wtorek, 25 listopada 2014

Jak zlikwidować bezrobocie w Chojnicach?

Twarde fakty, które tak uwielbia Arseniusz Finster, a za takie uważa liczby, mówią jasno. W Chojnicach żyje się biednie, w Chojnicach ludzie nie angażują się społecznie na tle innych rejonów województwa pomorskiego. W Chojnicach coraz mniej się wydaje w przeliczeniu na mieszkańca, ale dług w przeliczeniu na mieszkańca jest znaczny. W Chojnicach spada średni dochód na mieszkańca. Duże sumy przeznaczane są na obsługę długu publicznego. Miasto przegrywa, przez nieudolność burmistrza, sprawy dotyczące finansowania przedszkoli niepublicznych. To będą miliony do zapłaty. Według mnie sprawę przewlekano na okres powyborczy.
Cieszę się, że aż tylu radnych wprowadził Arseniusz Finster. Nie będzie mógł mówić o braku większości w radzie, a tym samym nie znajdzie sposób na tłumaczenie swojej nieudolności w rządzeniu miastem. 

Zastanówmy się jak zwalczyć bezrobocie w Chojnicach. Pomóżmy Arseniuszowi Finsterowi kandydatowi nauk z Moskwy. 

Zakasam rękawy i pomogę. 

Otóż kiedy od czasu do czasu chojnicki włodarz wspomina o pracy dla chojniczan, to najczęściej widziałby ich przy linii fabrycznej w charakterze niskopłatnych robotników niewykwalifikowanych bądź niskoopłacanych rzemieślników. W tym widzi szansę dla miasta i jego mieszkańców? To są sposoby myślenia z epoki industrialnej, czyli nadawałyby się, żeby rozwijać miasto Łódź w XIX w., ale nie Chojnice w XXI w. w dobie rozwiniętej globalizacji.

Niskopłatna praca, którą oferuje się w Chojnicach i którą chce się zaoferować jako jedyne widoczne dla "doktora" moskiewskiego remedium na bezrobocie w Chojnicach to dosłownie zbrodnia wobec społeczeństwa. Niskopłatna praca w sektorze związanym z meblarstwem czy odzieżą lub tkaninamy, w  żaden sposób nie przyczyni się do rozwoju lokalnej wspólnoty. Mieszkańcy są traktowani przez burmistrza w takiej perspektywie (mam nadzieję, że nieintencjonalnie i przez wzgląd na brak wiedzy) jak tani rezerwuar siły roboczej. W Moskwie widać nie wymagano wiedzy odnoszącej się do współczesności, jeśli czegokolwiek tam wymagano. Myślenie o rozwoju kształcenia zawodowego jest już zbrodnią do kwadratu. Czy panowie radni i burmistrzowie chcieliby, aby ich dziecko poszło do szkoły zawodowej?

Pomóżmy więc. Otóż tak zwane "sweatshops" stanowią zakałę gloablizacji .Są to fabryki wyzyskujące tanią siłę roboczą jako faktycznie jedynie źródlo stanowiące o konkurencyjności producenta na rynkach światowych. O ile w krajach Trzecia Świata, "sweatshops" moga być postrzegane jako w jakiejś mierze pozytywnie wpływające na położenie ludności (odciążają wieś i dają minimum zarobku na żywności), to eksploatacja siły roboczej bez korzyści dla lokalnej wspólnoty jest, powtarzam zbrodnią.

W jaki więc sposób zmniejszyć bezrobocie i uczynić chojniczan bogatszymi?

Nie jest to takie trudne jakby mogło się wydawać i teoretycy oraz praktycy światowej ekonomii dawno na te pytania znaleźli odpowiedź. Tylko to jak z myciem zębów, nie wszystkim się po prostu chce...

Otóż do rozwoju gospodarczej współcześnie potrzeba przede wszsytkim trzech czynników:

- ziemia 
- ludzie
- kapitał

Powiedzmy, że mamy ziemię. Czy miasto opracowało rozsądny plan inwestycyjny na którym można by się oprzeć aby promować miasto jako miejsce dla inwestycji? Nie! Miasto nawet nie odpowiada na maile od "przedsiębiorców" co wykazali studenci warszawskiej Szkoły Głównej Handlowej. Stąd ciężko promować miasto jako miejsce inwestycji, czekając w Chojnicach za biurkiem na pojawienie się "pana z helikoptera". Należy stworzyć odpowiedni plan ukazujący możliwości inwestycyjne w Chojnicach z ukierunkowaniem na powstanie tutaj placówek UWAGA międzynarodowych korporacji zajmujących się produkcją komponentów do branż: motoryzacyjnej, informatycznej lub chemicznej. Są to najdynamiczniej rozwijające się gałęzie przemysłu wymagające Bezpośrednich Inwestycji Zagranicznych (FDI).

Ludzie, też są. Niestety dla wizji ekipy władzy, jest ich coraz mniej. Pracują poza miastem, lub poza Polską. Sprowadzenie inwestorów z wymienionych branż spowoduje trojaki efekt:

- wzrost umiejętności i kwalifikacji znacznej części chojniczan
- wzrost płacy średniej na lokalnym rynku
- wzrost zainteresowania innych firm (z różnych branż) inwestycjami w Chojnicach

Choć nie mamy odpowiedniego zaplecza w postaci kapitału ludzkiego, to jesteśmy położeni pomiędzy dwoma prężnymi ośrodkami naukowymi (Gdańsk, Bydgoszcz), które w określonym zakresie będą mogły dostarczać kadry. 

Dzięki takim inwestycjom wzrośnie także import dóbr do Chojnic, a więc ich powszechna dostępność, co znacząco wpłynie na spadek cen usług i dóbr. Paradoksalne, ale sprawdzone.

Być może uda sie przekwalifikować przy współpracy międzynarodowej część chojniczan, tak aby mogli w Chojnicach, bez konieczności opuszczania rodzin i miasta przekwalifikować.

Kapitał. Ten pozyskamy w postaci inwestycji zagranicznych w Chojnicach. Jeśli tylko opracujemy w ogóle "produkt" więc ziemię + ludzi wskażemy ścieżkę inwestycji określając możliwości i bariery ładowania dolarów w Chojnicach.

ZYSK z globalizacji, dla tych, którzy potrafią wziąć w niej udział (ekonomiczny, bo tylko o takim piszę) jest wobec kosztów jak 20:1. Czyli ten kto zainwestuje zawsze zarobi. Ale musi to być firma, która już ma zasięg globalny i dziesiątki tysięcy pracowników na całym świecie. Z takiej inwestycji realnie zyskamy.

Niestety prawdą jest to, że polityczni liderzy również w skali lokalnej bonusują na powszechnej biedzie wynikającej z dość protekcjonistycznej polityki lokalnej.

Co ważne, inwestycje zagraniczne będą gwarantowały znaczący wzrost zarobków. Według pewnych modeli teoretycznych przyśpieszone inwestycje będą sprzyjały rozwarstwieniu społecznemu, ale tylko pomiędzy tymi, którzy będą chcieli się uczyć i tymi, którzy nie będą chcieli podejmować wysiłków.

Przy tym ważne jest to, że nie da się z poziomu miasta wesprzeć realnie szkolnictwa wyższego, bo nie ma do tego instrumentów prawnych. A to szkolnictwo musi się rozwijać i powinniśmy w Chojnicach zacząć poważnie myśleć o powołaniu w przyszłości niewielkiego, acz sprawnie funkcjonującego uniwersytetu. Przykładowo Uniwersytet w Siedlcach radzi sobie coraz lepiej. A Siedlce nie są wielkim miastem. Należy więc zabiegać o inwestycje w szkolnictwo wyższe z poziomu państwa (czego obawiam się na razie nie osiągniemy), ale należy mieć taki długofalowy plan.

Dlaczego dotąd nie ma inwestycji korporacji międzynarodowych w Chojnicach? Powodami może być brak wykwalifikowanych pracowników, brak infrastruktury. Ale to są przyczyny, które ktoś chcący rozwijać miasto dawno by zniwelował lub dążyłby do ich niwelacji. Miast wydawać dziesiątki milionów na Park 1000 lecia można było myśleć o stworzeniu takiego planu pod inwestycje zagraniczne, który wprowadziłby Chojnice na radary międzynarodowych korporacji. Tak się nie stało. Są ścieżeczki po których chodzą emeryci, renciści i bezrobotni.

Co zatrważające w Programie 2018 czytamy o tym, że Arseniusz Finster dalej będzie szedł droga zadłużania miasta - taki wniosek wynika z przyjęcia strategii Miejskiego Obszaru Funkcjonalnego. Oznacza to, że być może przyjmiemy z Człuchowem ponad 100 milionów złotych, ale na ile będziemy musieli się zadłużyć? I co zbudujecie nam Panowie? Kolejne miejsca pracy przy obiektach stanowiących generatory kosztów dla samorządu?


