środa, 28 marca 2018

Cywilizacja życia czy śmierci?

W Chojnicach radni zadecydowali (przy niewielkiej większości, 12 głosów za), że Miasto będzie finansować w pewnym zakresie program in vitro dla mieszkańców. 

Są środowiska, jak wokół ks. Chyły, które idąc za Nim akt ten nazywają "cywilizacją śmierci", są też i ludzie - mieszkańcy, którzy cieszą się z tego posunięcia Burmistrza, bo to chyba Jego autorski pomysł, aby w Chojnicach było in vitro. 

Dla mnie ta sprawa jest wielowymiarowa i uważam, że należy ją rozpatrywać nie z perspektyw ideologicznych, ale z perspektywy zobowiązań jakie ma władza samorządowa i ogólnie władza z wybory wobec rządzonych. 

Po pierwsze, program in vitro jest znakiem rozwoju, a nie upadku cywilizacji. Kościół katolicki częstokroć wspierał obskuranckie postawy, tak samo też robi w tym momencie. Dla wielu małżeństw in vitro jest ostatecznym ratunkiem. 

Po drugie, kwestia przeznaczenia na ten program przez Radę Miejską 225 tys. zł budzi moje zastrzeżenia. Miasto bowiem nie posiada środków, jak twierdzą urzędnicy, żeby wykonać inne pilne zadania w sferze społecznej, choćby takie jak konserwacja i naprawa "Orlików" z których korzystają setki osób. I tak nie ma od lat kilku tysięcy w budżecie na to, żeby podwyższyć ogrodzenia "Orlików", czy zająć się zniszczonymi siatkami i nawierzchnią na której za chwilę piłkarze zaczną łamać sobie nogi. 

Po trzecie, finansowanie najpierw in vitro, zanim się nie rozpocznie działań zmierzających do zaoszczędzenia tych pieniędzy na inne wydatki jest dla mnie nieporozumieniem. W pierwszej kolejności należało bowiem zabezpieczyć środki pod otwarcie przedszkola samorządowego, bo to na pewno wygenerowałoby długoterminowe oszczędności dla kasy Miasta. 

Po czwarte, z perspektywy interesu społecznego, in vitro jest daleko na liście priorytetów przed którymi mamy bardziej prozaiczne zagadnienia - nikt bowiem nie powstrzymuje Miasta od utworzenia na przykład programu dofinansowania własnymi środkami wymiany kotłów grzewczych na ekologiczne, ale ... Miasto wybiera in vitro.

Po piąte, kwestia przesunięcia środków publicznych na in vitro jest partykularną decyzją wsparcia naprawdę niewielkiej grupy społecznej osób, które nie mogą posiadać dzieci. Z jednej więc strony to naprawdę szczytne, ale zarazem budzi pytanie, czy inne grupy społeczne muszą godzić się na takie rozdysponowanie środków publicznych?

Po szóste, z politycznego punktu widzenia Burmistrz, będą przede wszystkim politykiem, zyskał w ten sposób poparcie grup liberalnych, ale stracił zarazem grup konserwatywnych i religijnych. Nie jestem też przeświadczony czy działanie to wynika z troski o mieszkańców czy raczej z politycznej kalkulacji w kontekście innych bardziej palących potrzeb, które jednak nie są tak nośne medialnie jak kwestia in vitro.

Po siódme, i chyba to będzie najbardziej obrazowe dla czytelników, tworzenie i wdrażanie programu in vitro w Chojnicach można porównać do decyzji o wydatkach na program lotów kosmicznych lub energię atomową w państwie trzeciego świata, gdzie brakuje środków na podstawowe potrzeby mieszkańców, ale na pewno inwestycje w program kosmiczny podniosą dumę obywateli z postępowości ich władzy, choćby był to postęp ledwie pozorny. 

Nazywanie zaś tej inicjatywy znakiem cywilizacji śmierci jest poważnym nadużyciem. Śmieszyć zaś muszą głosy opozycji, która chciałby w Chojnicach usłyszeć więcej głosów od "ekspertów" na temat in vitro. Jakbyśmy w Chojnicach mogli rozstrzygnąć wątpliwości tej naukowej i etycznej natury tychże zabiegów. Przy okazji zaś głosowania nad uchwałą w tej sprawie uwidoczniły się głębokie podziały ideologiczne i światopoglądowe w Radzie Miejskiej nieodpowiadające codziennemu obrazowi postaw politycznych chojnickich radnych.