wtorek, 24 października 2017

Będą Sygnaliści!

Nadchodzą poważne zmiany w prawie, szczególnie projektowane, jak rozumiem, celem ograniczenia patologii korupcjogennych. Według propozycji ministra - koordynatora służb specjalnych Michała Kamińskiego na wadze zyska tzw. czynnik społeczny i ludzki w procesie kształtowania bezpieczeństwa wewnętrznego państwa w różnych jego sferach, przede wszystkim zapewne w sferze społecznej i ekonomicznej. Będąca dotąd sztandarowym narzędziem monitoringu władzy Ustawa o dostępie do informacji publicznej z 2001 r. będzie w zmienionej wersji zaledwie elementem szerszej ustawy, która wzmacniać będzie przede wszystkim tzw. kontrolę społeczną. I już słyszę, te narzekania i wołanie o pomstę do nieba, że PiS wskrzesza ORMO. Szczerze, to mi samemu takie analogie się nasuwały, ale spójrzmy na nowe uwarunkowania systemowe. W dobie globalizacji i wzrastającej roli korporacji transnarodowych - tzw. sygnaliści - więc często osoby, które w interesie społecznym informowały opinię publiczną i odpowiednie służby o nieprawidłowościach wewnątrz konkretnych instytucji, pozostawały bez najmniejszej ochrony prawnej i musiały borykać się z procesami sądowymi na własną rękę i to z przeciwnikiem o dużo większym potencjale ekonomicznych, co na starcie stawiało sygnalistów na straconej pozycji. 

Warto tutaj wskazać, że do najbardziej znanych sygnalistów na świecie należy między innymi Edward Snowden - który przecież poinformował społeczność międzynarodową o powszechnej inwigilacji obywateli świata za pomocą narzędzi wysokiej techniki, czyli komputerów osobistych i smartphonów. Czy w takim ujęciu sygnalistę można nazwać ORMOwcem? :) 

Zmiany zapowiadają się więc poważne, ale i dają nadzieję, że uwikłani przez sprzeczne interesy pracownicy wielu zakładów i korporacji, gdzie za cenę milczenia są nie tylko zatrudniani, ale i wyzyskiwani  - finansowo i psychicznie (bo muszą milcząco obserwować złodziejstwo, przekręty finansowe, poniżanie współpracowników, itd.), będą wreszcie mogli bez większych obaw informować o nieprawidłowościach rzutujących na stan społeczeństwa instytucje, których zadaniem będzie przywrócenie ładu w danej instytucji. 

Zapowiadane są konsultacje społeczne do tej nowej ustawy, którą proponuje minister Kamiński. Na pewno wezmę w nich udział, bowiem instytucja sygnalisty nijak ma się do kwestii korzystania z dostępu do informacji publicznej, tę bowiem funkcję, zasadniczo różnicą się od działań sygnalistów, wypełniają Dociekliwi. Jest to co prawda ruch nieformalny, ale i globalny związany z realizacją prawa dostępu do alternatywnej informacji, czyli zapisów art. 19, Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka. Dotąd było tak, że Dociekliwi występujący na ścieżkę sądową z instytucjami państwowymi i samorządowymi - publicznymi, musieli we własnym zakresie pokrywać koszty postępowań sądowych, których wynik i ujawnienie informacji nie tylko narażały ich na koszty, ale i na kolejne procesy z ludźmi władzy. Chciałbym, aby w nowej ustawie, zmieniono zapisy z Ustawy o dostępie do informacji publicznej w kwestii tego, kto i jak rozstrzyga o konieczności ujawnienia informacji publicznej, bowiem bicie się w pojedynkę przez Dociekliwych z Lewiatanem publicznym na rzecz interesu społecznego, to był swoisty heroizm. Każda sprawa w Wojewódzkich Sądach Administracyjnych i innych instancjach generowała koszt, dla dociekającego informacji publicznej. Jak to działa? Ano tak, pytam na przykład jakie umowy i na jaką wartość zawarło Miasto X z przedsiębiorcą Y w ciągu ostatnich 10 lat, a Miasto X nie udziela mi informacji i wskazuje, że musi chronić interes gospodarczy podmiotu Y - w skrócie zasłania się tajemnicą handlową podmiotu realizującego usługi. Taką sprawę, aby rozstrzygnąć, należało skierować sprawę do WSA, uiścić opłatę w kwocie co najmniej 100 zł za sprawę i następnie czekać na jej efekt. W sumie taka działalność była obarczona poważną barierą, czyli monitoring działań władzy, był bardzo poważnie ograniczony. Ustaw o dostępie do informacji publicznej miała też inne luki, związane między innymi z brakiem monitorowania działalności przykładowo adwokatów i innych profesji prawniczych, gdzie płynie poważny strumień pieniędzy publicznych. W ustawie nadto powinna się znaleźć jasno wyrażona konieczność udzielania pełnej informacji o stanie zakładów, ich kondycji, ujawnianiu dokumentów pracodawcy wobec związków zawodowych. 

Na pewno wezmę udział w konsultacjach społecznych i zachęcam do tego inne osoby zainteresowane dotychczasowym wykorzystaniem Ustawy o dostępie do informacji publicznej. 

Co nam dała Unia?

W obiegowej opinii uważa się, że Unia Europejska, to samo dobrodziejstwo dla Polaków i Polski. Obóz rządowy oraz prezes PiS Jarosław Kaczyński wyrażają siebie jako zwolenników UE, ale wysuwają zastrzeżenia do mechanizmów władzy w Unii i autorytarnych praktyk urzędników unijnych oraz dominacji osi Berlin - Paryż, która z pewnością będzie narastać po Brexit. 

Fakty o naszym uczestnictwie w UE dają, przynajmniej mi ambiwalentne odczucia. Siegając po książkę Tomasza Cukiernika, ekonomisty i prawnika, pod tytułem Socjalizm według Unii, nie spodziewałem się faktografii, a raczej pewnej formy eseju. Natomiast w książce tej, będącej w dużej mierze zbiorem wcześniejszych tekstów Cukiernika, możemy znaleźć wiele ciekawych informacji dotyczących Unii i naszego w niej członkostwa. Jak się bowiem okazuje Polska składka na UE to ok. 1/3 wartości funduszy, które wpływają do Polski...ale składka Polski nie uwzględnia wielu kosztów pochodnych - jak choćby obsługa kredytów pod zaciągane dotacje, korupcja urzędnicza, koszty pracy biurokracji unijnej, itd. W sumie do Unii wg Cukiernika dopłacamy. Co więcej gdybyśmy chcieli opuścić Unię musimy liczyć się z koniecznością nagłej wpłaty 210 mld euro do kasy unijnej. Ponadto w ciągu 10 lat uczestnictwa w Unii wartość funduszy, które do nas wpłynęły to zaledwie 3% polskiego PKB z tego okresu. Okazuje się też, że przytoczone przez Cukiernika przykłady firm, które dostały dofinansowania są przerażające. I w tej dramatycznej statystyce prym chyba wiodą projekty informatyczne, setki a nawet miliony złotych na strony internetowe, którzy wykonanie szacuje się na 10 tys. złotych, w tym kontekście na pewno narzuca się nam w Chojnicach projekt internetowy "Adam Chojnicki", który też kosztował setki tysięcy zlotych i był wielkim niewypałem pomysłodawcy wicestarosty Marka Szczepańskiego. Niestety Cukiernik uważa, że te projekty to źródło korupcji i wycieku pieniędzy publicznych. Tyle jeśli spojrzymy na stronę finansową, ale w sensie poza materialnym, Unia zdaje się ograniczać cztery wolności, które nam obiecała - wolność przepływu towarów, usług, kapitału i ludzi. Unijni biurokracji zaś nie kryją się z próbą budowy superpaństwa na gruzach państw narodowych. Ciekawe jest też podsumowanie dotyczące środków na badania naukowe, które prezentuje Cukiernik. Okazuje się, że Polacy uzyskują niewspółmiernie niskie środki na badania z funduszy unijnych, zakładając wartość składek, które wpłacają, żeby było radośniej, to więcej od nas dostają nawet z tych funduszy państwa spoza Unii, choćby takie jak Izrael...

Wydaje mi się, że w poszechnym odczuciu Unia Europejska to dobro - obywatele są jej stronnikami i nie patrzą na żaden unijny projekt unijny krytycznie, bo to często w ich odczuciu "darmowa kasa". A tutaj warto znowu za Cukiernikiem przytoczyć, że zadłużenie polskich samorządów od czasów wejścia Polski do Unii wzrosło prawie o 400%...Ponadto Polacy chyba w Unii kochają przede wszystkim wolność przemieszczania się, ale jak zauważa słusznie Cukiernik: Unia Europejska to nie Układ z Schengen. Można być poza Unią i można być nadal w Schengen. 

W moim osobistym odczuciu, Polska powinna pozostać tylko w takiej Unii Europejskiej, która nie będzie Polsce narzucała swoich autorytarnych rozwiązań i kuriozalnych zapisów, na przykład o spłuczkach, albo żarówkach. Nie wspominając owoców...

Z Unią trzeba grać ostro, bowiem relatywnie do wartości gospodarki narodowej do Unii wpłacamy bardzo dużo pieniędzy - 1% PKB, więcej, więc niż Niemcy, które nawet 1% PKB nie wpłacają w wartości swej składki. 

Aby zaś zapoznać się z kuriozalnymi efektami działalności unijnych biurokratów i tworzonymi przez nich projektami warto zerknąć na chojnickie podwórko - baszta w fosie, to chyba sztandarowy przykład, ale i nie lepiej jest z CEW na ul. Piłsudskiego w miejscu po starych młynach. Będę powtarzał, ze chojnickie elity z Burmistrzem na czele, albo świadomie nie rozróżniają kosztów od inwestycji, albo robią to w sposób nieświadomy (tym gorzej). Wiadomo przecież, że każda inwestycja będzie generowała koszty, ale problem jest w tym, że nie widzę w Chojnicach inwestycji ze środków UE, które wygenerowały zyski. Warto przecież też zastanowić się ile kosztowała dotąd obsługa kredytów pod unijne dotacje? I co z tego mają mieszkańcy? 

Według mnie największym osiągnięciem Unii, i naszego w niej uczesnitctwa jest wypracowanie działania wielu instytucji życia politycznego, które utrwalają, pomimo wszystko, demokrację w Polsce. Natomiast od strony gospodarczej, oceny pozostaną niejednoznaczne. Na pewno nie zyskaliśmy tyle, ile próbują nam wmówić Niemcy, albo ich media w Polsce. Na pewno też nie straciliśmy tyle, ile projektują nam skrajnie prawicowe i libertariańskie media w kraju. 

Nie we wszystkich tezach się zgadzam z Cukiernikiem, ale krytyka wobec Unii i jej instytucji jest konieczna. Polecam lekturze książkę Tomasza Cukiernika: http://sklep-niezalezna.pl/pl/p/Socjalizm-wedlug-Unii-Tomasz-Cukiernik/1192