piątek, 31 lipca 2015

Chojniczanie w Powstaniu Warszawskim

O wielu żołnierzach Powstania Warszawskiego do dziś niewiele wiemy...Jednak o niektórych z nich jest już całkiem sporo informacji, które jednak wymagają pogłębionych kwerend. Bo ileż jeszcze tych bezimiennych bohaterów naszej ziemi chojnickiej? 

W Powstaniu Warszawskim, walczyli chojniczanie o których w Chojnicach ciężko przeczytać cokolwiek, a chyba i w ogóle się czegoś dowiedzieć. Temat jest po prostu zaniedbany totalnie, a w dotychczasowych publikacjach, brak choćby wzmianki o tej chwalebnej karcie w historii chojniczan. Żołnierzami, chojniczanami w Powstaniu Warszawskim byli: 

Witold Bejkowski ps. "Bej", kapral podchorąży, urodzony w Chojnicach w 1920 roku.

Henryk Elzanowski, urodzony w Leśnie, powiat chojnicki. Zginął w czasie Powstania Warszawskiego.

Irena Grossman-Rosmańska ps. "Pucia", ur. 1926 r. w Chojnicach. Sanitariuszka, żołnierz Narodowych Sił Zbrojnych (NSZ).

Maria Lemańczyk, ur. w Chojnicach w 1911 r., Oddział AK "Bakcyl", pielęgniarka.

Henryk Rembacz, ur. w 1923 r. w Chojnicach, żołnierz batalionu AK "Chrobry", 2 kompania, pluton 175, walczył na warszawskim "Śródmieściu".

Józef Stoltman ps. "Kaszub", ur. 1920 r. w Chojnicach. Grupa bojowa "Krybar", walczył na warszawskim "Powiślu", kapral podchorąży.

Józef Gałąska ps. "Patyk", ur. w 1925 r. w Chojnicach. Żołnierz Narodowych Sił Zbrojnych (NSZ), brygada "Koło". W AK walczył w czasie Powstania Warszawskiego w oddziałach: "Sienkiewicz", "Kuba", "Sosna". Batalion "Gozdawa" i 1. kompania "Wypadowa". Plutonowy podchorąży, poległ w walce na Placu Krasińskich w Warszawie. W Powstaniu Warszawskim walczyło też jego rodzieństwo, urodzone poza Chojnicami: Barbara (poległa na ul. Miodowej w Warszawie w czasie Powstania Warszawskiego); bracia Wojciech (ps. "Wojeciechowski", zaginął) i Stanisław.

Stanisław Gałąska ps."Janicki", ur. 1925 r. w Nowym Dworze k. Chojnic. Żołnierz Narodowych Sił Zbrojnych (NSZ), brygada "Koło". Poległ w walce na Placu Krasińskich w Warszawie.


Janina Popiel ps. "Grażyna", ur. 1924 r. w Chojnicach. Kapral AK, w oddziale plut. ppor. "Poręcza" Jerzego Gębskiego. Została ranna 16 września 1944 r. Wyszła z Warszawy z ludnością cywilną.


W Powstaniu Warszawskim walczył między innymi mój wujek, brat mej babki, Leon, którego zdjęcia z Gdańska i Warszawy (dwa z 1942 r.) oraz jedno powojenne zamieszczam poniżej. Z wujkiem Leonem miałem okazję wielokrotnie rozmawiać, jako dziecko. Odwiedzał nasz dom:











 W przyszłości opracuję pełne biogramy i historię chojniczan w Powstaniu Warszawskim.

W związku z tym, że udokumentowany jest udział i ofiara chojniczan w Powstaniu Warszawskim, a tę dokumentację powiększę i opracuję, będę wnioskował o budowę pomnika Powstańców Warszawy w Chojnicach. 


Przy tej okazji przypomnę, że w 2008 r. Stowarzyszenia Arcana Historii zaprosiło do Chojnic w ramach akcji "Lekcja o Powstaniu" przedstawiciela Muzeum Powstania Warszawskiego i Ośrodka Myśli Politycznej, który w kilku szkołach na terenie Chojnic i powiatu tucholskiego prowadził zajęcia z historii Powstania Warszawskiego. 

