzienne obowiązki samorząd nadal będzie wypełniał, tak jak i wypełniał w czasach Finstera. Zmieni się natomiast CAŁY system funkcjonowania nie tylko władzy w sensie kultury politycznej, ale też po prostu społeczeństwa, które uzyska wszelkie możliwe narzędzia dążące do stworzenia środowiska dla WSPÓŁRZĄDZENIA miastem przez burmistrza i obywateli. 

Obaj Panowie, zgodnie z unijnymi preferencjami, chcą kierować Chojnicami tak, aby zbliżyć nas z Człuchowem, ten proces wydaje się nieunikniony, bo tylko takie działanie zapewnia napływ pieniędzy unijnych. 

Na obecnym etapie starcia warto zwrócić uwagę na podstawową różnicę, między dwiema wizjami - Arseniusza Finstera wizją samorządu osadzonego w realiach lat 90 - tych czyli na demokracji przedstawicielskiej, i wizją Mariusza Brunki która cywilizacyjnie jest o krok dalej i przewiduje szeroką partycypację obywateli w rządzeniu, a właściwie niesie za sobą współzarządzanie naszą lokalną wspólnotą. 

Pan Finster był dobry w przeszłości, bo w bałaganie lat 90 - tych komuniści musieli znaleźć kogoś młodego i ambitnego, kto wprowadzi ich w świat demokracji w czasie transformacji na lokalnym podwórku, ale dziś nie potrzebujemy despoty, a raczej wizjonera - administratora, który będzie w stanie swą postawą, wiedzą i perspektywą kierować samorządem, jak "pierwszy wśród równych", a nie jak Pan z kramem nad pospólstwem.





czwartek, 5 grudnia 2013

Medialne manipulacje

Strona z "Tygodnika Tucholskiego"

W Tucholi ukazał się śmieszny artykuł autorstwa Pani Zuzanny Kasprzyk. Konsorcjum medialne Państwa Grzmiel, do którego należą "Tygodnik Tucholski" i "Czas Chojnic", idzie w sukurs lokalnej władzy. Dlaczego?

Otóż media te stają się instrumentem władzy, przypomnę w Chojnicach artykuł podobny do powyższego ukazał się w "Czasie Chojnic" kilka tygodni temu, ale koncentrował się na mojej osobie (chodzi o ten materiał: http://czas.tygodnik.pl/a/co-chojnicki-polityk-robil-w%C2%A0nocy-pod-hotelem). Teraz grillowany jest Krzysztof Szulczyk z Cekcyna. 

Co zostało zamanipulowane? Otóż Krzysztof Szulczyk został przez Panią Zuzannę poproszony o przedstawienie swojego stanowiska w sprawie, co uczynił zresztą w mailu do Niej. Tak pisze o tym Redaktorka "Tygodnika Tucholskiego": "Gdy się z nim skontaktowaliśmy [z K.Sz.] odpowiedź postanowił wysłać nam drogą elektroniczną, jednak poza tym, że stwierdził, iż nie jest stroną w sprawie, nie odniósł się w niej bezpośrednio do wydarzeń[...]". Oto więc, jest literalna wypowiedź Krzysztofa Szulczyka dla "Tygodnika Tucholskiego":


Witam Pani Zuzo



>

> Poniżej zamieszczam moją wypowiedź, wyrażam zgodę tylko na druk całości, aby wypowiedź nie straciła kontekstu. Wyrażam zgodę na dane osobowe Krzysztof Szulczyk.

>

> "Z miłą chęcią odpowiedziałbym na Państwa pytania, ale nie jestem stroną w sprawie, a więc nie będę do tego w żaden sposób się ustosunkowywał. Nadmienię jednak, że od zaprzyjaźnionych dziennikarzy usłyszałem, że były naciski ze strony władz, aby jedna z redakcji wydrukowała taki materiał, który wymierzony jest w chojnickiego opozycjonistę Marcina Wałdocha".

>

> Pozdrawiam

>

> Krzysztof Szulczyk


W kontekście maila o takiej treści, gdzie może być mowa o bezstronności "Tygodnika Tucholskiego"? Po prostu manipulują informacją w przestrzeni publicznej i zamieszczają jedynie to co sami uważają za słuszne i tak jest z całą sprawą. Nie interesowało Redakcji "Tygodnika Tucholskiego" tak sensacyjne stwierdzenie jak "naciski ze strony władz, aby jedna z redakcji wydrukowała taki materiał wymierzony w chojnickiego opozycjonistę"? Dlaczego? Czy to czasami nie chodzi o siostrzaną redakcję "Czasu Chojnic"? Tego czytelnikom nie warto powiedzieć? Więcej niewygodnych faktów wkrótce.

