Wielokrotnie zbierałem się do napisania tego posta.
Chciałem w nim, i nie wiem czy mi się to uda, przedstawić perspektywę ludzi mojego pokolenia. Powiedzmy ludzi lat 80'.
Kilka z naszych roczników dokładnie wie co to byla komuna, zna braki w zatowarowaniu w lodówce. Zna zakazy do "wolnego słowa" poza domem, bo "tata może stracić pracę". Pamiętamy sowieckich sołdatów ze sklepów Pewexu i znamy smaki słodyczy przysyłanych z zagranicy. Jesteśmy ludźmi pokolenia, którego świadomość budowało wielkie spięcie między Zachodem i Wschodem. Między cukierkami z RFN i watą cukrową na lokalnych jarmarkach.
Widzieliśmy w jaki sposób nasi starsi koledzy dochodzili do ogromnych pieniędzy. Przyglądaliśmy się jak "Solidarność" dawała ciała na całej linii. Zdradzając w sumie idee "Sierpnia". Wychowaliśmy się w okresie szalonych lat 90, kiedy "Ci starsi" z jednej strony budzili podziw i zazdrość, z drugiej stawali się antytezą, tego do czego chcieliśmy dążyć. Nam się już zamarzył świat - demokracji, społeczeństwa otwartego. Ludzi sprawiedliwych, prawych. Innego kapitalizmu "z ludzką twarzą". To były marzenia.
Bo tak jak nasi rodzicie i dziadkowie, w czasie komuny bez większych problemów dorabiali się kolejnych domów i działek, tak my zostaliśmy wepchnięci w szalony wyścig szczurów. Z tego laboratorium najlepsi przeszli drenaż na Zachód. Reszta została, inni na zmywaki do Anglii, marząc, że chociaż na tę działkę i domek zarobią ciężką pracą. A tam, na emigracji większość ludzi popada w apatię, alienację. Zatraca się. Z jednej strony chcą przeżyć to wszystko czego by nie mogli doznać, z drugiej marzą o Polsce. Czyli rozdwojenie jaźni nadal trwa. Staliśmy się też pokoleniem dromadów. Tak oto z jednego miasta do drugiego, z jednego państwa do kolejnego. Gdzie w tym jest szansa na dom i rodzinę? Gdzie na stabilizację?
Właśnie ekonomia. Ta leży u większości z moich kolegów. Doktorów, spawaczy, magistrów i murarzy. Bez różnicy. Jesteśmy w widełkach płacowych, w których nie ma możliwości normalnego życia. Do tego specyfika "stylu życia" naszego pokolenia. Z jednej strony chęć osiągnięcia tego co tradycyjnie było pojęte jako "normalne" - a z drugiej hulaszczy stan trwający do 40 roku życia i dalej.
Dokąd my zmierzamy? Czy my jesteśmy jeszcze przyszłością czegokolwiek? Nie, jesteśmy ofiarami tranzycji systemowej, walki opcji postkomustycznej z pro katolicką i pro polską. Ideologie tak nas zmieliły, że w każdym calu nie jesteśmy w stanie wzbogacić, ani siebie, ani tego społeczeństwa. Oczywiście można nawoływać do przestrzegania tradycyjnych zasad, konwenansów. Ale to już jest wołanie na puszczy. Wartością dziś dla człowieka, nie jest człowiek, ale pieniądz. Wiele wzniosłych słów, należałoby usunąć ze słownika, bo te słowa już sa tylko pustymi znaczącymi dla dzisiejszych trzydziestolatków.
\
Wychowani w świecie "marzeń o potędze" finansowej, której szybki wzrost obserwowaliśmy w latach 90 - tych, i wepchnięci w wieku produkcyjnym w strukturalnie zmienioną rzeczywistość Polski po 2004 roku mamy problem. Dalszy dysonans. Z jednej strony zrozumienie dla potrzeby posiadania kompetencji, umiejętności, kwalifikacji, z drugiej rozczarowanie, że struktura, instytucje i ich węzłowe miejsca nadal są obsadzone ludźmi starej nomenklatury, co potęguje niemoc. I nie chodzi tutaj o władzę, ale o biznes przede wszystkim.
My musieliśmy robić studia, byliśmy zmuszeni do podyplomówek, żeby zarabiać 1500 złotych, oni to ludzie lat 50 - 60, wyrośli i wykształceni w komunie i w dużej mierze w takim duchu wychowani. Oczywiście nie każdy jest taki sam, ale trzeba doceniać moc systemowego oddziaływania ideologii. Na nas wpływ miały obie i postkomunistyczna i ta "lepsza" post-solidarnościowa. Żadna jednak nie dała nam szans realnego życia. Dziś żyjemy w stanie kompletnej innercji. Jak kiedyś Ci, którzy próbowali coś zrobić. Młodzieńczy zapał zderza się ze strukturalnymi przeszkodami. Wiecie, Czytelnicy, jaki odsetek moich kolegów i koleżanek, z moich szkól chojnickich, mieszka w tym mieście? Jaki odsetek żyje godnie? To są znikome procenty. Moi koledzy żyją poza Polską, poza Chojnicami. Jak chcemy budować? Kiedy sami staliśmy się jedynie emanację powiedzenia, że "czas leci". Nic nie możemy wnieśc, nic nie możemy uzyskać. Ten świat nie pozwala być nam "twórczą tkanką", on nas zmusza do egzystencji na skraju...egzystencji.
Zawsze zadaję sobie pytanie, co dalej? Co można zrobić? Jakie są rozwiązania?
Świetnie wskazała Jadwiga Sztaniskis, że w Polsce wprowadzono zmiany strukturalne, choć nikt na to nie był gotowy. Nałożono agresywny kapitalizm na społeczeństwo wychowane w komunie. Zażądano podporządkowania się życiowej modzie Zachodu, ale oprócz żądań nic nie zaoferowano ludziom, aby się dostosowali. Dlatego dziś magistrzy ekonomii, prawa, politologii sprzedają kredyty...albo materiały ścierne ;)
Co nam pozostaje? Są dwie opcje, tak generalnie traktując "nas", emigracja, bądź brutalna gra biznesowa. Ani jedno, ani drugie nie wniesie nic pozytywnego do rozwoju nas samych, ani do wzbogacenia Polski.
Jest jeszcze rozwiązanie, kredyt niczym uzda na 40 lat...M3 i totalne podporządkowanie systemowi. Czym to się różni od czasów PRL-u? Tam, też dostawali Ci, którzy byli grzeczni i w układach...Ciągle ta sama bajka. Nie ma się co łudzić, że coś zmienimy. Nic się nie zmieni. Jesteśmy straconym pokoleniem. Ani nie zdążymy nikogo zastąpić, ani wyprzeć. Jesteśmy pokoleniem spisanym na straty. Oczywiście traktując nas jako zbiór. Może piszę to ze swojej perspektywy. Może w dość pesymistycznym stanie i oglądzie rzeczywistości. Ale naprawdę ręce mi opadają, kiedy widzę świat w którym nie ma miejsca na normalność...
Pewnie nie uwierzysz, ale ja w tamtych czasach kupowałem w "Pewexie" alkohole, papierosy, kosmetyki no i "Wranglery" /tak dobrych nie mają dzisiaj nawet firmowe sklepy tej marki/i nigdy w żadnym ze sklepów nie spotkałem "sowieckich sołdatów"! Chyba, że nie wiem kim jestem i to ja byłem jakimś ruskiem?
OdpowiedzUsuńWięcej wiary w zmiany, które nadchodzą. A do Warszawki Pan Marcin się wybiera?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam z Człuchowa
Emigracja lub brutalna gra biznesowa. Czy nie na tym właśnie polega kapitalizm? Emigracja oznacza grę biznesową na innych regułach - nie do końca dla nas znanych, może nieco bardziej cywilizowanych.
OdpowiedzUsuńNajatrakcyjniejsze kierunki emigracji Polaków to kraje w zupełnie innej sytuacji. Zarówno społeczeństwo niemieckie jak i brytyjskie wyszły bowiem z wojny zwycięsko. Niemcy zapłacili okrutną, ale niewspółmierną karę za II wojnę światowa. Brytyjczycy wyszli z niej natomiast niemal bez szwanku. Ekonomia bowiem ma do siebie to, że kataklizmy takie jak trzęsienia ziemi, czy powodzie, wojny i plagi w dłuższej perspektywie wpływają korzystnie na jej rozwój - nadają nowej dynamiki skostniałej w innym wypadku strukturze dojrzałego kapitalizmu.
Niemcy przegrały wojnę, ale z obawy o powtórkę z romansu z faszyzmem dostały szansę na dynamiczny rozwój wspierany przez aliantów. Wschodnie Niemcy - pozostały tak jak my w sowiecjkiej strefie wpływów, ale także ze względu na sąsiedztwo Niemiec Zachodnich w tym bloku wschodnim traktowani byli w sposób uprzywilejowany przez wielkiego brata.
A zatem nasza historia jest jakże różna od ichniej. Minęło 25 lat ograniczonej wolności obywatelskiej i tej gospodarczej - jesteśmy społeczeństwem na dorobku, "krajem rozwijającym się".
Nasza przewaga na tle konkurencji wynika z niskich kosztów pracy i młodej, wykwalifikowanej, ambitnej siły roboczej . Brak nam natomiast technologii, wartościowych kontraktów, know how,
nowoczesnego przemysłu. W dużym stopniu zmarnowane 25 lat niewiele zmieniło. Infrastruktura kuleje, gospodarka jest tłamszona przez biurokrację, niejasne przepisy, prawo podatkowe, wysokie obciążenia i nadgorliwe wykonywanie i tak absurdalnych przepisów unijnych.
Ale jest to tylko jedna strona medalu. Polska to kraj, który być może dzięki czterem zaborom, dwóm wojnom, pomimo nazizmu, komuny i postkomuny - rozwija się, mimo wszystko!
Żadna rządu zasługa w tym, że nasz kraj nie uległ globalnemu kryzysowi. Polska to kraj, który od wieków żyje w kryzysie i ten wykreowany przez EUROSTAT i wynikający z ułamku procenta tu, czy tam, to dla Polaków byt mało realny. Utrata 2% dla koncernów, czy budżetu państwa to dramat, ale dla tych najmniej zarabiających te kilkanaście złotych w miesiącu, wielkiej różnicy już nie zrobi. Z kolei bezrobotni też muszą przeżyć, a nawet 20% od zera wciąż nie zmienia ich dochodu. Cały naród kombinuje i kombinować musi, żeby przeżyć, żeby przetrwać, żeby wychować dzieci i
zadbać o ich los. Może to banał, ale Polacy równie często jak narzekają - troszczą się o przyszłość swoich dzieci i poruszają ten temat w codziennych rozmowach i to daje nadzieję...
Warty chwili uwagi jest ostatni raport Bloomberga, który zwraca uwagę na fakt, że jeśli chodzi o skuteczność naszej słabej opieki zdrowotnej wyprzedzamy inne kraje rozwinięte takiej jak choćby USA, Niemcy, Dania czy Belgia. Poza uproszczoną metodologią można zwrócić uwagę, na fakt, że decyduje tu trud lekarzy i pielęgniarek, którzy dają z siebie wiele i samego społeczeństwa, które w skutek braków opieki zdrowotnej zatroszczyło się o swoje zdrowie samo.
Nie ma łatwo - i łatwo nie będzie - trawa zawsze jest zieleńsza u sąsiada, ale kraj na dorobku, zmusza do ciężkiej pracy - jeśli ktoś obiecywał "cuda" - kłamał!.
Dla kogo to piszesz jeżeli żadne komentarze nie są zamieszczane? Pisz na Berdyczów!
OdpowiedzUsuńi tak się zmienia historię według IPN. W Polsce nie było komuny tylko był socjalizm , to jest duża różnica, bo jak by była komuna to byś teraz nie siedział i bzdur nie pisał.
OdpowiedzUsuńZ częścią wypowiedzi Pana się zgadzam, a z częścią się nie zgadzam. Po pierwsze, chwała, chwała profesorowi Leszkowi Balcerowiczowi za to, co udało się jemu zrobić w latach 90-tych!!! Mógł jeszcze sprywatyzować szpitale, polską energetykę, wielkie państwowe (paliwowe i nie tylko) przedsiębiorstwa, pocztę i szkoły wyższe. Żałuję, że nie udało się tego zrobić. Nie było innego wyjścia jak brutalne i agresywne wejście w kapitalizm! Co to znaczy kapitalizm z ludzką twarzą? Kapitalizm to kapitalizm, tak jak w USA za rządów Ronalda Reagana: święte prawo własności, samodzielność, niezależność, ograniczone świadczenia socjalne, drastyczne cięcie wydatków budżetowych, liberalne prawo pracy, dominacja prywatnych przedsiębiorstw. Im mniej państwa, tym szczęśliwsi ludzie! Sprawiedliwości nie ma, o tym już wiedzieli ludzie w starożytności! Po drugie, mam wielu znajomych, którzy są 30-latkami, skończyli dobre studia i pracują w świetnie prosperujących firmach w Chojnicach i okolicach. Jako reprezentant pokolenia 20-latków zgadzam się z Panem, że trudno dzisiaj o pracę i godziwe wynagrodzenie, zwłaszcza w małych miastach, jak nasze Chojnice. W Polsce mamy zbyt dużo przede wszystkim politologów! Absolwentów zarządzania, marketingu, dziennikarstwa, logistyki itp. Poza tym jest mnóstwo "śmiesznych szkółek wyższych", które produkują dyplomy, wypluwają ludzi słabo wykształconych i nieprzygotowanych do potrzeb rynku. W miarę dobrze prosperują jeszcze prawnicy i ekonomiści, ale również i tutaj zaczyna pojawiać się problem. Wyróżniający się, pracowici, zaradni studenci tych kierunków znajdą pracę, w myśl prostej handlowej reguły: dobry towar zawsze się przebije! Pozytywnym faktem jest również to, że w przypadku studentów prawa w większych ośrodkach miejskich nie liczą się już znajomości i rodzina, ale rzeczywiste kompetencje i umiejętności. Od kiedy ministerstwo sprawiedliwości przejęło przeprowadzanie egzaminów na aplikacje adwokackie, notarialne czy radcowskie od okręgowej palestry, to naprawdę dostają się tam ludzie przygotowani, a nie bratankowie mecenasów lub córeczki adwokatów. Wciąż potrzeba nam więcej lekarzy i inżynierów oraz absolwentów szkól zawodowych. Nie wielu mamy specjalistów, fachowców dobrych w wąskiej dziedzinie. Mamy za to absolwentów "Wyższych Szkół Gotowania na Gazie" albo ludzi tylko po maturach, czyli dobrych we wszystkim i w niczym! Dla porównania: podobnie jest w Europie Zachodniej i w USA. WIELKIE BOOM już było, tak jak Pan Marcin zauważył, w latach 50-60! Mojemu tacie było łatwiej, ale mojemu dziadkowi było jeszcze łatwiej. Wtedy było mało szkół wyższych, potrzebowano specjalistów po studiach zarówno w sektorze prywatnym jak i publicznym. Każdy, kto kończył studia znajdował bez problemu pracę, ale te czasy już nigdy nie wrócą!
OdpowiedzUsuńZ częścią wypowiedzi Pana się zgadzam, a z częścią się nie zgadzam. Po pierwsze, chwała, chwała profesorowi Leszkowi Balcerowiczowi za to, co udało się jemu zrobić w latach 90-tych!!! Mógł jeszcze sprywatyzować szpitale, polską energetykę, wielkie państwowe (paliwowe i nie tylko) przedsiębiorstwa, pocztę i szkoły wyższe. Żałuję, że nie udało się tego zrobić. Nie było innego wyjścia jak brutalne i agresywne wejście w kapitalizm! Co to znaczy kapitalizm z ludzką twarzą? Kapitalizm to kapitalizm, tak jak w USA za rządów Ronalda Reagana: święte prawo własności, samodzielność, niezależność, ograniczone świadczenia socjalne, drastyczne cięcie wydatków budżetowych, liberalne prawo pracy, dominacja prywatnych przedsiębiorstw. Im mniej państwa, tym szczęśliwsi ludzie! Sprawiedliwości nie ma, o tym już wiedzieli ludzie w starożytności! Po drugie, mam wielu znajomych, którzy są 30-latkami, skończyli dobre studia i pracują w świetnie prosperujących firmach w Chojnicach i okolicach. Jako