czwartek, 18 kwietnia 2019

Demografia głupcze!

Problem chojnickiej demografii, w kontekście migracji, stał się na tyle nośny, że nawet Burmistrz z miejskim uczonym Zientkowskim zabrali się onegdaj za pisanie artykułu o migracji z Chojnic właśnie (tak to jest, jak filozof bierze się za problemy społeczne). Pomijając problem rzetelności ich ustaleń (albo jego braku), to co ukazali artykułem tym w "Zeszytach Chojnickich", było to, czego ukazać nie chcieli - więc fakt istnienia problemu, który próbowali wybielać. Konstatując, że migracja z Chojnicach to w zasadzie zjawisko marginalne. 

Liczba mieszkańców polskich miast, miasteczek i gmin jest skrzętnie notowana przez GUS. Jednak wszystko zależy od metodologii. Uważam, że dane przedstawiane przez GUS, powinny uwzględniać większą liczbę czynników, pozwalających oddawać lepiej liczbę ludności w stosunku do dynamiki zmian procesów migracyjnych (zarówno w obrębie państwa, jak i poza jego granice). 

Kilka lat temu pojawił się wskaźnik o którym chyba nikt wcześniej nie myślał, jako o możliwości choćby częściowej weryfikacji liczby ludności według danych GUS. Jak podaje GUS, liczba ludności Chojnic wnosiła na koniec 2017 r. 39 937 osób. Jeśli tę liczbę skonfrontujemy z liczbą osób, których zgłoszono w deklaracjach o wysokości opłat za gospodarowanie odpadami komunalnymi, to przeżyjemy szok. 

Jak poinformował mnie ratusz, liczba tych osób to rzeczywiście w Chojnicach zaledwie 33 397 osób. Wiemy przecież, że odprowadzenie odpłat śmieciowych jest obowiązkowe, i obowiązkowo należy podać liczbę osób zamieszkującą w lokalach. Oznacza to, że być może w Chojnicach mieszka prawie o 7 tys. osób mniej, na co dzień, aniżeli podają to oficjalne statystyki! Jeśli się dobrze nad tym zastanowimy, to czy może to nas dziwić? 

Po pierwsze bardzo duża liczba osób przebywa na emigracji zarobkowej poza Chojnicami, i w tym czasie na pewno nie są zgłaszani do opłaty śmieciowej. Ponadto studenci - których być może rodzicie również szukając oszczędności wykreślają ich z opłaty śmieciowej na czas trwania studiów. Po trzecie, Chojnice podlegają procesowi suburbanizacji - coraz większa liczba chojniczan mieszka na wsi w okolicach miasta. No i na samym końcu, wskazałbym oszustów, którzy po prostu jadąc na gapę koszty utylizacji przerzucają na innych. 

Zresztą, jak się ma do tego ponoć ponad tysiąc członków wspólnoty ukraińskiej w Chojnicach? I rosnąca grupa pracowników z innych państw?

Sytuacja demograficzna Chojnic jest zła, a fakt, które właśnie przedstawiłem powinny być ostatnim dzwonkiem do podjęcia bardzo zdecydowanych działań. Szczególnie w sferze polityki prorodzinnej - o czym napisałem tutaj. W każdym razie, Chojnice 40 tysięcy mieszkańców nie mają. Problem miejskim nie są fiananse miejskie - publiczne - długi publiczne zawsze były rolowane, a w Anglii roluje się je od XVII w. i nikt z tego powodu nie ucierpiał. Prawdziwym problemem naszej wspólnoty stała się demografia. 



Miejskie becikowe

Sen z powiek rządzących, we wszystkich już państwach cywilizacji zachodniej, spędza wizja załamującej się demografii. Starzejemy się, skąpo bardzo reprodukujemy i nie nadążamy za dynamiką zmian demograficznych poza Europą, a nasza część kontynentu pogrążona jest w wyjątkowej malignie, która wywołuje jakieś repulsywne odruchy tych samych rządzących, na różnych szczeblach władzy.

Stąd mamy takie kuriozalne rozwiązania, jak ładowanie setek tysięcy, a czasami milionów złotych w programy in vitro przez włodarzy samorządowych. Dobrym przykładem są Chojnice. 

Jak wiadomo powszechnie, bo wojna medialna przecież o chojnickie in vitro przetoczyła się po mediach ogólnopolskich, w Chojnicach program in vitro działa i jest finansowany przez Miasto. Żałować jedynie należy, że nasza miejska opozycja nie znalazła żadnych innych argumentów przeciw in vitro, aniżeli tylko te natury ideologicznej, w pośpiechu wyciągając ręce o pomoc do plebana. Co tylko dowodzi miałkości naszych radnych "opozycyjnych", którzy niestety od prawie już pół roku nie wyszli z  żadną godną uwagi inicjatywą. Przecież mamy 6 radnych PiS pod wodzą Bartosza Blumy! I słusznie mieszkańcy mówią na to - i co z tego?!?

Politykę prorodzinną, pronatalną, można prowadzić na różne sposoby. Rząd zdecydował o programie 500 plus i chwała im za to! Natomiast mało kto chyba wie, że regulacje prawne dozwalają wprowadzanie przez samorządy dodatkowych kwot, środków które byśmy określili jako świadczenia macierzyńskie. Chojnice tego nie robią (wypłaca się jedynie zapomogę z tytułu urodzenia dziecka na podstawie art. 15b ustawy o świadczeniach rodzinnych). Nie wprowadziły żadnego miejskiego funduszu finansowego wsparcia dla matek, natomiast wprowadziły in vitro, które jak dobrze pamiętam kosztuje budżet miejski ponad 200 tys. złotych. 

Stąd składam publicznie propozycję, aby powstał miejski program wsparcia macierzyństwa, poprzez wprowadzenie miejskiego świadczenia z tytułu urodzenia dziecka, czemu podstawę daje art. 22a ustawy o świadczeniach rodzinnych), które będzie finansowane przez budżet miejski. Nadto na podstawie art. 22b Rada Miejska może wdrożyć dodatkowy system świadczeń rodzinnych, i w tym względzie potrzebna jest poważna dyskusja w mieście - jak i kogo wspierać środkami miejskimi. W mojej opinii byłby to świetny bodziec dla walki z negatywnymi trendami demograficznymi w mieście. Taki program, przy wstępnym założeniu, że wiązałby się z wypłatą dla świeżo upieczonych mam z Chojnic dodatkowego tysiąca złotych z kasy miejskiej, kosztowałby miasto w granicach 500 tys. - 1 mln złotych. Jeśli są pieniądze na in vitro, to dlaczego Miasto dotąd nie stworzyło programu wsparcia naturalnych poczęć, i dlaczego miejska opozycja nie sięgnęła po argumenty merytoryczne w walce z koncepcją finansowania in vitro? 

Władza w Chojnicach nie myśli o dobru mieszkańców, tylko o uczestnictwie w światowej walce ideologicznej za pieniądze chojniczan. Opozycja niestety też nie myśli o dobru chojniczan, tylko o moszczeniu sobie miejsc w Radzie Miejskiej i dostępie do dodatkowego wynagrodzenia (dietetycy).