środa, 4 grudnia 2013

Ratusz na Czasie

Czy ktoś jeszcze w Chojnicach pamięta krytyczne artykuły jakie ukazywały się raz po raz w "Czasie Chojnic" pod adresem miejskiej władzy w Chojnicach?

ATAK NA BURMISTRZA?

Przypomnę jedną z głośniejszych spraw, w sumie ostatnią jaką zarejestrowałem, a którą poruszył "CzCh" pisząc krytycznie o działaniach burmistrza Chojnic Arseniusza Finstera w 2011 roku. 

Chodziło o finansowanie Radio RCh+. "Czas" wskazał dziwny mechanizm promocji miasta poprzez umowę z RCh+ opartą o regularne wpłaty na konto RCh+ w kwocie 1000 zł miesięcznie. Radio za to oferowało to samo praktycznie, co inne media w Chojnicach, które podobno z Ratusza żadnych "bonusów" nie odbierają, czyli dawkę informacji z burmistrzowskiej konferencji i wiadomości bieżące. 

Ten kąśliwy wobec działań władzy artykuł można jeszcze znaleźć w sieci: http://gazetylokalne.pl/a/chojnice-ratusz-finansuje-rch .

PRZEGRUPOWANIE?

Co się stało, że od 2011 roku, zmienia się linia chojnickiego tygodnika? To z pewnością będzie wiedział redaktor naczelny "Czasu" Michał Rytlewski, bowiem jemu właśnie burmistrz Arseniusz Finster w pewnym momencie zagroził wytoczeniem procesu...do którego nie doszło. Natomiast widoczna jest przyjaźń między obu Panami i pewna zbieżność interesów. Dla mnie oczywistym jest, że "Czas Chojnic" jest medialną tubą ratusza, zresztą jak całe konsorcjum państwa Grzmiel, czyli spółka Magraf. Artykuły jakie ukazują się na łamach ich pism, mocno związane są z linią polityczną lokalnych włodarzy.Przez to mogę określić ten tytuł jako "pro-reżimowy" lub "pro-finsterowy".

ATAK NA SPOŁECZEŃSTWO?

Mamy więc do czynienia z dominacją w dyskursie, otóż na bazie materialnej zależności jaka istnieje między lokalnymi mediami, a władzą - co wykazał sam "Czas Chojnic" - dziś w jakiejś mierze utrzymujący się z pieniędzy płaconych za ogłoszenia publiczne przez Ratusz. Stąd wiadomo przecież czyją politykę będzie realizował. Daleki jestem natomiast od ogólnego oceniania zawartości "Czasu", bo każdy sobie pisze w tym świecie to na czym zarabia jak widać - ten tytuł na przykład upodobał sobie kłótnie rodzinne, wypadki samochodowe i "dorabianie gęby". Dziwią mnie tylko słowa Michała Rytlewskiego, który w sarkastyczny sposób, kiedy była mowa w jego artykule o RCh+ podkreśla, że "[...] Na stronach internetowych Radia RCh+ znaleźliśmy ogłoszenie o warsztatach dziennikarskich. Odbyły się one w sierpniu. Jednym z punktów szkolenia był wykład na temat etyki dziennikarskiej" - śmieszne spostrzeżenie w świetle działań Pana Rytlewskiego, który potrafi zadzwonić i zadawać pytania niczym prokurator jednocześnie zdradzając wiele informacji. Bo okazuje się, że na linii władza stanowiąca - media - organy ścigania istnieje niewidoczna dla oka "szarego obywatela" więź, którą będzie trzeba nieco rozluźnić w najbliższym Czasie... 

Czas Chojnic, podobnie jak i pozostałe tygodniki konsorcjum Państwa Grzmiel, zdają się mieć pewną wyłączność na informacje na przykład z pewnych instytucji publicznych. Co więcej podejrzewam te tytuły o pisanie artykułów na zlecenie władzy. Stąd stają się one niczym więcej jak "gazetą gminną". Skąd takie wnioski?


Kiedyś Pan Rytlewski nazywał inne media "tubą Finstera", wydaje się,że pozazdrościł innym tego epitetu od kiedy został redaktorem naczelnym "Czasu Chojnic". Czym dzisiaj jest "Czas Chojnic"?