środa, 9 marca 2016

Przywróćmy proporcje

W Radzie Miejskiej Chojnic teoretyczny skład opozycji skurczył się w 2014 r. w wyniku wyborów samorządowych z 6 mandatów z okresu wyborów 2010 r. (Prawo i Sprawiedliwość 3 oraz Chrześcijański Ruch Samorządowy 2 i Projekt Samorządność, a potem reprezentant Korwina 1) do 2 mandatów (Projekt Chojnicka Samorządność) i 1 mandatu ChRS, który ciężko obecnie uznać za opozycję, ale jest to reprezentacja interesów pewnej grupy wyborców.

Od 2012 r. w Chojnicach obowiązuje ordynacja większościowa z jednomandatowymi okręgami wyborczymi (JOW) na mocy Uchwały Rady Miejskiej z 22 października 2012 r. Nr XXV/268/12 (16 głosów było za, przy niestety 4 wstrzymujących się, nikt nie był przeciwko tej uchwale). Według Arseniusza Finstera zmiana ordynacji wyborczej z proporcjonalnej (kiedy były listy wyborcze, a miasto podzielono na 3 okręgi wyborcze - uwzględniające wcześniejsze granice osiedli według uchwały z czerwca 2002 r. i późniejszych zmian, obecnie miasto ma okręgi "szatkujące" osiedla) na większościową w okręgach jednomandatowych, to miała być "wyższa forma demokracji". Skończyło się tym, że mamy wyższą formę dyktatury, bowiem jeszcze więcej grup społecznych i jednostek oraz ich interesów wykluczonych jest z decydowania o losach miasta w wyniku przyjęcia ordynacji większościowej i 21 okręgów wyborczych. Badania politologiczne udowodniły, że stosowanie wyborów większościowych w okręgach jednomandatowych jeszcze bardziej, aniżeli wybory proporcjonalne marginalizują różne grupy interesu i grupy społeczne. Oznacza to też w ujęciu matematycznym, że w tak przyjętej ordynacji wygrywa najsilniejszy komitet, zgarniając jeszcze więcej, aniżeli wygrałby przy ordynacji proporcjonalnej. Na tej własnie metodzie, która według mnie była jawną socjotechniką Arseniusza Finstera i jego siłowników wsparto zwycięstwo w wyborach 2014 r. Ludziom wmówiono, że 21 okręgów w mieście to "wyższa forma demokracji". Spójrzmy na dane empiryczne z trzech lat wyborczych do Rady Miejskiej (lata 2006 i 2010 to wybory proporcjonalne, a 2014 r. to wybory większościowe w okręgach jednomandatowych). Miernikiem ukazującym, że wybory większościowe w okręgach jednomandatowych nie sprzyjają demokracji, a raczej są utrwalaczem status quo jest liczba głosów tzw. "zmarnowanych", czyli oddanych na kandydatów i komitety, które nie dostały się do Rady Miejskiej.

W 2006 r. 

Do Rady Miejskiej swoich kandydatów wystawiło 7 komitetów. W wyniku wyborów 5 z 7 komitetów wprowadziło swoich radnych. Było to komitety: KW Platforma Obywatelska RP (4 mandaty), KW SIS "Samorządni" (4 mandaty), KWW Arseniusza Finstera Program 2010 (9 mandatów przy uzyskanych 31,89% głosów dla komitetu), KWW Stowarzyszenie "WFS" (2 mandaty) i KW ChRS (2 mandaty). Głosów "zmarnowanych" 1582, bowiem tyle głosów padło łącznie na kandydatów dwóch komitetów, tj. SLD i KWW "Niezależni w Chojnicach". 

W 2010 r. 

Do Rady Miejskiej kandydatów wystawiło 5 komitetów. Z 5 komitetów 4 wprowadziły do Rady Miejskiej swoich kandydatów. KWW Arseniusza Finstera Program 2014 uzyskał 45,21% głosów i 10 mandatów (tylko jeden mandat więcej, aniżeli w 2006 r. pomimo tego, że uzyskali blisko 14% wyższe poparcie). Liczba głosów zmarnowanych wyniosła 803, bo tyle dokładnie głosów padło na kandydatów SLD, które nie wprowadziło żadnego kandydata do Rady Miejskiej. 

