środa, 29 stycznia 2014

Magiczne przelewy

Większość samorządów w Polsce jest w podobnej sytuacji - zadłużone, skorumpowane, rządzone przez lokalną sitwę. Nierzadko wyrosłe na post PRL-owskich układach. Czasami do tego stopnia, ze byłe Służby Bezpieczeństwa ochraniają w tych miastach wymiar sprawiedliwości w postaci sądów i prokuratur. 

I tak się utarło mówić i usprawiedliwiać - "tak jest wszędzie", albo "to nie tylko u nas są długi". "Wszyscy spłacają", "żeby inwestować trzeba pożyczać". A burmistrz Finster to nawet wymyślił hasło, że za jedną złotówkę miejską zainwestowaną w projekt unijny dostaje dodatkowo trzy złote. Gdzie się matematyki uczył? Bo ja orłem nie byłem z matematyki, ale z podstawą algebry, aż takich problemów nie mam.

Tak też zauważalan jest sprawa "magicznych przelewów". Fundusze unijne stały się istota bytu samorządów polskich. A kredyty do nich zaciągane stają się istotą bytu banków i ... bankowców. Którzy z politykami lokalnymi znają się bardzo dobrze. 

Te "magiczne przelewy", to oszustwo w białych rękawiczkach. Kwoty z UE wpływające na konta urzędów w bankach, gdzie tworzy się "wirtualny obrót" pod zbudowanie wiarygodności przyszłego kredytobiorcy jakim jest samorząd. Zwyczajnie mówiąc cała Polska jedzie na wirtualnej księgowości, a być może i cała Europa. 

W Chojnicach było kilka prób potężnego napompowania kasy miejskiej - wirtualnie oczywiście. Ostatnią nieudaną była próba otrzymania pieniędzy na budowę nowego Centrum Kultury "Balturium". Myślę, że o kulisach tej sprawy wkrótce się sporo dowiemy...Tymczasem pozostaje się cieszyć, że projekt Finstera przepadł i nie będzie pompowania kasy pod dalsze kredyty.


poniedziałek, 27 stycznia 2014

Zaproszenie na Czas Próby

Klub Gazety Polskiej w Chojnicach i Stowarzyszenie Arcana Historii zapraszają w dniu 1 lutego (sobota) o godzinie 17.00 do Wszechnicy Chojnickiej przy ul. Wysokiej 3 na promocję książki pod tytułem Czas Próby Krystiana Frelichowskiego.

Promocja odbędzie się w Czytelni (p. 104, I piętro).

Krystian Frelichowski to bydgoski działacz antykomunistyczny, więzień PRL-owski, działacz społeczny, nauczyciel i wychowawca. 

Serdecznie zapraszamy!

Kamil Kaczmarek - Klub Gazety Polskiej w Chojnicach
Marcin Wałdoch - Stowarzyszenie Arcana Historii

niedziela, 26 stycznia 2014

Arcana pod ukraińską ambasadą

W sobotę byliśmy obecni pod ukraińską ambasadą w Warszawie na ul. Szucha. 

Miał tam miejsce protest w którym wzięliśmy udział. Protest był z wyrazami poparcia dla grup opozycyjnych z Ukrainy, dla wszystkich obywatelskich ruchów. I przeciwko władzy prowadzonej na ruskim pasku w Kijowie. 

Poniżej zdjęcia. Akcję organizowały środowiska związane z niezalezna.pl i 'Gazetą Polską Codziennie". Byliśmy tam z własnej inicjatywy. 

W poniedziałkowym wydaniu "Gazety Polskiej Codziennie" będzie krótki wywiad z zastępcą prezesa Arcan Historii Krzysztofem Szulczykiem! Polecam zakup gazety!

Zapis video z protestu - pikety: http://vod.gazetapolska.pl/6120-pikieta-przed-ambasada-ukrainy-25012014







Talentyzm kontra kapitalizm

Na ostatnim szczycie ekonomicznym w Davos stwierdzono, że kapitalizm jako taki przetrwa i będzie się miał dobrze (czy to dobre wieści?). 

