niedziela, 3 września 2017

Delfin Chojnic

Kiedy władzę w Chojnicach w 1998 r. przejmował jako burmistrz ówczesny radny Rady Miejskiej w Chojnicach Arseniusz Finster, to nie był to wynik przypadku, ani też tylko osobistych walorów młodego wtedy chojniczanina. Posiadanie charyzmy, byłoby niczym przy rzeczywistym braku większego doświadczenia ze strony Finstera. Jemu w 1998 r. pomógł władzę objąć układ powstały w Radzie Miejskiej, który w dużej mierze bazował na postkomunistach, ci będąc pewni, że Finster zabezpieczy ich interesy w okresie konsolidacji demokracji w Polsce zdecydowali się powierzyć temu niezwykle ambitnemu jak na tamte czasy człowiekowi władzę nad Miastem. Nawet 2002 r. i kolejne lata wyborcze stawały się jedynie dobitnym potwierdzeniem tego zajścia z 1998 r. Wokół Finstera powstał układ gospodarczo-polityczny, składający się z siłowników i grup interesu, które scalają układ i niczym w sprzężeniu zwrotnym pozwalają na trwanie systemu. W tym procesie utrzymywania władzy lokalnej wielką rolę odgrywają poza gospodarką, takie kwestie jak pamięć zbiorowa, polityka historyczna, kulturowa, wykorzystywanie sportu jako nowej formy popnacjonalizmu. W zasadzie układ dotąd sprawnie działał dla utrzymania władzy, bo lokalnie nie było żadnej konkurencyjnej grupy, która zdolna byłaby zająć się polityką miejską w sposób poza ideologiczny - tzn. oderwany od klosza wielkich partii i ugrupowań krajowych oraz ... od wpływów Kościoła katolickiego. Czyli nie było dotąd w Chojnicach takiego rzeczywistego nowego ruchu społecznego, zdolnego do przejęcia władzy. Biblijnie więc można rzec: i wtedy nastał Projekt Chojnicka Samorządność (PChS), który stał się realna i jedyną samorządową opozycją. Takie też kierowało mną przesłanie, kiedy tworzyłem PChS i kiedy nadawałem mu nazwę. Pomimo waśni i sporów na opozycji, dziś stwierdzam, że PChS i ludzie w nim skupieni doskonale wypełniają rolę opozycji na szczeblu miejskim  - na poziomie samorządowym, ale to była długa droga i wiele pracy osób zaangażowanych w PChS, szczególnie Radka Sawickiego i Jacka Studzińskiego, Violi i Macieja Kasprzak no i wsparcia medialnego ze strony chojnice24.pl.  Niestety to nie wystarczy do przejęcia władzy nad miastem i dla umocnienia procesów demokratyzacji życia politycznego w mieście i powiecie. Widać to przecież dokładnie w postawach lokalnych samorządowców z układu politycznego Finstera i jego ekipy - w najlepsze trwały biznesy na majątku miejskim, przewodniczący rad zamykają usta nie tylko obywatelom na sesjach, ale i niepokornym radnym. Tam gdzie nie ma wolności słowa - nie ma demokracji, to jest symboliczny zamordyzm i brak zgody na otwartą rywalizację polityczną. Po ostatnim spotkaniu z Arseniuszem Finsterem, jestem pewien, że Burmistrz chce zmian - ale aby one nastały musi sam zmienić styl swoich rządów, albo musi odejść. Wiadomo jednak, że na razie nie odejdzie z własnej woli, a czy jest zdolny zmienić styl rządzenia, to ciężko określić. Być może jest na tyle elastyczny, ale obawia się utraty wsparcia części siłowników i poważnych zmian postawach w elektoracie w którym znajdywał dotąd poparcie. Myślę jednak, że Burmistrz ma świadomość konieczności poważnych zmian w polityce miejskiej, jeśli chcemy aby Miasto się rozwijało, stając się Perłą Pomorza w bliskiej przyszłości.  

W mojej ocenie w polityce miejskiej powstał sytuacja patowa, bo ani opozycja - głównie PChS, bo PiS niestety w sprawie polityki miejskiej śpi głębokim snem - ani władza, której tutaj symboliczną postacią jest Finster nie może już spać spokojnie przed przyszłymi wyborami. Zarówno dla jednego jak i drugiego obozu najbliższa kampania wyborcza i same wybory mogą okazać się czasem decydującej bitwy lub nowym początkiem we wzajemnych relacjach. Opozycja - tak jak PChS - to i tak w odbiorze społecznym grupa "oszołomów", ale za to ekipa władzy staje się dla coraz szerszej rzeszy wyborców "bandą, grupą trzymającą władzę". To jest właśnie ten pat, który będzie wymagał nie tylo walki politycznej, ale i namysłu różnych środowisk, co do tego jak podejść do wyborów samorządowych. PiS zaś bardziej ceni ideologiczną powolność i dozgonną lojalność "jednostce przywódczej w mieście", aniżeli rzeczywiste osiągnięcia i działania, co mnie istotnie już irytuje. Kiedy dowiaduję się, że radny z PiS, który nie ma pojęcia o polityce, prawie, samorządność, acz jest to człowiek uczciwy, pracowity i przykładny - tylko dlatego, że jest uczciwy, pracowity i przykładny, ale nie zna się na samorządzie i prawie zostaje zaproszony do namiotu z władzami RP, to ogarnia mnie przerażenie. 