W 2014 r. 

W tym feralnym roku, dokonała się katastrofa w wersji miejskiej, właśnie z powodu wprowadzenia w 2012 r. okręgów jednomandatowych i ordynacji większościowej. 

W 2014 r. zarejestrowano 7 komitetów wyborczych, w tym tylko 1 komitet wyborczy jednoosobowy, czyli zgody z ideą ordynacji większościowej. Oznacza to, że pomimo zmiany ordynacji, żadnej demokratyzacji w tym względzie i skoku ilościowego rejestrowanych komitetów nie było. W 2006 r. również zarejestrowano 7 komitetów, a w 2010 r. 5. Oznacza to, że nie nastąpiła żadna zmiana trendu w ilości rejestrowanych komitetów. 

Przypadek wyborów z 2014 r. jest o tyle specyficzny, że można podać dwa alternatywne mierniki "zmarnowanych głosów". Jeden uwzględniający tylko fakt braku wprowadzenia kandydatów przez cały komitet wyborczy, wtedy będzie mowa o kandydatach PiS, SLD oraz KWW "Osiedla Budowlanych" i dla takiego wyliczenia liczba głosów zmarnowanych wynosi 1769 głosów i jest to najwyższy wynik zmarnowanych głosów spośród wszystkich prezentowanych trzech głosowań. Jednak niedoskonałością takiego prezentowania liczby zmarnowanych głosów  jest wpisywanie się tej prezentacji w logikę list wyborczych, których przecież w wyborach większościowych i jednomandatowych nie ma! 

Jeśli więc zaprezentować liczbę "zmarnowanych głosów" w wyniku głosować w 21 okręgach większościowych, to okaże się, że mamy do czynienia z wyborczym armagedonem, bo w 2014 r. liczba zmarnowanych głosów w wyborach samorządowych do Rady Miejskiej w Chojnicach wyniosła nie 1769 głosów, ale aż 6431 głosów i proszę sobie uświadomić, że oddano tylko 11881 głosów ważnych!!! Oznacza to, że rządzi mniejszość, nawet biorąc pod wzgląd nie tylko uprawnionych do głosowania, ale tych którzy z tego prawa skorzystali. To rządzi mniejszość, spośród tych na których głosowano!!! I to jest Panie Finster ten "wyższy poziom demokracji"???

W tych wyborach z 2014 r. KWW Arseniusza Finstera uzyskał łącznie 4214 głosów (choć nie wszyscy kandydaci weszli do Rady Miejskiej). Oznacza to, że przy poparciu wśród głosujących na poziomie 35,47% KWW Arseniusza Finstera otrzymał...16 mandatów. Przy wyborach proporcjonalnych z takim wynikiem wyborczym KWW Finstera mógłby liczyć zaledwie na...8-10 mandatów. 

Dodatkowo ujemnym zjawiskiem związanym z wprowadzeniem ordynacji większościowej i wyborów jednomandatowych w wyborach do Rady Miejskiej w Chojnicach jest dużo niższa liczba osób korzystających z biernego prawa wyborczego (prawa wybieralności). W 2006 r. do Rady Miejskiej w Chojnicach startowało 220 kandydatów przy frekwencji 49,23%, a w 2010 r. startowało 169 kandydatów i frekwencja 47,26%, kiedy w 2014 r. startowało zaledwie 82 kandydatów,a frekwencja wyniosła 40,59%.  

Przedstawione dane wyraźnie wskazują, że przyjęta przez Radę Miejską w Chojnicach ordynacja wyborcza w 2012 r. krzywdzi lokalną wspólnotę, poprzez to, że negatywnie wpływa na:

- poziom aktywności obywatelskiej
- frekwencję wyborczą
- liczbę osób korzystających z biernego prawa wyborczego (prawo wybieralności, tj. startu w wyborach)
- wielka liczba zmarnowanych głosów
- paradoks Rady Miejskiej w której 16 radnych tworzących realnie władzę w mieście wybranych zostało głosami nikłej mniejszości głosujących.

Są to dane alarmujące i Rada Miejska w Chojnicach natychmiast powinna przyjąć uchwałę o wprowadzeniu 3 okręgów wyborczych i ordynacji proporcjonalnej do czego ma pełne prawo, a w świetle zaprezentowanych danych nawet obowiązek, chyba, że burmistrza Chojnic i "jego rada" chcą w ogóle wyeliminować z Chojnic proces wyborczy i rywalizację polityczną spychając swoją polityką na margines większą część społeczeństwa, które nie znajduje swojej reprezentacji w przyjętej ordynacji wyborczej. 

Dlatego jeśli Arseniusz Finster opowiada się za "wyższą formą demokracji", to wnioskuję, aby "jego" Rada Miejska, bo uważam, że ośrodek decyzyjny w Chojnicach nie mieści się już w ratuszu, tam jest tylko cykliczny teatrzyk kukiełek akceptujących pro forma decyzje, które zapadły poza Radą Miejska, przywróciła ordynację proporcjonalną, taką jaka funkcjonowała przed 2012 r.

Jak zwykle więc, słowa burmistrza Arseniusza Finstera znaczą inną rzeczywistość, aniżeli można byłoby po tych słowach wnioskować. Miało być więcej demokracji, jest przytłaczająca większość w Radzie Miejskiej oparta na głosach nikłej mniejszości przy urnie. Kolejny dowód, że to co dla Arseniusza Finstera jest białe, to w rzeczywistości okazuje się być czarne.






Opracowanie własne: kopiowanie i powielanie przedstawiony wykresów jest zabronione, chroni je prawo do własności intelektualnej i bez zgody autora nie może być powielane.




Ural

9 marca 1945 r. NKWD przy 49 Armii ZSRS aresztowało mojego dziadka. Według rozkazów Berii, szefa NKWD, zarówno on, jak i ok. 1200 innych mieszkańców powiatu chojnickiego kwalifikował się, jako osoba stwarzająca zagrożenie na tyłach wojsk sowieckich w czasie gdy trwała jeszcze II wojna światowa. Do której zakończenia brakowało zaledwie 2 miesiące. W domu pozostawił żonę i dwójkę dzieci. 

Zaraz po aresztowaniu wraz z innymi więźniami politycznymi został przewieziony do więzienia w Chojnicach, skąd transportem kolejowym wywieziono go i jego współtowarzyszy niedoli w otwartych węglarkach na Ural. Transport ten jechał do punktu docelowego stacji Czelabińsk ze stacji Ciechanów prawie miesiąc. 15 kwietnia wcielono mojego dziadka do batalionu pracy numer 3 w łagrze numer 506 w Czelabińsku. Na Uralu mój dziadek pracował przy wyrębie tajgi. 

Z łagru został zwolniony dopiero 30 października 1945 r., więc dopiero 5 miesięcy po zakończeniu II wojny światowej wrócił do Chojnic. W przeciwieństwie do setek innych chojniczan i mieszkańców ziemi chojnickiej, którzy z Uralu już nie wrócili. 

W okresie II RP mój dziadek był cieślą, jako taki brał udział przy budowie polskiej Gdyni. Jego brat zginął, jako jeden z pierwszych obrońców ziemi chojnickiej 1 września 1939 r. dowodząc oddziałem polskiej Straży Granicznej w Zamartem.

Okres przed II wojną światową. Mój dziadek, pierwszy z lewej. 

Drugi z lewej mój dziadek przed II wojną światową, wraz ze swoim bratem, funkcjonariuszem Straży Granicznej. Doręgowice, pow. chojnicki, ok. 1938 r.