Cześć i chwała BOHATEROM!!!
























środa, 29 lipca 2015

Kolej na interpelację

Interpelację w sprawie możliwości otwarcia przejazdów pociągu bezpośredniego relacji Gdynia-Gdańsk-Chojnice-Piła-Poznań i Poznań-Piła-Chojnice-Gdańsk-Gdynia, złoży w najbliższym czasie w Sejmie RP wobec ministra infrastruktury i rozwoju poseł Dorota Arciszewska-Mielewczyk z Prawa i Sprawiedliwości. Interpelacja zostanie złożona na moją prośbę, przygotowałem jej projekt. Liczę na to, że się uda, pociągi bezpośrednie na tej relacji przez Chojnice bardzo przydałyby się mieszkańcom naszego regionu.

wtorek, 28 lipca 2015

Finster na odlocie

Takiego odlotu nie obserwowałem od lat. Do czego można przyrównać obecne zachowanie burmistrza Finstera, który zmuszony wyrokami sądowymi, wypłaci z kasy miasta 6,5 mln złotych dla właścicielek przedszkoli w Chojnicach? Chyba jedynie do radości Adolfa Hitlera, który uważał, że śmierć prezydenta Franklina Delano Roosevelta zapowiadała nie tylko koniec II wojny światowej, ale i po prostu bliskie zwycięstwo Niemiec (dwa tygodnie później Berlin leżał w gruzach, a III Rzesza przygotowywała się do kapitulacji). Jest to właśnie taki odlot, odlot totalny.

Burmistrz Finster manipulując opinią publiczną, próbuje jej wmówić, że to iż miasto musi zapłacić obecnie w ciągu praktycznie roku 6,5 mln złotych z budżetu, jest sukcesem, bo gdyby miasto płaciło te pieniądze według przepisów prawa, to wydałoby do 2015 r. 7 mln złotych, a nie 6,5 mln złotych! Cóż za rachuba!

Z tym, że burmistrz Finster nie wspomina o jednym małym fakcie, przecież On tych pieniędzy w ogóle nie chciał zapłacić! Do tego jeszcze niedawno zapewniał chojniczan, że miasto wygra wszystkie te procesy i pieniędzy żadnych nie będzie płacił. Jednak Finster przez swoją politykę nieudolności i uporu przegrał. Na bazie procesów sądowych i wyroków został zmuszony do wypłacenia pieniędzy, których zapłacić nie chciał! Jest to nie tylko porażka burmistrza, ale i ogólnie chojniczan, teraz jeszcze burmistrz Finster obraża zdrowy rozsądek mieszkańców wmawiając im zwycięstwo w chwili swej totalnej porażki, jednocześnie wypychając za swe nieudolne decyzje koszty na barki społeczne. Dobrym przykładem są koszta ekspertyz prawnych, które poniosło miasto, aby wspierać politykę nieudolności Finstera.

Istotym jest też fakt, że koszta przewidziane w budżecie, przed którymi się nie ucieka są zawsze "niższe", aniżeli te, które nagle spadają i nie pozostawiają zbyt dużo czasu na uregulowanie.  Lepiej zapłacić w 4 lata 7 mln złotych, czy w rok 6,5 mln złotych?

To co wyczynia w mieście burmistrz Finster, jest wystarczające ku temu, aby na poważnie zastanowić się nad referendum. W mojej opinii, takie zarządzenie miastem to swoiste zagrożenie bezpieczeństwa publicznego. 

środa, 22 lipca 2015

Co z koleją w Chojnicach?

Niepokojący widok przedstawia sobą chojnicki dworzec. Hula tam wicher, dosłownie. A całość przypomina dworzec kolejowy na Dzikim Zachodzie, kilkadziesiąt lat po gorączce złota...

Takich dworców w Polsce jest więcej, jednak są i dworce w miastach o podobnej wielkości, które tętnią życiem. W Chojnicach planuje się przebudowę na stacji, ale jakoś nic nie słyszy się o tym, aby władze podejmowały jakieś wysiłki zmierzające do ożywienia tego obiektu zgodnie z jego przeznaczeniem, czyli jako dworca osobowego. 