Zauważono, że kapitalizm w swej formie obecnej potrzebuje dwóch stymulatorów - jednego do wykrzesania jeszcze większej kreatywności ludzkości, czyli powiedzmy efektywności i innowacyjności przedsięwzięć, a z drugiej mechanizmów ochronnych przed coraz bardziej drapieżnym charakterem głównego systemu ekonomicznego świata.

Padł też głos, że świat z znanej formy kapitalizmu zmierza ku talentyzmowi, który opierał się będzie na coraz większej liczbie wysokowykwalifikowanych, wykształconych osobach o wielkim potencjale kreatywności. 

Same truizmy...Po Davos niczego innego nie można się chyba było spodziewać jak tylko cichej zgody na status quo i to właśnie przypomniało mi ponownie o Chojnicach. Klasa rządząca ma jakiś uwiąd, przywiązanie do stołka i potrzebę konserwacji zastanej rzeczywistości. Czy w takich warunkach jest miejsce na kreatywność? Chyba nie, kiedy myślę o kolegach i koleżankach z podstawówki czy liceum, to prawdopodobnie 90% z nich nie mieszka już w Chojnicach. Są najczęściej poza granicami Polski lub mieszkają w dużych ośrodkach miejskich. Cóż zrobić? Spotkajmy się przy kawie z dziennikarzami i syci w dobrym humorze zastanówmy się jaką nazwę dać kolejnemu chojnickiemu rondu...na starość będzie wokół czego chodzić.A umiejętność zabezpieczania życia w podeszłym wieku to też talentyzm, co prawda znany od wieków, ale w Chojnicach to się ciągle dobrze sprzedaje w czasie wyborów. 

czwartek, 23 stycznia 2014

Sworzeń geopolityczny

Dlaczego sprawy na Ukrainie są tak ważne dla Polski?

Wagę istnienia niepodległej Ukrainy dla bezpieczeństwa państwa polskiego widzieli liczni przedstawiciele polskich środowisk intelektualnych. Wspomnieć szczególnie należy środowisko paryskiej "Kultury" i legendarną postać Jerzego Giedroycia. Jednym z tych intelektualistów polskich, którzy mieli realny wpływ na politykę hegemona światowej sceny politycznej (USA) jest Zbigniew Brzeziński, który w 1997 roku tak pisał o sprawie Ukrainy:

"Jeżeli jednak Moskwa ponownie zdobędzie władzę nad Ukrainą, wraz z pięćdziesięcioma dwoma milionami [dziś - 45,5 mln] jej obywateli, ogromnymi bogactwami naturalnymi oraz dostępem do Morza Czarnego, automatycznie odzyska możliwość stania się potężnym imperium spinającym Europę i Azję. Utrata niepodległości przez Ukrainę miałaby natychmiastowe konsekwencje dla Europy Środkowej, przekształcając Polskę w sworzeń geopolityczny na wschodniej granicy zjednoczonej Europy". 

Czym jest ten sworzeń geopolityczny?To w ujęciu geopolitycznym państwa, które stają się istotnie ważne dla graczy geostrategicznych (jak Rosja, USA, Chiny) przez wzgląd na swoje położenie geograficzne. Niemniej państwo takie staje się "teatrem wzmożonych działań politycznych" różnych sił, dominujących w skali globalnej. Takim państwem jest dziś Ukraina. Jeśli wpadnie w wór rosyjski całkowicie, a Ukraińcy stracą nadzieję na samodzielność i niepodległość, wielka gra przeniesie się...do Polski.

Dlatego nam - Polakom, nie warto czekać. W każdy możliwy sposób musimy wspierać protestujących na Majdanie. Jeśli to niemożliwe dla większości z nas, aby na Majdan się udać, to chociaż wykazujemy zainteresowanie - bardzo dla nas istotną kwestią. Nie tylko z punktu widzenia wielkiej polityki, ale też naszej lodówki. Bo jeśli padnie Ukraina, jeśli ponownie znajdzie się w całkowitej sferze wpływów Rosji to będzie to miało poważne skutki gospodarcze dla Polski. Będzie w bliskiej perspektywie oznaczać naturalny wzrost wydatków na zbrojenia, podobne ograniczenia sfery wolności obywatelskich jakie wdrażane są na Ukrainie. Po prostu państwa dążąc do konfrontacji z siłami zewnętrznymi i/lub wewnętrznymi budują system spójności i wykluczają szeroko pojęty pluralizm.

Ukraina jest dla Polski naprawdę ważna, chodzi o naszą przyszłość. Choć i Ukraińcom należy życzyć wybicia się na pełną niezależność tak od Moskwy jak i od wpływów zakulisowych kapitału zachodniego. Niemniej życzę im zbliżenia z Europą, uczestnictwa w Unii, i otwartych granic. Aby to mogło się dokonać, Majdan musi przetrwać, a idee Majdanu muszą zwyciężyć nad marionetkami z Moskwy!

środa, 22 stycznia 2014

Ukraina - i co dalej?

Zdarzenia na Majdanie, powodują, że wracam do pytania: "Dokąd zmierza Świat"?


To co się dzieje na Majdanie to dosłownie powstanie, a wiadomo czym się powstania kończą. Rzezią, czasami dosłowną, czasami "tylko" polityczną.O ile Pomarańczowa Rewolucja niosła w 2004 roku za sobą wielkie nadzieje, a moi koledzy ze studiów wyjeżdżali, namawiając i mnie, do Kijowa o tyle teraz widać wyraźnie, że to co się dzieje na Majdanie nie ma z Pomarańczową Rewolucją nic wspólnego. Przypuszczam, że nie będzie konsensusu, a wszelkie środki dialogu wyczerpane zostały po obu stronach. Co przykro stwierdzić, Europa zostawiła Ukraińców samych sobie, USA też. Jedynie Rosja jest blisko Ukrainy -tej rządowej, kierującej dyktatem. 

Co z tego wyniknie? Chyba już tylko pacyfikacja. Jedyny sposób to jechać na Majdan, stawić się tam w obronie ideałów - wolności, demokracji. Kiedy jednak żarty się skończyły i okazuje się, że to jest obywatelskie powstanie, a nie kolejny polityczny happening spod brytyjskiego parlamentu, chętnych do wyjazdu zaczyna brakować. 

Wszyscy wkoło pukają się w czoło - na słowa o wyjeździe na Ukrainę. Mi się niestety wydaje,że bierna postawa spowoduje to co zawsze w takich sytuacjach, fala przemocy i niepokojów przetoczy się przez kolejne kraje w ciągu najbliższych lat. System na Ukrainie natomiast, będzie czystej postaci dyktaturą, która schroni się przed sankcjami w objęcia Moskwy. Ukraina wraca do dawnego Pana. Kiedy padnie Ukraina, padnie i Polska...Wtedy będzie można jechać protestować do Warszawy, bo tam będzie niedługo Majdan.

Wielcy polscy geopolitycy i myślicie polityczni, byli zgodni co do znaczenia istnienia niepodległej Ukrainy dla suwerenności Polski. Jest ono kluczowe(oczywiście możemy zacząć dyskusję o znaczeniu kapitału w perspektywie którego zanika pojęcie suwerenności państwowej w globalizującym się świecie) dla istnienia Polski. Jednak aparat przymusu jest nadal w rękach państw, administracja również. Wojsko, policja, wszelkie inne ograny i instytucje bezpieczeństwa pozostają w rękach państwa. Powtarzam, padnie Ukraina, padnie też i Polska. Niewielu przyzna rację, ale na Majdanie Ukraińcy walczą nie tylko za demokrację na Ukrainie. 

Brak zgody na rondo Adelgund Tuminskiej

Koledzy z PiS wystąpili z wnioskiem o nadanie nazwy nowego ronda w Chojnicach imieniem siostry franciszkanki Adelgund Tuminskiej, która była zamordowana przez bolszewię w 1945 roku.

Nie zgadzam się z tą propozycją. Nie zgadzam się też z propozycją Andrzeja Mielke na nadanie nazwy imienia kardynała Glempa. 

Wobec innych propozycji jestem neutralny. 

