W trakcie różnych debat, dyskusji, słyszałem przez lata głosy, szczególnie w Chojnicach, o potrzebie kształcenia zawodowego. Szczególnie łatwo rzucać takie propozycje przedstawicielom lokalnej elity politycznej, której zarobki sięgają daleko ponad średnią krajową, a ich pociechy mogą się kształcić przy wsparciu rodziców na najlepszych publicznych uniwersytetach. Jak dla mnie to szczyt hipokryzji.
Dane są jasne i klarownie przedstawiają nam sytuację wpływu poziomu wykształcenia na położenie ekonomiczne i jakość życia obywateli. Wskazują te dane taką prawidłowość, im lepiej wykształcone społeczeństwo, tym bardziej zasobne, a im bardziej zasobne tym lepiej wykształcone. Stąd w pełni uzasadnionym jest dla społeczeństw o wyższym poziomie rozwoju cywilizacyjnego korzystanie z usług tzw. "taniej siły roboczej". Tak było zawsze i tak będzie zawsze, ale nie musi tak być już z Polakami. Chyba, że nieroztropnie będziemy słuchać podszeptów starszych panów z chojnickiej elity (niezręcznie mi wymieniać nazwiska), którzy snują fantasmagorię o potrzebie rynku, na hydraulików i innych specjalistów dziedzin rzemieślniczych (szkoda, że nie słali swoich synów i córek do zawodówek, tylko na studia wyższe poza Chojnicami). Nie zgadzam się na taką politykę, aby pchać Polaków, chojniczan, do zawodówek, celem nabycia taniej siły roboczej. Misją państwa polskiego jest dbałość o dobro wspólne, o dobre życie obywateli, którego zawodówka nikomu nie zapewni. I nie chodzi w tym względzie tylko o czysty pieniądz, ale o całokształt ludzkiego życia na które wpływają też inne czynniki poza tymi materialnymi. Ważna jest też przecież satysfakcja, samospełnienie, ale i osiągane efekty - prestiż, awans społeczny, wkład w rozwój wspólnoty, itd.
Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) podaje, że w Polsce jest około 42 tys. osób ze stopniem doktora nauk i wyższym (w tym mężczyzn zaledwie 19,8 tys.), a w Niemczech 213 tys. takich osób. W Polsce udział osób z doktoratem w populacji praktycznie nie zmienił się pomiędzy latami 2000 i 2009. Największy procent osób z doktoratem jest w takich państwach jak: Niemcy, Finlandia, Portugalia, Szwecja i najwięcej w Szwajcarii (ponad 3%). Natomiast w stosunku do osób pracujących, udział osób z doktoratem na 1000 osób najwyższy jest w Luksemburgu (25 osób), Szwajcarii (28 osób), Niemczech (ok. 14 osób), USA (ok. 13 osób), Wielkiej Brytanii (ok. 12 osób), Holandii (ok. 11 osób), Kanadzie, Izrealu, Francji i Belgii (ok. 7-10 osób). Polski w tym zestawieniu nie ma. Wbrew więc obiegowym opiniom, w Polsce nie ma "nadprodukcji" doktoratów, ale wręcz przeciwnie jest w stosunku do krajów wysoko rozwiniętych spore zapóźnienie w tym zakresie, rzutujące na poziom rozwoju gospodarczego. Nikogo nie muszę chyba przekonywać o wysokim poziomie rozwoju cywilizacyjnego, gospodarczego szczególnie, takich państw jak: USA, Niemcy, Szwajcaria, Wielka Brytania?
Podsumowując, uważam, że bezzasadne są próby aktywizacji kształcenia zawodowego, tak w Chojnicach, jak i w Polsce w ogóle. Należy bowiem zerknąć na dane, a korelat z nich wyłaniajacy się jest bardzo widoczny - im wyższe wykształcenie, tym wyższy poziom życia obywateli. Nie pchajmy cudzych dzieci na taśmy w fabrykach, ani do zakładów ślusarskich, skoro jako Polacy mogą mieć przed sobą inne, lepsze możliwości. Między innymi te przesłanki kierowały mną, kiedy proponowałem Naukowego Tura (http://polityka-chojnice.blogspot.com/2016/10/wniosek-o-naukowego-tura.html), stypendium dla doktorantów z Chojnic, które przepadło, bo ratusz stwierdził, że Miasto Chojnice nie może konkretnej grupie społecznej udzielać wsparcia (co jest oczywistą bzdurą, wobec sum stypendiów przeznaczanych dla piłkarzy Chojniczanki).
Marcin tylko na te wykształcone osoby ktoś musi pracować.
OdpowiedzUsuńWystarczy godnie płacić
A burak nawet będący profesorem dalej jest Burakiem
Brunka nie jest profesorem!
OdpowiedzUsuńA kto to jest Brunka?
OdpowiedzUsuń