"Świat zwariował", tak mawiano w chyba każdym pokoleniu.
Dziś jednak dostrzegamy pewien problem, który nie dość, że drąży nas w sferze życia prywatnego, to i staje się dość uwierającym czynnikiem rzeczywistości publicznej. Jest to fetyszyzacja celów materialnych, więc otaczanie czynnika ekonomicznego swoistym kultem, przez co cierpi interes społeczny.
Chodzi mi o znaczenie pieniędzy i celów materialnych, jakie stawia się instytucjom publicznym. Mowa więc może być o skutkach wyborów najtańszych ofert w przetargach, czy też o istotnym procesie wypychania przez instytucje publiczne kosztów na obywateli, celem...maksymalizacji zysków synekur politycznych w warunkach poszerzającej się sfery prekariatu i poczucia tymczasowość oraz zwyczajnie niepewności bytu.
W warunkach lokalnych, od czasu do czasu, też mamy z tym procesem do czynienia. Przecież prywatyzacja ostatniego przedszkola publicznego, to ewidentny przykład wypychania kosztów na rzecz maksymalizacji zysków przez określone środowiska. Koszty wypychane są oczywiście na obywateli, którzy za pewne rozwiązania natury gospodarczo-politycznej otrzymują rachunki z terminem płatności, bo nie oszukujmy się, ale ten proces "cięcia kosztów", przez instytucje publiczne rodzi ogromne obciążenia dla mieszkańców. Dochodzi do swoistego "przesunięcia" majątku publicznego i określania w tym procesie nowych dysponentów pod zasłoną liberalnej frazeologii w imię ekonomicznego interesu "miasta" i "dobra wspólnego". Warto przy tym spojrzeć na kontrast, jaki wyłania się, kiedy zestawimy te gorące praktyki przesuwania kosztów na obywateli i kosztów "prywatyzacji" z obciążeniami, jakimi dla miasta są instytucje "pół-prywatne", czyli te, które moglibyśmy tutaj nazwać synekurami politycznymi. Czym innym bowiem jest spółka Centrum Park w Chojnicach, jak nie synekurą polityczną? Czym jest kreowanie stanowisk w rodzaju pełnomocników rzeczy niepotrzebnych? Czym w końcu jest drenaż miejskich pieniędzy na MKS "Chojniczankę", jeśli nie synekurą polityczną? Czymże w końcu są inne miejskie spółki, gdzie w radach nadzorczych zawsze zasiadają "koledzy - kolegów"?
W sensie dyskursywnym, prowadzi się propagandę konieczności utrzymywania ekonomicznego jedynie kryterium podejmowania decyzji władz, tam, gdzie ma dojść do przesunięcia kosztów (w krótkiej perspektywie) z instytucji publicznych na obywatela, jednocześnie generując w ten sposób jeszcze większe koszty dla kasy miejskiej (w perspektywie długoterminowej). Przykładem niech będą przedszkola (za co miasto teraz słono płaci), kolejnym może być za chwilę żłobek, ale najlepszym podsumowaniem niech będą te słowa burmistrza Chojnic, Arseniusza Finstera sprzed 8 lat, które padły w trakcie IX sesji Rady Miejskiej w Chojnicach:
"Natomiast jest bardzo znowu
śmiały plan Architekta Miejskiego, który polega na tym, żeby zlikwidować szalet
miejski, w miejscu szaletu miejskiego sprzedać działkę i zbudować kamienicę, bo
dzisiaj mamy obraz dziwny, Bazylika odrestaurowana, Kościół Gimnazjalny za
chwilę, miejmy nadzieję, odrestaurowany, naprzeciwko szalet miejski, więc tam
jest miejsce na piękną kamienicę. Natomiast ten szalet należałoby odtworzyć w
bliskim miejscu centrum i takie miejsce jest w otoczeniu parkingu i budynków
„Chojniczanki”. Uważam, że w tej kadencji powinniśmy się z tym tematem uporać.
Jestem przekonany, że ewentualna sprzedaż działki wraz z rozbiórką tego szaletu
z nawiązką pokryje nam koszt budowy tego nowego szaletu, a nawet można związać
przyszłego właściciela tej działki z budową tego właśnie szaletu i on na pewno
będzie barier architektonicznych, bo dzisiaj nikt nam nie zatwierdzi
dokumentacji projektowej z barierami. Tak wygląda ta sprawa".
A jak ta sprawa (jedna z wielu), która była podporządkowana fetyszyzacji celów materialnych wygląda obecnie?
Otóż, tak:
Oto osiągnięcia naszego "gospodarza", bo przecież nie "polityka". Bowiem wytrawny polityk jest kompetentny i osiąga wyznaczone przed opinią publiczną cele. Gospodarz, jak widać, raczej myśli w perspektywie "własne ogródka". Pamiętajmy, że w polskim prawie, ten gospodarz za polityczną nieudolność nie poniesie żadnych konsekwencji, dlatego należy poważnie rozważyć w jaki sposób pociągnąć Go do politycznej odpowiedzialności za "osiągane wyniki". Od 1998 r. trwa notoryczne "wciskanie kitu" mieszkańcom. Gdzie w tym wszystkim jest interes społeczny?
Nieczynny szalet miejski "super nowoczesny" w dniu prawyborów. Fot. Marcin Wałdoch.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz