Wiele lat temu przeczytałem Zero: The Biography of a Dangerous Idea. Książka mnie urzekła. Zero nie jest ideą znikąd. Zero jest fascynujące. Nawet jeśli wiele razy byłem nazywany zerem,to choć osoby mnie tak nazywające chciały mnie dewaluować, w rzeczy samej nadawały mi społeczny sens. Nie byłoby dzisiejszego społeczeństwa, gdyby nie system 0-1. Na tym wspierają się wszystkie systemy, cyfryzacja. Zero było długo odrzucane, nie tylko przez polityków i ideologów, ale i przez Kościół katolicki jako symbol nicości. Kościół w imię podtrzymania systemu Ptolemeusza uznawał zero przez setki lat za herezję. Zero przyczyniło się do rozwoju sztuki, gospodarki, stworzyło perspektywę.
Zero jest także konieczne w polityce. Jako możliwość relatywizacji systemów ideologicznych, jako możliwość zerknięcia na pozycję unormowaną z perspektywy nieunormowanej. Po prostu innej, poza - paradygmatycznej.
Niczego sobie nie przypisuję, co nie jest moje, ale w polityce lokalnej jestem właśnie Zerem. Stworzyłem opozycję systemową i poza-systemową. Do obozu opozycji zaprosiłem dziesiątki ludzi, którzy opozycję widzą jako konfederację barską. Zaszczepiłem bakcyla oporu, ale nie byłem pierwszy, bo sam tego bakcyla oporu połknąłem od Mariusza Janika. Jako jednostki, jesteśmy indywidulistami, ale zgadzamy się coraz powszechniej na uniwersalne normy. Chojnicki postkomunizm przeczy tym normom. Dlatego wkrótce ten system lokalny upadnie. Pomimo licznie wysuwanych zarzutów wobec osób takich jak Renata Kornowska i Mariusz Janik, należy mieć świadomość, że bez tych ludzi, którzy potrafili się wyłamać z systemu, jakakolwiek zmiana polityczna w polityce lokalnej, byłaby niemożliwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz