Chojnicki ratusz ogłosił przetarg na działki położone na tzw. trapezie, czyli za osiedlem Metalowiec przy ul. Bytowskiej. Przyznać trzeba, że to jest bardzo dobra lokalizacja na nieruchomość. Jednocześnie ceny tych nieruchomości, wywoławcze, są skandalicznie wysokie. Miasto ogłasza bowiem sprzedaż w cenie wyjściowej 180 zł za metr kw.
Dlatego chciałbym zwrócić uwagę chojniczan i innych zainteresowanych tymi działkami, żeby nie brali w nim udziału. Takie działania władz miejskich, które polegają na wyciskaniu ostatnich pieniędzy z obywateli należy wprost bojkotować. Zauważcie jaka jest argumentacja ratusza - działki są w takiej cenie, bo to atrakcyjny teren, a za część pieniędzy zbudujemy infrastrukturę. To jest logika wolnorynkowa i super! Gdyby nie to, że gmina, w tym przypadku Miasto Chojnice nie jest powołana do robienia interesu na mieszkańcach, tylko dla dbania o dobrostan wszystkich obywateli. W przetargu, który proponuje Miasto, ceny działek osiągną zapewne jeszcze wyższy pułap, przypuszczam, że może i dojdzie do 300 zł za metr. Ta sytuacja jest jednak tragiczna w skutkach dla obywateli, bo nakręca drożyznę w Chojnicach i włodarze biorą w tym procesie pośrednio udział.
Teren tzw. trapezu jest jednym z niewielu ostatnich terenów w mieście, które można poddać takiej rozbudowie na budownictwo jednorodzinne - jeśli się mylę, proszę władze miejskie o korektę i wskazanie innego miejsca, gdzie działki będą w cenach dostępnych dla obywateli. Dlatego misją Miasta powinno być, dalekie od socjalizmu o które mnie zaraz zaczną oskarżać włodarze, stworzenie programu sprzedaży działek miejskich w cenach i na zasadach, które będą gwarantowały równy dostęp do nich na jasno określonych zasadach, ale nie kierujących się kryterium ceny u mechanizmami rynkowymi, bo jeśli mamy się takimi kierować, to proponuję zostawić basen miejski, Chojniczankę i kilka innych podmiotów na pastwę wolnego rynku. Skoro drożyznę w sprzedaży publicznej nieruchomości usprawiedliwia się zyskiem finansowym, dlaczego w ten sposób nie podchodzi się do innych przedsięwzięć? Według mnie dlatego, że niektórzy nauczyli się zarabiać na tym, na czym wszyscy inni tracą.
Obecnie mamy bowiem do czynienia z sytuacją w której Miasto bierze udział, być może nieświadomie, według mnie wraz z deweloperami w nakręcaniu spirali cen nieruchomości w Chojnicach, co pauperyzuje mieszkańców. Chojniczanie bowiem, inaczej aniżeli np. w Człuchowie, Tucholi, Sępólnie, Czersku lub innych miastach w regionie muszą płacić np. za działkę około 1 tysiąca metrów kwadratowych około 200 tys. złotych (a realnie pewnie jeszcze więcej). Kto zyskuje? Tylko i wyłącznie developerzy oraz banki, tracą natomiast mieszkańcy.
Takie podejście do zarządzania Miastem jest zwyczajnie szkodliwe, sprzyja spekulantom, wielkiemu biznesowi, ale nie ludziom, którzy mają przed sobą jedynie wizję pracy na kredyty. Fenomenem jest dla mnie trzymanie się kurczowe chojniczan ekipy władzy firmowanej przez Arseniusza Finstera, którego działanie i cele widać na przykładzie tego jak Miasto organizuje przetarg na sprzedaż działek "na trapezie". Czy naprawdę chojniczanie żyją syndromem sztokholmskim i tak kochają swoich prześladowców, że zapłacą miliony Miastu i deweloperom za możliwość mieszkania w mieście bez większych perspektyw? Bo Miasto Palucha, Finstera i tej ekipy, to miasto braku perspektyw dla zwyczajnych mieszkańców Chojnic. Oczywiście dla wybranych znajdą się synekury i konfitury władzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz