Z niemałym zdumieniem przeczytałem tekst Burmistrza Arseniusza Finstera na portalu chojnice.com pod tytułem: "Nasza historia jest piękna, skomplikowana i dramatyczna".
Niewątpliwie Burmistrza trapią kwestie zmian politycznych w Polsce, które sięgają do fundamentalnych problemów życia politycznego, a nawet do korekt tego co możemy rozumieć jako źródło prawa. Burmistrzowskie rozważania nad problemem trójpodziału władzy wydają mi się jednak nieco przesiąknięte hipokryzją, bowiem dobrze jest widzieć zachwianie balansu władz na poziomie ogólnopaństwowym, nie dostrzegając swojego udziału przy zacieraniu granic różnych ośrodków władzy w Chojnicach. I niestety, ale to jest też charakterystyczne dla całego polskiego obozu, jak to by pokracznie nie zabrzmiało, liberalnej lewicy, która sili się nad refleksją nad stanem państwa dopiero w sytuacji w której obóz ten traci wpływ na procesy decyzyjne w państwie i samorządach. Zresztą burmistrzowskie sympatie do środowisk, wiązanych między innymi, z prezydentem Pawłem Adamowiczem z Gdańska są bardzo odległe mojemu sercu.
Miało być jednak o historii, więc Burmistrz na tym aspekcie swej wypowiedzi stara się skupić wszystkie wysiłki intelektualne. Niestety jest to, mam na myśli wiedzę historyczną, poważna pięta achillesowa Burmistrza. Nie szukam tutaj miejsca na krytykę Arseniusza Finstera, ale Burmistrz sam odsłania swoje słabe punkty. Błędem byłoby po lekturze tekstu na chojnice.com nadal twierdzić, że Burmistrz nie rozumie procesów historycznych, nie zna historii Polski i jest niczym "chłopiec we mgle", a jeśli jest inaczej to z góry przepraszam, ale widocznie zapatrywania ideologiczne nie pozwalają Burmistrzowi na obiektywną ocenę procesów historycznych.
Stosowana przez Burmistrza ekwilibrystyka słowna i argumentacyjna w odniesieniu do ocen zdarzeń historycznych i miejsca Polski w dziejach świata jest chwilami nie tylko infantylna, ale i zwyczajnie pokrętna. Burmistrz bowiem uważa, że Polska dopiero w 1683 r. w bitwie pod Wiedniem zapisała się w dziejach kontynentu i zapytuje retorycznie jakie byłby losy Europy, gdyby nie ta wygrana? Rani mnie zawsze ludzka niekonsekwencja, jak bowiem można boleć nad alternatywną historią islamizacji kontynentu, skoro sam Burmistrz chciał przyjmować do Chojnic uchodźców z Bliskiego Wschodu? Niech Burmistrz zada sobie pytanie, czy wygrana pod Wiedniem miała jakiś sens cywilizacyjny i czy ówczesny opór Europejczyków miał sens w ujęciu dziejowym. Kiedy czytam, że "Austria, którą ratowaliśmy uczestniczyła w rozbiorze Polski", to ciężko mi uwierzyć w to, co czytam. W 1683 r. nie było takiego państwa jak Austria. Istniało Święte Cesarstwo Rzymskie Narodu Niemieckiego w ramach którego funkcjonowało arcyksięstwo Austrii. Austria nie była w pełni samodzielnym bytem aż do 1804 r. kiedy Franciszek II przyjął tytuł cesarza i de facto upadło Cesarstwo Rzymskiego Narodu Niemieckiego. Można raczej stwierdzić, że pod Wiedniem Jan III Sobieski zdecydował się bronić Habsburgów. Politykę końca XVIII w. raczej należy postrzegać nadal jako grę możnych rodów europejskich dążących do sukcesji, aniżeli jako starcie państw w dzisiejszym tego słowa rozumieniu. Myślę, że to jest ciekawe zagadnienie, o którym warto dowiedzieć się więcej, tzn. jak relacje między monarchiami wpłynęły na rozbiór I RP.
Dalej Burmistrz pisze o Traktacie wersalskim, o powstaniu Polski z popiołów trzech zaborów - i to jest prawda i jakże ucieszyłem się, że Burmistrz pisze jasno, że w 1920 r. Polacy uchronili Europę przed wojskami sowieckimi. Proszę, żeby czytelnicy to zapamiętali, Burmistrz jasno stwierdza, że w 1920 r. Polacy bronią Europę przed wojskami sowieckimi. Ponadto Burmistrz dodaje nieco dalej w tekście, że Polacy uratowali Europę w 1920 r. przed komunizmem! Dlaczego więc Burmistrz każdego roku 14 lutego składa kwiaty Sowietom, skoro równo 25 lat później, czyli w 1945 r., ten komunizm na bagnetach Sowietów i gruzach dwóch totalitaryzmów wszedł jednak do Polski?
Zgadzam się nawet z Burmistrzem, że po 1926 r. w Polsce nie było demokracji i nie bałbym się oceny jasnej, mieliśmy w Polsce autorytaryzm, który się pogłębiał i nasilał. Był jednak niczym demokracja w porównaniu z rządami w sąsiednich: ZSRS i III Rzeszy w latach 30. W ocenie tego, czy Polska "miała" Ludowe Wojsko Polskie, czy wojsko to było własnością ZSRS też pewnie się różnię z Burmistrzem. Warto również podkreślić, odnośnie 1920 r., że już wtedy Zachód, a szczególnie rząd Zjednoczonego Królestwa próbował "sprzedać" Polskę bolszewikom (polecam książkę Pierwsza zdrada Zachodu prof. Nowaka). W odniesieniu do czasów obecnych, prawdą jest, że gonimy "starą Europę", ale niestety Europa znacznie spowolniła swój rozwój od kilku dekad i jest daleko w tyle za USA. I najważniejsza konkluzja, Burmistrz twierdzi, że polityki historycznej nie można uprawiać w formie ustaw. Myli się.
Przywilejem suwerennego państwa jest świadome kreowanie polityki historycznej, bo to też czynnik integracji państwa, przekładający się zresztą i na wyniki gospodarcze. Dotychczasowe podejście rządów RP, szczególnie przed 2015 r. do kwestii polityki historycznej było niekonsekwentne, a wręcz tchórzliwe i wielokrotnie uciekające od walki o prawdę historyczna na arenie międzynarodowej. Teraz ponosimy tego konsekwencje.
Warto w tym względzie mieć też dwa czynniki na uwadze: 1. skrajną autonomizację życia polskich samorządów - gdzie nawet oddaje się urzędowo hołd okupantom Polski po dziś dzień; 2. narastający dyskurs antypolski na arenie międzynarodowej - vide - Izrael i Federacja Rosyjska. Przecież Rosjanie, pomimo tego, że przyznali, że dokonali mordu katyńskiego, to ciągle prowadzą kampanię anty-Katyń, oskarżając Polaków o morderstwa, których nigdy w Polsce nie dokonano na Sowietach. Szczególnie luźno rzucają w mediach rosyjskich liczby ofiar Polaków, Sowietów, którzy mieli być wg Rosjan zabijani w obozach - takich jak w Czersku, podając liczbę sięgającą 100 tys. zamordowanych. Liczbę, dodam, z palca wyssaną.
W tekście Burmistrza zabrakło mi oceny paktu Ribbentrop-Mołotow z 1939 r., napaści na Polskę 17 września, zsyłki chojniczan na Ural, okupacji sowieckiej. Być może w przyszłości dowiemy się, co Burmistrz myśli na temat tych ważnych dla Polski zdarzeń.
Burmistrz zdaje się pozytywnie oceniać zarówno "Solidarność" okresu 1980-1981, jak i przemiany polityczne po 1989 r., tylko pytanie, dlaczego na arenie lokalnej osobiście galwanizował układy postkomunistyczne, dlaczego nie stanął naprzeciwko postkomunistom, ale zrobił coś odwrotnego wszedł z nimi w alians?
Zgadzam się z Burmistrzem, że nasza historia jest dramatyczna. Nie usprawiedliwia to jednak relatywizowania jej znaczenia dla teraźniejszości. Burmistrz również uprawia lokalną politykę historyczną i czyni to za pomocą władzy, którą posiada. Ma szerokie spectrum instrumentów - od grantów po te symboliczne - jak nagrody, wyróżnienia, itd. Ostatnia walka o nazwę ulicy jest tego znakomitym przykładem, że Burmistrz chciałbym prowadzić politykę historyczną, ale odmawia tego prawa, w domyśle, Rządowi RP.
Cieszę się, że Burmistrz rozpoczął nieco szerszą refleksję nad historią Polski. Niemniej zanim o historii się coś napisze, warto najpierw o tej historii poczytać wiarygodną literaturę i źródła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz