czwartek, 5 czerwca 2014

W polskim mieście

Różnorakie daje się słyszeć opinie o Chojnicach, szczególnie często takie, które relatywizują przynależność Chojnic do Polski. Wskazujące na to,że dominował w Chojnicach żywioł niemiecki. Szczególne w tym względzie zasługi przyniósł dawniej okres germanizacji zapoczątkowany w 1309 r. ale i ten późniejszy XIX wieczny.

Problem jednak jest istotnie głębszy, aniżeli wskazują na to historycy, wydający się już grupowo przyklaskiwać faktowi jakoby Chojnice polskim miastem nigdy nie były. Nie zwraca się przy tym żadnej uwagi na kwestię wyższego rozwoju technologicznego państw niemieckich już w wiekach średnich, która przeważała nad instrumentami cywilizacyjnymi Słowian.

Tak też nie ma się czemu dziwić, że podobnie jak dziś ulegamy amerykanizacji, kiedyś ulegaliśmy naporowi kultury germańskiej przekazywanej wraz z wytworami cywilizacyjnymi Niemców. Nie oznaczało to wszelako,że Chojnice przez wzgląd na to,że używać zaczęto na południe od miasta kos zamiast sierpów, stały się nagle niemieckie. Czy powszechność użycia samochodów marki VW wiąże się z zmianą etniczności - narodowości? Z pewnością nie, ale faktem jest, że użycie takiego produktu wpływa na poziom naszej kultury życia, a tym samym i na kształt cywilizacji. 

Wiadomo już więc,że uleganie wpływom kulturowym, bądź cywilizacyjnym, nie musi równać się z zanikiem - tożsamości narodowej - która przejawia się nie tylko w sferze języka, religii, ale przede wszystkim na płaszczyźnie wspólnej identyfikacji i określania siebie w odniesieniu do innych (tożsamość narodowa). Okazuje się z lektur prasy chojnickiej oraz z szerszej literatury etnograficznej, że Polacy - chojniczanie, nie mieli problemu z odróżnianiem siebie od Niemców czy Żydów na terenie ziemi chojnickiej. Można wręcz rzec, że miasto to znajdujące się kiedyś na północno - zachodnich rubieżach Rzeczpospolitej wykazywało niezwykle silne przywiązania do kultury polskiej jednocześnie korzystając z dobrodziejstw cywilizacyjnej wyższości Niemców. Tutaj podać by należalo szereg przykładów empirycznych z lat wcześniejszych. Te najmocniejsze pochodzić będą z okresu I Rzeczpospolitej i II Rzeczpospolitej. 

Dziś relatywizuje się przywiązanie Chojnic do Polski, wskazując na niejednorodność przeszłych mieszkańców miasta, bliskie związki z Kaszubami, szczególne znaczenie dla miasta niemieckojęzycznych Kosznajderów osiadałych na południu od niego. Ten "mały tygiel" narodowościowy, miałby w opinii niektórych (odczytuję to w pracach grupy bydgoskich historyków aktywnych na naszym terenie) świadczyć o "nie-polskości Chojnic". Ciekaw więc byłbym w jaki sposób Ci apostołowie Chojnic nie-polskich, wytłumaczyć by chcieli dobrowolny udział mieszkańców Chojnic w powstaniach - listopadowym i styczniowym, wielkopolskim, w wojnie polsko - bolszewickiej, w Powstaniu Warszawskim, udział intelektualistów chojnickich (Polaków)w ogóle ofiar niemieckiego hitleryzmu, dalej udział chojniczan w grupie osób deportowanych do Sowietów. Co chojniczanie robili we wrześniu 1939 r.? Czy relatywizowali zagrożenie, czy sabotowali działania obronne polskie? Otóż, te tak bardzo "nie - polskie" Chojnice stały się miejscem w którym wybuchła II wojna światowa dokładnie o godzinie 4:23 1 września, a Polacy co wynika ze źródeł stawili Niemcom opór. Nie wiem w jaki sposób wytłumaczyć można przywiązanie do polskości wielu dawnych mieszkańców Chojnic, którzy przecież byli często skoligaceni z rodzinami niemieckimi, kosznajderskimi i kaszubski, nadal jednak trwali przy swej polskości? Czy ktoś ich do tego zmuszał? 

Rodzin osiadłych od setek lat na Pomorzu Gdańskim, wbrew obiegowej opinii, jest bardzo wiele. Ich przywiązanie do spraw polskich, do krzewienia polskości jest równie mocne jak to na Mazowszu czy w Wielkopolsce. Oczywiście bliskość żywiołu niemieckiego tworzyła inne zdarzenia, nieznane z centralnej Polski,ale nadal przywiązanie do kategorii polskości było ogromne. W dużej mierze było to zasługą...szlachty polskiej składającej się z rodzin kaszubskich osiadłych na ziemiach na północ od miasta.

Wśród rodzin mieszanych nawet - polsko - kosznajdersko - kaszubskich, zauważyć można było poświęcenia dla Ojczyzny, wielkie dokonania, bogacenie się materialne związane ze współdzieleniem uzyskanych dóbr na cele społeczne polskie, a w okresie II RP udział w budowie portu w Gdyni, masowe uczestnictwo w polskich organizacjach społecznych (w okresie II RP było więcej stowarzyszeń w Chojnicach jak mamy ich dziś). 