W tej mierze mam propozycję, aby nakłonić Przewozy Regionalne lub Tanie Linie Kolejowe do uruchomienia bezpośrednich połączeń (pociągów) przez Chojnice na linii Gdynia-Gdańsk-Tczew-Chojnice-Piła-Poznań (ok. 300 km), tak mógłby kursować "Tur". Warto też zastanowić się nad odnowieniem linii "Chojniczanina" z Chojnic do Bydgoszczy i Torunia. Trzeba też pomyśleć o możliwości dla połączeń przez Chojnice z Bydgoszczy do Kołobrzegu czy też nad połączeniem Trójmiasto-Berlin. Z pewnością jednak, połączenie Trójmiasto-Poznań, przez Chojnice jest bardzo racjonalnym rozwiązaniem i w tej sprawie władze miasta z pewnością znalazłyby sojuszników w samorządowcach gmin przylegających do tej linii kolejowej. Gdyby choć jeden pociąg na dobę jechał z Poznania do Gdańska i z Gdańska czy Gdyni do Poznania to z pewnością wpłynęłoby dodatkowo na ożywienie się ruchu na dworcu. Jest to też alternatywa dla podróży z Trójmiasta do Poznania przez Bydgoszcz i Inowrocław (ok. 330 km). Tylko czy komuś się w ogóle chce podejmować ten temat? Dużo podróżowałem pociągami i nadal korzystam z tego środka lokomocji w mojej opinii takie połączenie przydałoby się wielu grupom społecznym od studentów zaczynając. Nie wykorzystujemy swoich atutów, a położeni jesteśmy na naturalnej i najkrótszej drodze z Trójmiasta do Poznania, a to przecież dwa najprężniejsze ośrodki akademickie i gospodarcze w zachodniej i północnej Polsce.

Nastałby chyba czas też na to, aby kolejarze i samorządowcy zastanowili się co zrobić, aby pociągi z Torunia i Bydgoszczy dojeżdżały do Chojnic, a nie tylko do Tucholi...

piątek, 17 lipca 2015

Niewinny

W dniu dzisiejszym Sąd RP uznał mnie i mojego kolegę Krzysztofa Szulczyka za niewinnych wobec stawianych nam zarzutów zakłócania spokoju - porządku publicznego w październiku 2013 r. na Placu Piastowskim w Chojnicach. O sprawie szerowko informował w Chojnicach opinię publiczną przede wszystkim "Czas Chojnic", choć i inne media zainteresowały się tą kwestią. Przedwczesne ferowanie wyroków i urabianie opinii publicznej bardzo mi zaszkodziło w wielu sferach życia, ale tego już nie da się zapewne odwrócić.Z pewnością utraciłem przez tę maskaradę znaczną część zaufania społecznego.

Zarzut stawiano nam na podstawie art. 51 paragraf 2 Kodeksu wykroczeń. Stanowi on, że:

Art. 51. Kodeksu wykroczeń
§ 1. Kto krzykiem, hałasem, alarmem lub innym wybrykiem zakłóca spokój, porządek publiczny, spoczynek nocny albo wywołuje zgorszenie w miejscu publicznym,
podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny.
§ 2. Jeżeli czyn określony w § 1 ma charakter chuligański lub sprawca dopuszcza się go, będąc pod wpływem alkoholu, środka odurzającego lub innej podobnie działającej substancji lub środka,
podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny.
§ 3. Podżeganie i pomocnictwo są karalne.

Tutaj warto przypomnieć, jaki budowano obraz medialny. Mieliśmy kopać zaparkowane samochody, skakać po nich, mieliśmy też się z kimś szarpać. Policja sprecyzowała zarzut kierując akt oskarżenia wpisała, że "uderzaliśmy w samochody pięściami i szarpaliśmy się z ustalonym mężczyzną". Cała sprawa zyskała rozgłos w okresie przedwyborczym kampanii samorządowej 2014 r. Swoje "pięć groszy" dorzucił także na jednej z konferencji prasowych w Urzędzie Miejskim burmistrz Arseniusz Finster, który napiętnował mnie w związku z stawianymi mi zarzutami. Czy tak powinien się zachowywać burmistrz Chojnic wobec mieszkańców? Czy teraz przeprosi mnie za swoje słowa?