Należy wyselekcjonować odpowiednich ludzi do zespołu, który stworzy plan pod inwestycje z którym ten zespół nie będzie się wstydzil jeździeć po świecie, aby stukać do drzwi Intela i innych firm. Taki zespół to max. 3 osoby, które mają doświadczenie w biznesie międzynarodowym, a nawet więcej w prowadzeniu negocjacji z korporacjami. Powinny mieć wolną rękę w działaniu i realizować jedynie te zadania, które zostaną określone w ściśle określonym projekcie osadzonym w czasie - cel pozyskać międzynarodowe korporacje, aby dokonały Bezpośrednich Inwestycji Zagranicznych w Chojnicach. To się udaje firmom z Madagaskaru, udaje się na Sri Lance, udaje się na Dominikanie. Dlaczego ma się nam nie udać? Należy przynajmniej spróbować.

Życzę wspaniałego rozwoju firmie Polipol, ale jeden zakład Polipolu nie zmieni oblicza Chojnic. Trzeba nam po prostu zakładów o bardzo wysokich technologiach, które będą transferować do społeczności lokalnej - pieniądze, wiedzę, technologię. 


Jest tylko jeden problem. Władza, która nie publikuje nawet umów zawieranych przez Urząd Miejski jako rejestr online nie jest władzą godną zaufania, a brak zaufania u inwestorów oznacza brak inwestycji. Z tym mamy właśnie do czynienia.




3 komentarze:

  1. problem bezrobocia nie dotyczy tylko samych Chojnic to problem krajowy z którym od 1989 roku Polska nie może sobie dać rady.
    ps. Ten kto chce pracować znajdzie pracę, tylko trzeba chcieć.

    OdpowiedzUsuń
  2. Panie Wałdoch skoro pan jest taki mądry to proszę pokazać ile pan stworzył miejsc pracy i ilu pan zatrudnia pracowników . Wydaje mi się że mądrować się potrafi każdy, gorzej jak sam ma tworzyć miejsca pracy ,mimo że napisał pan pracę doktorską /niby/ jaj na razie potrafi pan tylko krytykować i wyśmiewać innych . Burmistrzowie miast mają taki wpływ na tworzenie nowych miejsc pracy jak ja na pisanie przez pana tych bzdur i obelg.

    OdpowiedzUsuń
  3. Otóż władza wykonawcza ma wieli wpływ na kształtowanie środowiska sprzyjąjącego inwestycji. Do tego burmistrza ma cały aparat urzędniczy. Gdyby miał rozeznanie w sprawach biznesowych, w ekonomii, w tym co się dzieje na świecie w ogóle, jakie zachodzą przemiany, to myślę, że spokojnie byłby w stanie wykreować nowe miejsca pracy. NIestety nie kreuje się nic poza kolejnymi kosztami, które nazywa się inwestycjami. Burmistrzowie miast mają potężny wpływ na rzeczywistość w jakiej żyją. Dziwne, że potrafią wpływać na zwalnianie ludzi z miejsc pracy, jak ci ludzie są nieodpowiedni politycznie dla władzy, ale ci sami burmistrzowie nie potrafią kreować miejsc pracy? Niesamowite. Nie ja nie tylko krytykuję i się wyśmiewam z burmistrzów, ja po prostu potępiam sposób sprawowania przez nich urzędów, który odbiega w każdej sferze ich działania od wyzwań przed jakimi postawił ich świat. Podałem w powyższym poście prosty sposób na pozyskanie inwestorów, albo chociaż podjęcie starań, bo nie wszystko musi się kończyć sukcesem. Jeśli o mnie chodzi drogi Panie, to wprowadziłem do Polski markę produktów, która daje pracę wielu osobom, w tym i mi. Pierwszych zagranicznych inwestorów pozyskałem kiedy miałem 28 lat. Kiedy tez miałem 28 lat zostałem wybrany przez Tajwańską Izbę Rozwoju Handlu Zagranicznego jako jedna z najbardziej perspektywicznych osób dla współpracy gospodarczej tajwańsko - polskiej. Naprawdę, nie leżę brzuchem do góry,, ani nie siedzę przyspawany do stołka. Choć oczywiście miałem też część "nietrafionego" biznesu. Ale szybko wyciągam wnioski z błędów. Do powyższego posta dodam, że należy jeszcze przyjrzeć się możliwości inwestycji korporacji świadczących usługi, które bardzo dynamicznie się rozwijają i właściwie zatrudniąją więcej ludzi jak przemysł. Czy ciężko jest powołać 3 osobowy zespół ludzi znających się na biznesie z umiejętnością posługiwania się przynajmniej językiem angielskim? Wydaje mi się, ze nawet w urzędzie takich osób nie brakuje. A może i ktoś spośród radnych chciałby wziąć udział w pracach takiego zespołu?

    OdpowiedzUsuń