To co zdaje się być widoczne obecnie, to jest brak znaków polskości w Chojnicach lub powiedziałbym ich zanikanie od 1945 r. Toponimia miasta usłana jest różnego typu "biszkoptami", "słonecznymi", "zielonymi". Władza miejska na której spoczywa odpowiedzialność socjalizacji mieszkańców w związku z relatywistyczną narracją dotyczącą przeszłości miasta,nie ma odwagi mówić, że Chojnice ZAWSZE były miastem polskim, zostały przez POLAKÓW założone i jako polskie miasto dziś powinny tej tradycji hołdować.Niestety tego nie robią w pełni. W Londynie znajduje się sztandar 1 batalionu strzelców, polskiej jednostki Wojska Polskiego, jednej z trzech takich specjalnych (samodzielnych )batalionów piechoty jakie miała Polska przed wybuchem II wojny światowej. Instytut Polski i Muzeum Sikorskiego, w którym znajduje się oryginalny sztandar jednostki utrzymuje się z datków, obowiązkiem miasta byłoby łożenie drobnych kwot na rzecz Instytutu celem podtrzymania dziedzictwa polskich obrońców Chojnic. 

Przerażające jest też to, że w związku z wykazanym relatywizmem odnoszącym się do mówienia i pisania o historii miasta, środowiska naukowe i popularnonaukowe skupione wokół ratusza pomijają w swych pracach główne dzieła polskie świadczące o polskości Chojnic. 

W tym roku obchodzimy w Polsce rok Oskara Kolberga (1814 - 1890), wybitnego polskiego etnografa, autora kilkudziesięciu tomów w których charakteryzuje on ludy ziem polskich...w tym lud ziemi chojnickiej w tomie 39 pt.:"Pomorze".  (Warto zajrzeć: http://www.kolberg2014.org.pl/pl/2014/aktualnosci )

Nie warto nawet zaglądać do publikacji na gruncie chojnickim, tych dotyczących historii, kultury czy życia społeczno - politycznego, bo do Kolberga w głównych tomiszczach wydawnych za miejskie pieniądze odwołań nie ma. Są za to odwołania do całej gamy niemieckojęzycznych autorów.

Kolberg tak pisał o ziemi chojnickiej: "Ludność tutejsza w połowie z Polaków, w drugiej połowie z Niemców(po większej części katolików) złożona. [...] Zdaje się jednakże podobieństwem do prawdy, że Polacy, po zawojowaniu i nawróceniu Pomorza tu osiedli, język upowszechnili; Niemcy zaś za czasów krzyżackich zostali sprowadzeni". I dalej: "Język polski jest przeważający, a choć dziś zepsuty i wielu niemieckimi wyrazami skażony, ma jednak cechę dawniejszego wykształcenia i czystości. W toku bardzo zbliżony do mowy wielkopolskiej, posiada wiele przysłów i sposobów mówienia, których gdzie indziej słyszeć mi się nie zdarzało". Do tego można przeczytać, że: "Nabożeństwo w kościołach odprawia się po większej części w języku polskim; msza wiedeńska powszechnie prawie przy brzmieniu organów od zgromadzonego ludu bywa śpiewana. Miejscami kolejno polskie i niemieckie bywają kazania". Dobrze też dzięki Kolbergowi można się rozprawić z mitem pruskiego ordnungu widocznego w Chojnicach i chojniczanach (czyli z pruskim porządkiem). Kleberg pisze tak: "Mniej wdzięczna ziemia, zupełny prawie brak fabryk w r. 1836 lub innych sposobności, nastręczających łatwe zarobkowanie, zniewala mieszkańca do pracowitości, oszczędności i porządku. Uprawa roli i chów bydła są prawie wyłącznymi źródłami utrzymania. Mimo to jednakże w ogóle lud tutejszy, w porównaniu z innymi okolicami naszego kraju, można zwać zamożnym. Rzadko znaleźć wyrobnika, który by nie miał krowy i kilku owiec, dostarczających mu pożywienia i odzieży. W święta i niedziele z prawdziwym zadowoleniem postrzegać można w kościele porządnie, a niekiedy nawet wykwintne ubiory. Tłumy odartych żebraków, oblegające gdzie indziej drzwi kościelne, są tu rzeczą nieznaną."

W związku z tym drodzy czytelnicy, na oczach Waszych upraszam profesorstwo POLSKIE o rzetelność, ścisłość i krytycyzm, a nie o widoczne według mnie postawy relatywizujące przynależność i genezę Chojnic.

Oskar Kolberg był członkiem Akademii Umiejętności i przewodniczył sekcji antropologii. Warto tutaj znaznaczyć, że chojniczanin, prof. Jacek Knopek w 2011 r. otrzymał Medal im.Zygmunta Glogera, bliskie znajomego Oskara Kolberga. Obaj, Glogel i Kolberg, byli w czasie zaborów filarami polskiej humanistyki.


Chojnice są więc miastem przede wszystkim polskim i takim pozostaną, pomimo dość dużej liczby ludności napływowej po okresie 1945 r. (której przedstawiciele są w Chojnicach głównymi relatywistami narodowej przynależności Chojnic) i w realiach współczesnych trendów migracyjnych. Trzeba tylko zrozumieć i nie bać się tego, że czas wreszcie więcej elementów polskości - polskich nazw, znaków, pomników wprowadzać do przestrzeni publicznej. Zamiast tych znaków przez obecną władzę kultywowanych - sowieckich, krzyżackich, niemieckich...ułuda wielorakości w odwiecznie polskim mieście. Powinno być w Chojnicach więcej znaków polskości, odwołań do polskiej historii i tradycji, co zaprzeczałoby obecnemu trendowi, który określiłbym jako oś znaków lokalno - globalnych, z całkowitym pomięnięciem ważnego dziedzictwa narodowego.