PiS w Chojnicach nie jest w stanie wysunąć żadnego kandydata, który zostałby burmistrzem Miasta. Nie dlatego, że nie ma takiej osoby, ale dlatego, że nawet obecny Prezydent RP Andrzej Duda w trakcie wyborów prezydenckich przegrał z byłym Prezydentem RP Bronisławem Komorowskim kampanię w naszym mieście i to stosunkiem 40:60. Wynik Prezydenta Dudy w Chojnicach to jest bariera, której nikt w mieście nie przeskoczy startując z listy PiS. Jedynym rozwiązaniem i powtórką z historii jest zastosowanie strategii, która została już wypróbowana i jej skuteczność była potwierdzona. Jest to strategia jednego kontrkandydata wobec Finstera. Pisząc o tzw. chojnickim Delfinie, stosuję tutaj analogię do "następstwa tronu" - która jednak wymagała zgody pewnych środowisk. Opinia publiczna ani teraz, ani przed wyborami nie będzie świadoma "walki buldogów pod dywanem", która będzie się rozgrywać w mieście o to kto może zostać kontrkandydatem Finstera. Nigdy nie ukrywałem chęci startu w wyborach na fotel burmistrza, ale nie jest to moją "śmiertelną ambicją". Ponadto zdaję sobie sprawę z czegoś, z czego opozycja w Chojnicach nie chce sobie zdać sprawy - bez przekonania do siebie ludzi z obozu Finstera nie będzie wygranej opozycji w mieście. Czy Brunka, Kaczmarek, Mrówczyński lub Bluma są w stanie zgromadzić poparcie środowisk, które od dwóch dekad popierają Arseniusza Finstera? Nie, i niczym ich nie przekonają. Dlatego powinniśmy coraz częściej rozmawiać o możliwości zmiany stylu rządzenia przez Finstera, aniżeli łudzić się wygraną przy scenairuszu startu na przykład 4 kontrkandydatów. Zadaniem opozycji w Chojnicach jest wysunięcie jednego kontrkandydata wobec Finstera i nie może to być już Mariusz Brunka, ale może to być osoba, która będzie zdolna do ostrej przedwyborczej walki, bezkompromisowej, w której zdolna będzie wepchnąć Finstera do narożnika w którym pozostanie sam - bez wsparcia swojego obozu, któremu przecież nowy Burmistrz może zagwarantować jeszcze lepsze warunki rozwoju na przykład dla biznesu, ale i życia dla obywateli dzięki wprowadzeniu przejrzystych zasad funkcjonowania w mieście. Czysta arytmetyka i ruchliwość elektoratu wskazuje, że ten kto chce wygrać z Finsterem...musi być jak Finster. W tym sensie, że musi przekonać ludzi obozu Finstera jednocześnie jednając opozycję. 

Nawołuję do tego, aby opozycja zaczęła tworzyć wspólny front - przynajmniej w odniesieniu do kandydata na burmistrza, tak abyśmy wykreowali jednego kontrkandydata zdolnego do podjęcia walki politycznej o fotel burmistrza. Zastanówmy się nad tym poważnie, bo to może być ostatnia szansa - za 5 lat może już nadejść czas kolejnego chojnickiego Delfina - człowieka w 100% postawionego przez ten sam układ gospodarczo-polityczny, który już obecnie wspiera Finstera, ale bez oglądania się na żądania i postulaty opozycji, która nic nie zrobi w Radzie Miejskiej nawet jeśli zyska 6 mandatów. 

Jest też inny, dość kontrowersyjny, ale może i bardziej realny, aniżeli obecnie jesteśmy to sobie w stanie wyobrazić scenariusz. Zakładałby on w mojej opinii, że przyszłego następcę Finstera w Chojnicach wskaże opozycja wraz z Finsterem. Taki scenariusz zakłada jednak dialog do którego nie są obecnie zdolni liderzy życia politycznego w Chojnicach. Jest to też scenariusz, który narzuciłbym wyborcom przyszłego włodarza, co może być przyjęte z nieukrywanym niezadowoleniem, a może i spotkałoby się z jakąś formą bojkotu? 

Zmiany są pilnie potrzebne, bo narasta napięcie, które będzie wywoływać kolejne protesty społeczne ,jeśli nie zmienią się albo ludzie władzy lokalnej, albo ich styl rządzenia.