Pikanterii sprawie dodawał fakt, że wszystko zostało podane w otoczce wręcz czynu kryminalnego, w mediach rzecznicy policji mówili o możliwości postawienia nam nawet zarzutów z Kodeksu karnego za niszczenie mienia. Wszystko to działo się na łamach prasy, pomimo tego, że nawet nie byliśmy jeszcze wtedy w sprawie przesłuchani. W sprawę angażowała się także matka mojego dziecka Iwona K., która wraz z redaktorem Michałem Rytlewskim z "Czasu Chojnic" była u świadka zdarzenia w Hotelu Piast, aby uzyskać informacje, które pomogły by jej w odebraniu mi praw rodzicielskich. Ten epizod tego zdarzenia, pozostanie dla mnie wyjątkowo przykrym doświadczeniem.

Te dwa lata, dość nerwowej atmosfery utwierdziły mnie w przekonaniu, że chcąc dalej działać w sferze publicznej należy być osobą nieskazitelną w postawie, zachowaniu i działaniach, gdyż przez działania osób trzecich można zaprzepaścić naprawdę pokaźny dorobek ludzi, których się reprezentuje oraz swój własny. Chyba do niektórych spraw miałem stosunek zbyt frywolny. Ta sprawa mnie zahartowała i to bardzo. Jednocześnie ujawniło się sporo spraw patologii systemowej o których na pewno jeszcze szerzej napiszę. Z pewnością przykład tego, jak zostaliśmy "wychłostani" medialnie nie sprzyja ewentualnej chęci do działania w sferze społeczno-politycznej. Jednak, ten wyrok naprawdę przywrócił mi wiarę w możliwość nieskrępowanego czynnikami politycznymi angażowania się w sprawy społeczne.

Przy tej okazji chciałbym serdecznie podziękować ludziom, którzy pomimo stawianych mi zarzutów nie odwrócili się ode mnie i nie skazali mnie zaocznie, czyli przede wszystkim członkom Projektu Chojnicka Samorządność, członkom Prawo i Sprawiedliwość oraz moim Kolegom i Rodzinie i tym którzy pomimo wszystko oddali na mnie głos w wyborach samorządowych, kiedy otrzymałem 197 głosów! Dziękuję Wam bardzo!

Proszę też, abyście Państwo porównali sobie postawę moją w tej sprawie, w której poddałem się ocenie Sądu, z postępowaniem Arseniusza Finstera, który dziwnym trafem w sprawie o zakłócanie zgromadzenia publicznego (sprawa protestu przeciwko prywatyzacji ostatniego przedszkola samorządowego) nie został finalnie osądzony, bo sprawa uległa przedawnieniu ("przeciągnęła się" ponad 2 lata).


Po uprawomocnieniu się wyroku zrobimy konferencję prasową i upublicznimy zebrany materiał.

O sprawie pisze także "Gazeta Pomorska":  http://www.pomorska.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=%2F20150717%2FINNEMIASTA04%2F150719362

poniedziałek, 6 lipca 2015

Co z ta Strażą?

Byłem za likwidacją Straży Miejskiej, ale uważam,  że doprowadzenie do tego w drodze referendum będzie niemożliwe.  Mając na względzie pewną roztropność warto chyba jednak wziąć się za poważną reformę tej formacji. Sam też byłem kilka lat temu świadkiem sytuacji na Starym Rynku, gdzie Straż Miejska nie reagowała wobec rozróby, ale czasami coś nie działa bo jest zwyczajnie źle zorganizowane. Sama idea istnienia Straży nie jest zła. Należy jednak powrócić do korzeni, tj. max. Komendant plus 11 strażników i 1 osoba administracji. Każdy strażnik winien być przypisany do jakiegoś osiedla. Obecnie bizantyjski wręcz rozrost nie sprzyja skuteczności.  W sferze funkcji więcej powinno być działań pomocowych, jak penalizacyjnych. Ta formacja powinna być pomocą dla mieszkańców, a nie kolejną barierą w codziennym życiu. W związku z tym, reformujmy. Zobaczmy co to da. Rozwiązać Straż można zawsze, ale powołać ponownie może być kosztownie. W obliczu narastających zagrożeń, warto chyba zachować Straż Miejska w Chojnicach.

środa, 1 lipca 2015

Kto sponsoruje władzę?

Mówi się, aby zdobyć władzę potrzebne są pieniądze, ale żeby mieć pieniądze trzeba posiadać władzę. Wydaje się to być błędnym kołem?

Tylko pozornie. Gdyż raz zdobyta władza, dzięki pieniądzom może się utrzymać w jednych rękach, praktycznie w nieskończoność.

Przyjrzymy się warunkom lokalnym. W 2014 r. mieliśmy wybory samorządowe, sojusz Projektu Chojnicka Samorządność, Kongresu Nowej Prawicy i PiS poparł Mariusza Brunkę, jako kandydata w wyborach burmistrz Chojnic. Z drugiej strony stanął Arseniusz Finster, ze swoją sprawdzoną starą drużyną lub, jak można rzec, "drużyną Finstera". 

Dlaczego opozycja przegrała? Bo ludzie jej nie popierali? Bo ludzie nie chcieli zmian? Nie byli skłonni do tego, aby zagłosować na kogoś innego, na kogoś spoza kręgu Finstera?

Jest to myślenie prowadzące nas do truistycznego i zmitologizowanego myślenia o przyczynach zwycięstw i porażek wyborczych. Opozycja przegrała przede wszystkim dlatego, że...nie miała dostępu do...władzy i pieniędzy. Paradoksalne, ale prawdziwe.

Otóż prawdziwa przyczyna przegranej wyborczej leży w znaczącej różnicy zasobów finansowych po oby stronach politycznej barykady w mieście.

Przyglądając się sprawozdaniom wyborczym komitetów, które wystawiały kandatów do Rady Miejskiej w Chojnicach widać jak na dłoni, ogrome dysproporcje w środkach. Komitet Wyborczy Arseniusza Finstera uzyskał przychód i wpływy w kwocie 59697,00 zł (koszty i wydatki 59643,96 zł), kiedy Projekt Chojnicka Samorządność 12370,23 zł (koszty i wydatki równe przychodom i wpływom). Był to więc, już przed głównym starciem, stosunek, jak 4,83:1 na korzyść Arseniusza Finstera. Czy często się zdarza, że banda "5 na 1" przegra z tym samotnikiem? Tutaj warto zaznaczyć, że członkowie opozycji i PChS, byli wielokrotnie zapewniani w latach poprzedzających kampanię, iż jest "50 tysięcy złotych na wydatki kampanijne". Uważam te słowa do dziś za zwykłe oszustwo i wykorzystywanie ludzi do pracy na rzecz budowy wizerunku innych osób. I osoby, które nakręcały tę polityczną koniunkturę przedwyborczą w oparciu o te deklaracje, są tymi, którzy zostali oszukani. Takie rzeczy tylko w Chojnicach.

W związku z finansowaniem kampanii powstają pytania o źródła finansowania. Te wskazane w sprawozdaniach finansowych złożonych przez komitety do Państwowej Komisji Wyborczej ujawniają przede wszystkim wiele interesujących faktów o zapleczu finansowym władzy politycznej w Chojnicach. Ale skupmy się jeszcze na chwilę na PChSie. Otóż wśród tych, którzy łożyli na komitet, byli między innymi:

Mariusz Brunka (6000 zł)
Kamil Kaczmarek (2100 zł)
Zdzisław Tabath (2600 zł)

Nie ma tutaj żadnego zdziwienia i szoku. Zupełnie inne wrażenie powstanie, kiedy spojrzymy na listę sponsorów komitetu Finstera:

Zbigniew Odyja wpłacił 1000 zł
Krystyna Sabatowska 1000 zł
Józef Urbaniak 1500 zł
Mirosława Skiba 4000 zł
Jan Rostankowski 1000 zł
Danuta Pestka 1500 zł
Ewelina Piechowska 1000 zł
Henryk Tarnówka 1000 zł
Mirosława Wolska 500 zł

Oczywiście wpłacali też poszczególni kandydaci, najczęściej sumę kilkuset złotych. Natomiast wymienione nazwiska, to chyba najwięksi chojniccy biznesmeni i ludzie związani z władzą poprzez spółki miejskie czy fakt pozostawania w małżeństwie z takimi osobami. Nic nie insynuuję, uważam, że to wszystko działo się zgodnie z prawem, ale lista 66 sponsorów kampanii wśród których są najgłośniejsze nazwiska chojnickiej gospodarki nie mogą pozostawiać złudzeń, co do dobrych rządów naszego burmistrza. Taka lista budzi respekt :) W końcu kto inny, jak przedsiębiorca potrafiłby rzetelnie ocenić wpływ rządów lokalnych na stan miasta i mieszkańców? ;) W tym kontekście dodam, że sam uczestniczyłem w rozmowach z chojnickimi biznesmenami zachęcając do wsparcia kampanii opozycji, byli jedynie skłonni wspierać opozycję w sposób nieformalny w dosłownym strachu przed burmistrzem, który mógłby się dowiedzieć, że ci położyli grosz na kampanię opozycji.

Przejdźmy teraz do analizy kosztów za uzyskany głos. PChS vs. KWW Finstera w 2014 r.

KWW Finstera zdobył w wyborach do Rady Powiatu i Rady Miejskiej oraz w wyborach burmistrza, łącznie 15456 głosów

PChS (nie wystawiał listy do powiatu) wystawił 13 kandydatów do Rady Miejskiej i kandydata na burmistrza otrzymał łącznie: 5363 głosy.

Oznacza to, że KWW Finstera zapłacił za głos wyborczy 3,85 zł, natomiast PChS zapłacił za głos wyborczy 2,30 zł. Wniosek z tego jest prosty, im więcej jesteśmy w kampanii w stanie zapłacić za głos, tym więcej głosów otrzymamy. Choć oczywiście takie twierdzenie wymaga naukowej weryfikacji na którą tutaj nie ma miejsca. 

Niemniej pozostawiam to do Waszych przemyśleń, jak można wygrać wybory mając 5 razy mniej pieniędzy, jak nasz polityczny przeciwnik. Czy jest ktoś taki, kto mi na to odpowie? Bo optymalne warunki, jakie otrzymał Mariusz Brunka do startu, zostały zepsute przez niego samego i jego środowisko, bo należało wykonać tylko dwie rzeczy aby wygrać wybory: 1. zainwestować w kampanię obiecane 50 tysięcy złotych; 2. wyrzucić z PChS Przemysława Zientkowskiego zaraz gdy ten udał się na rozmowy o pracę do ratusza. Dziś w takim scenariuszu opozycją byłby Finster i jego koledzy, a lista dzisiejszych "sponsorów władzy" przesunęłaby się wraz z władzą w ręce Mariusza Brunki. Taka okazja, może się już nie powtórzyć. I to są też realne powody mojego "politycznego rozstania" z Brunką i jego środowiskiem.

Dlatego już dziś wiadomo, że aby wygrać kolejne wybory, należy poza zdeterminowanym środowiskiem przygotować także ok. 50-100 tysięcy złotych, bez tej sumy, można jedynie przegrać, choćby warunki były bardzo sprzyjające. Finster wygrał, bo miał po prostu wystarczające zasoby, choć za głos wyborczy zapłacił prawie 2 razy więcej, aniżeli opozycja, co może wskazywać na to, że jego program był o wiele mniej atrakcyjny od tego co proponowali jego przeciwnicy polityczni. Tamte wybory wygrały przede wszystkim pieniądze.

W ciągu kilku miesięcy ukaże się mój artykuł naukowy dotyczący wartości politycznych i kosztów, jakie ponoszą komitety za głos wyborczy w związku z wartościami, jakie wyznają wyborcy, którzy są ich grupą docelową. Ten artykuł będzie też w wersji elektronicznej, więc podam adres na blogu.