Znowu niecichnące zamieszanie wokół konkursu, który zorganizowano w Chojnicach. Tym razem opinia publiczna wyraża swoje wątpliwości, wokół sprawy konkursu na dyrektora szkoły specjalnej w Chojnicach.
Wygląda na to, że podobnie jak w innych przypadkach promują się i zabezpieczają koledzy. W mojej opinii takie działania, pomimo utrzymania fasadowości zasad konkursowych są jawnym konfliktem interesów i promowaniem synekur politycznych, co źle świadczy o lokalnej władzy. To w interesie starosty chojnickiego powinno być, takie zorganizowanie konkursu na stanowisko, który by nie wzbudzał podejrzeń i wątpliwości, który by nie wzburzał ogółu mieszkańców.
Niestety, ale ten konkurs, to nie jest przypadek jednostkowy. Taka niezdrowa praktyka utarła się już w Chojnicach, że niczym w dobie PRL-u, ludzie z układów politycznych, którzy nie sprawdzili się na jednym stanowisku otrzymują inne alternatywne, także kierownicze stanowisko. Mówiło się o tym, że to taka "karuzela stanowisk" i taką właśnie praktykę obserwuje się od lat, nie zaprzestano z tym procederem nawet w okresie transformacji ustrojowej i nie zaprzestaje się nadal. Przykład byłych burmistrzów Czerska, którzy dzięki swoim kolegom z drużyny politycznej utworzyli sobie bezpieczną przystań w chojnickim starostwie jest ewidentny.
Natomiast w przeszłości było takich zdarzeń więcej i to Stanisław Skaja był w tym okresie starostą. Przypomnę kontrowersyjną sprawę konkursu na dyrektora Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie, gdzie startował jeden kandydat, wcześniej dzięki łasce politycznej pełniący obowiązki dyrektora tej instytucji, czyli Andrzej Gąsiorowski obecnie także radny miejski (o bardzo ciekawym komunistycznym życiorysie politycznym). W 2007 r. starostwo powiatowe rozpisało konkurs na stanowisko wcześniej powierzone Andrzejowi Gąsiorowskiemu. Na uwagę zasługuje fakt, że Andrzejowi Gąsiorowskiemu powierzono stanowisko dyrektorskie pod pewnymi warunkami, miał się dokształcić w przedmiocie swojej pracy. Dostał na to rok. Czy każdy z nas na rynku pracy miałby taką szansę? Myślę, że to pytanie retoryczne. Można tutaj sobie prześledzić, jak przebiegał ten konkurs:http://bip.powiatchojnice.pl/Article/get/id,18235.html, http://bip.powiatchojnice.pl/Article/get/id,18292.html .Na stronach Biuletynu Informacji Publicznej chojnickiego starostwa nie znalazłem żadnej informacji o rzekomych kontrkandydatach Andrzeja Gąsiorowskiego.
Praktyki takie występują także w mieście Chojnice. Dość wskazać tutaj stanowisko pełnomocnika burmistrza ds.rozwoju i współpracy naukowej, a był to konkurs skrojony pod sylwetkę kandydata, który wygrał i wskazywały na to wszystkie dane zawarte w ofercie konkursowej.
Chojnicka władza na dobre zadomowiła się w urzędach, różnego typu instytucjach. W ten sposób właśnie wygrywają kolejne wybory. Przecież na radnych Komitetu Wyborczego Wyborców Arseniusza Finstera (gdzie zresztą należy Andrzej Gąsiorowski), którzy mają w radzie 16 mandatów, głosowało zaledwie...ok. 3500 osób (na tych którzy znaleźli się w Radzie Miejskiej), natomiast Ci ludzie mają władzę totalną w mieście. Jeśli brać pod wzgląd fakt, że w chojnickich urzędach i instytucjach im podległych pracuje nawet do 2 tys. osób, a mam tutaj na myśli ratusz, starostwo, MZK, Wodociągi, szkoły, itd. to biorąc tylko pod wzgląd współmażonka takich osób, oznacza to, że mamy ok. 4 tys. głosów - to jest tzw. "polityczny samograj". Im władza z rąk nie ma prawa się wyślizgnąć - w ich mniemaniu. Największe "przedsiębiorstwo w Chojnicach", to właśnie stanowiska w administracji publicznej i podległych jej placówkach. Ci ludzie głosują sami na siebie i dzięki funkcjonującej od niedawna jednomandatowej ordynacji wyborczej (JOW) są w stanie wygrywać kolejne wybory. Jeśli ktoś z siłowników Finstera wyborów nie wygra, nie musi się martwić - dla takiego osobnika zawsze znajdzie się przytulna synekurka w strukturach tego "przedsiębiorstwa". Najwierniejszym zaś dodatkowo tworzy się możliwość zasiadania w różnego typu spółkach tworzonych na mieniu komunalnym, tak by zasiadając w radach nadzorczych mogli sobie trochę "dorobić" dla wygodniejszego życia.
Jeśli większość nie zmobilizuje się, to taki stan rzeczy będzie w mieście trwał w nieskończoność. Podkreślam, Finster rządzi dzięki zmobilizowanej mniejszości, o jego sukcesie decyduje ok. 3-4 tysiące jego żelażnego elektoratu, ludzie z układu politycznego, którzy bezpośrednio, bądź pośrednio czerpią z tego faktu zyski.
Zapomniales napisac o Bartku Bluma :)
OdpowiedzUsuńMarcin spotykamy się z tym na każdym kroku , ostatnim przykładem jest ciepła posadka dla byłego komendanta SM , idziesz do wodociągów a tam spotykasz np corke prezesa ZGM , wszędzie układy i układziki .... ręka rękę myje.....
OdpowiedzUsuń