reprezentant pokolenia 20-latków zgadzam się z Panem, że trudno dzisiaj o pracę i godziwe wynagrodzenie, zwłaszcza w małych miastach, jak nasze Chojnice. W Polsce mamy zbyt dużo przede wszystkim politologów! Absolwentów zarządzania, marketingu, dziennikarstwa, logistyki itp. Poza tym jest mnóstwo "śmiesznych szkółek wyższych", które produkują dyplomy, wypluwają ludzi słabo wykształconych i nieprzygotowanych do potrzeb rynku. W miarę dobrze prosperują jeszcze prawnicy i ekonomiści, ale również i tutaj zaczyna pojawiać się problem. Wyróżniający się, pracowici, zaradni studenci tych kierunków znajdą pracę, w myśl prostej handlowej reguły: dobry towar zawsze się przebije! Pozytywnym faktem jest również to, że w przypadku studentów prawa w większych ośrodkach miejskich nie liczą się już znajomości i rodzina, ale rzeczywiste kompetencje i umiejętności. Od kiedy ministerstwo sprawiedliwości przejęło przeprowadzanie egzaminów na aplikacje adwokackie, notarialne czy radcowskie od okręgowej palestry, to naprawdę dostają się tam ludzie przygotowani, a nie bratankowie mecenasów lub córeczki adwokatów. Wciąż potrzeba nam więcej lekarzy i inżynierów oraz absolwentów szkól zawodowych. Nie wielu mamy specjalistów, fachowców dobrych w wąskiej dziedzinie. Mamy za to absolwentów "Wyższych Szkół Gotowania na Gazie" albo ludzi tylko po maturach, czyli dobrych we wszystkim i w niczym! Dla porównania: podobnie jest w Europie Zachodniej i w USA. WIELKIE BOOM już było, tak jak Pan zauważył, w latach 50-60! Mojemu tacie było łatwiej, ale mojemu dziadkowi było jeszcze łatwiej. Wtedy było mało szkół wyższych, potrzebowano specjalistów po studiach zarówno w sektorze prywatnym jak i publicznym. Każdy, kto kończył studia znajdował bez problemu pracę, ale te czasy już nigdy nie wrócą!
OdpowiedzUsuń(cz.2.) Ten kto chce zrobić dzisiaj karierę musi ciężko pracować, uczyć się, praktykować, zdobywać międzynarodowe doświadczenie, znać biegle minimum dwa języki obce i do tego skoncentrować się na wybranej przez siebie dziedzinie, czyli znaleźć swoją niszę. Mimo tego, trzeba pamiętać o tym, że taka sytuacja jest na całym świecie, jest to zjawisko globalne. Dzisiaj nawet ukończenie Harvardu nie gwarantuje pracy! A w takich krajach jak Włochy czy Hiszpania absolwenci studiów mają dramatyczną sytuację! Wracając do naszego regionu, to zgadzam się z Panem, że ludzie młodzi wjeżdżają z naszego miasta w poszukiwaniu pracy lub w celu zdobywania wykształcenia za granicę i do polskich większych miasta. Chojnice nigdy nie stworzą takich szans jak Gdańsk, Warszawa czy Poznań! Moje pokolenie (20-latków) studiuje bądź pracuje właśnie w tych aglomeracjach. Tylko nieliczni moi znajomi wyjechali "do pracy na zachód"! wielu uczy się także na uczelniach w Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych. Czy oni wrócą do Chojnic, aby tutaj pracować i założyć rodzinę? Niemniej jednak, głęboko wierzę w potencjał naszego małego, ale obrotnego miasta. Mamy silną turystykę, którą trzeb jednak bardziej wypromować. Może udałoby się również sprowadzić kilka dużych przedsiębiorstw do podmiejskich stref ekonomicznych, to dałoby zatrudnienie pracownikom fizycznym oraz menedżerom. Rozwój lokalnej infrastruktury oraz inwestycje pociągnęłyby za sobą rozwój firm budowlanych, dałoby to także pracę inżynierom i architektom. Na pewno istnieje szansa na rozwój regionu, ale zacząć należałoby od ograniczenie ludzi pracujących w samorządzie! Co drugi chojniczanin pracuje w szkole, policji, straży pożarnej czy miejskiej (jestem za likwidacją), szpitalu czy przerośniętych urzędach, które są bezproduktywne i nic nie wnoszą do lokalnej gospodarki. Uważam, że przyszłość naszego miasta nie jest kolorowa, ale nie jest też skazana na niepowodzenie! Pozdrawiam, Aleksander Libera ;)
OdpowiedzUsuń