Siostra Adelgund była franciszkanką, która zginęła z rąk bolszewików. Jednak podobny los spotkał też setki innych chojniczan, w tym Polaków z krwi i kości. Nadanie rondu nazwy osoby zakonnej będzie wskazaniem tylko na Kościół katolicki jako męczennika bolszewizmu.

Dlatego też Arcana Historii złoża osobny wniosek o nadanie rondu nazwy, która obejmuje męczeństwo wielu setek mieszkańców ziemi chojnickiej. Przypomnę, że żołnierze Amrii Czerwonej zgwałcili około 1700 kobiet "wyzwalając" powiat tucholski i do 2000 kobiet wyzwalając powiat chojnicki. Po "wyzwoleniu" z powiatu wywieziono na Syberię 1200 osób, z których sporo nie wróciło. Mój dziadek szczęśliwie powrócił z Syberii. Kilkaset innych osób nie miało takiego szczęścia. 

Dlatego nie możemy pozwolić na to, aby w przestrzeni publicznej dochodziło do wygładzania dyskursu bez wskazania na sprawcę. Oto będziemy mieli rondo siostry Tumińskiej, ale mało kto będzie wiedział, kto siostrę zabił. Już teraz jak czytam przekazy medialne, to nie wierzę własnym zmysłom, nie pisze się (nawet na ch24: http://chojnice24.pl/artykul/17439/trzecia-propozycja-dla-ronda/#comments), kto zabił siostrę. Nie pisze się nic o Armii Czerwonej i bolszewikach. Jaką więc to ma moc dydaktyczną dla młodych ludzi? Zerową. 

Rondu należy nadać nazwę Rondo "Ofiar Armii Czerwonej" - przekaz będzie jasny i będzie oddawał prawdę historyczną. Będzie też wyrazem pamięci o tych, którzy cierpieli przez dziesiątki lat po "wyzwoleniu" bolszewickim i ogólnie w wyniku wybuchu II wojny światowej.


sobota, 18 stycznia 2014

Kto zostanie burmistrzem?

Prognostyka to interesujące zajęcie. Czego możemy się dziś dowiedzieć o przyszłości politycznej naszego miasta?

Szczególnie ważnym pytaniem dotyczącym naszej przyszłości jest to o osobę przyszłego burmistrza. Na razie mamy dwóch kandydatów i wiadomo,że taka opcja, iż Arseniusz Finster nie będzie miał drugiego kontrkandydata poza Mariuszem Brunką z Projektu Chojnicka Samorządność jest wielce dla niego niekorzystna. Wynika to przede wszystkim z widocznej polaryzacji stanowisk pomiędzy Brunką i Finsterem, gdzie mieszkańcy rzeczywiście mają szansę skupić swoją uwagę na dwóch praktycznie sprzecznych ze sobą światopoglądach i z nich później wyrastających programach wyborczych.

Jeśli tylko Mariusz Brunka pozostanie jedynym kontrkandydatem Arseniusza Finstera, to Finster nie wygra w pierwszej turze wyborów. Tego jestem już pewien. 

Burmistrzem zostanie Mariusz Brunka: http://blog-pchs.blogspot.com/p/o-nas.html - tam znajdziecie krótkie bio Mariusza. 


wtorek, 14 stycznia 2014

O chojnickiej prawicy i lewicy

Podziału na polityczną lewicę i prawicę można się doszukiwać właściwie od zarania politycznych dziejów ludzkości. Jedni upatrują początków tego podziału w Wielkiej Brytanii inni we Francji. Choć ten podział zdaje się być już obecny w jaskiniach, pomiędzy tymi którzy chcieli zmian, a tymi którzy przeciwko nim oponowali. Tak to się utarło stereotypowo w myśleniu, prawica - zabezpiecza status quo, lewica - dąży do zmian.

Więc gdzie jest dziś chojnicka prawica? Ruchy prawicowe tradycyjnie w Polsce utożsamiane z ideami obrony wiary głoszonej przez Kościół katolicki, z osobą Romana Dmowskiego i współczesnymi ruchami takimi jak Prawo i Sprawiedliwość, Obóz Narodowo Radykalny, Narodowe Odrodzenie Polski, Młodzież Wszechpolska itd. nie znajdują w Chojnicach poza PiS-em swej reprezentacji na scenie politycznej. Do tych ugrupowań można też zaliczyć Unię Polityki Realnej i Kongres Nowej Prawicy. KNP ma reprezentację nawet w Radzie Miejskiej. Z lokalnego podwórka należy jeszcze wspomnieć Chrześcijański Ruch Samorządowy na czele z Andrzejem Mielke. Kiedyś mieliśmy jeszcze Wyborcze Forum Samorządowe, rozczłonkowane na części pierwsze w wyniku politycznych walk wewnętrznych. 

Kto dziś jest w chojnickiej prawicy. Czy Marcin Wałdoch to prawica? Bo często sam tak o sobie czytam w mediach "lokalny polityk prawicowy". 

Nie jest łatwo odnaleźć się na scenie politycznej, a bardzo trudno wskazać swoje miejsce w skali lokalnej. Z czego wynika ta problematyczna sytuacja? Przede wszystkim z wielkich sprzeczności.

W Chojnicach byli PZPR-owcy, dawni ludzie ORMO, a później członkowie SdRP i SLD chodzą po mieście w czasie świąt Kościoła katolickiego niosąc Krzyż. Najzagorzalsza lewica chojnicka okazuje się dziś najbardziej zachowawczym środowiskiem na lokalnej scenie. Dawni działacze SIS "Samorządni" w pewnej mierze dziś stali się "bezpiecznikami" systemu jaki zapanował w naszym mieście. 

Prawica natomiast skupia się wokół inicjatyw dążących do radykalnych zmian i otwarcia społeczeństwa. Choć, co wręcz może się wydawać niejednym niewiarygodne, robi to w sojuszu ze środowiskami skrajnie lewicowymi, ale młodszego pokolenia nie mającego konotacji z dawnym systemem PRL-owskim. 

Na pierwszy rzut oka chaos. Ideologiczna gmatwanina. Śpieszę z wyjaśnieniami. Środowiska działaczy społecznych (i nie tylko) skupione w i wokół PChS-u to mieszanka ludzi o bardzo rozbieżnych poglądach na bazie ideologicznej, wspólny mianownik to społeczeństwo obywatelskie - otwarte. To zdaje się odrzucenie ideologicznych sporów "wielkiej polityki" poza nawias debaty na szczeblu samorządowym. Widać więc jasno i wyraźnie, że środowiska PChS -u jednoczy mianownik pracy na rzecz lokalnej wspólnoty, kiedy pozostałe środowiska twardo stoją na stanowiskach ideologicznych zabezpieczonych przez myśl polityczną wielkich obozów politycznych, stając się de facto lokalnymi pariasami cudzych myśli nie przystających do lokalnego podwórka. 

Jestem w partii Prawo i Sprawiedliwość, a jednocześnie jestem członkiem założycielem PChS. Czy można mnie okreslić jako prawicowca? Uważam, że tak, ale tylko na płaszczyźnie rozumienia prawicowej interpretacji historii Polski. Wszystkie inne płaszczyzny - polityki gospodarczej i społecznej to płaszczyzny na w których jestem na poziomie lokalnym skrajnym lewicowcem. Ale według mojej interpretacji, i nie tylko mojej, cała katolicka nauka społeczna to skrajna lewicowość. 

I nie jestem ewenementem w skali tego miasta stojąc pomiędzy lewicą i prawicą. Kiedy patrzę na postawy i wypowiedzi Radka Sawickiego, to uważam go za skrajnego prawicowca odnośnie polityki historycznej, kiedy patrzę na Andrzej Mielke widzę w nim skrajną lewicę odnośnie (dawnych) działań pro społecznych. Kiedy słucham Zbigniewa Reszkowskiego jest to dla mnie lewica w czystej postaci socjalistycznej. Prawicowość Krzysztofa Haliżaka z KNP wydaje się niepodważalna do momentu kiedy nie przeanalizujemy jego wypowiedzi wskazujących na wrażliwość społeczną i dbałość o dobro publiczne. Kiedy słucham lub czytam wypowiedzi kolegów z PiS - Wojtka Rolbieckiego, Bartosza Blumy czy Aleksandra Mrówczyńskiego jest to skrajna lewicowość w wymiarze polityki społecznej i gospodarczej, a prawicowość zaledwie w sferze obyczajowości i przywiązania do instytucji kościelnych (podobnie jak u Andrzej Mielke). Ale to przywiązanie do Kościoła katolickiego wykazuje też Arseniusz Finster, Stanisław Skaja i inne lewicowe tuzy, dawnej związane z SLD i ogólnie obozem postkomunistycznym (poza niezłomnym komunistą Antonim Szlangą oczywiście). 

Dlatego na chojnickim podwórku nie ma sensu mówienie o prawicy i lewicy. Na poziomie lokalnym linia podziału biegnie zupełnie gdzie indziej i inaczej powinna być zdefiniowana. Przede wszystkim mamy obóz władzy - więc krąg osób dążących od lat do zabezpieczania swej strefy wpływu i poszerzenia grup interesu (których nazwać można, nie inaczej jak KONSERWATYSTAMI, ujmuje postkomunę, i spadki z liberałów na poziomie rozumienia liberalizmu w skali państwa), oraz obóz postępowców (których można nazwać LIBERAŁAMI, włączając w to skrzydło socjaldemokratyczne, libertariańskie - więc skrajnie prawicowe i anarchistów, więc skrajnie lewicowe ) - dążących do zmian.Z takim podziałem wielu się nie zgodzi, ale przedstawię do tego teoretyczną argumentację. Kiedy w ten sposób spojrzymy na chojnicką scenę polityczną, szczególnie na poziomie miasta to podział wygląda tak (wymienię tylko główne postaci):

KONSERWATYŚCI:
Arseniusz Finster, Mirosław Janowski, Bogdan Kuffel, Stanisław Kowalik, Antoni Szlanga, Leszek Pepliński, Andrzej Mielke, Edward Pietrzyk, Jan Zieliński.

LIBERAŁOWIE:
Radek Sawicki, Mariusz Brunka, Jacek Studziński, Marzenna Osowicka, Krzysztof Haliżak, Marcin Wałdoch.

Gdzie w tym podziale jest PiS? Otóż PiS w Chojnicach to polityczne CENTRUM, generalnie wypadające z bieżącej debaty samorządowej przez wzgląd na brak wyraźnego stanowiska w wielu sprawach. Możemy powiedzieć, że prowadzą politykę balansu od konserwatyzmu po liberalne ataki na zastaną sytuację. Należą do niego moi koledzy z Rady Miejskiej z Barkiem Blumą na czele.

Dlaczego taki podział? 

Otóż liberalizm wiąże się z: dążeniem do wyrównywania szans, wskazywaniem na sprawiedliwość społeczną, próbą kompensowania nierówności społecznych, subsydiowaniem indywidualnych wyborów, polityka równości - egalitarnym konceptem społeczeństwa, tworzeniem podstaw opiekuńczości, dążeniem do transparentności działań, likwidowaniem strukturalnych dystansów pomiędzy rządzącymi a rządzonymi, znoszeniem obciążeń podatkowych, zachętą do przedsiębiorczości i samodzielności (pomimo podtrzymania postulatu o opiekuńczości), wolnością obyczajową, demokracją bezpośrednią, laicyzacja życia politycznego.

Konserwatyzm natomiast łączy się z: dążeniem do umacniania i zachowywania - konserwowania zastanych stosunków społecznych, pojęciem silnej - autorytarnej władzy i koncepcji społeczeństwa opartego na elicie (na którą obóz konserwy zdążył się w Chojnicach na barkach Finstera wypromować), demokracją pośrednią, silny związek z religią i dominującym kościołem, skłonność do wskazywania i kreowania autorytetów lokalnych i lokalnie pożądanych wartości i postaw (zabezpieczających zastany "ład"). 


Zaproponowany przeze mnie podział odpowiada chojnickim realiom politycznym i nie ukrywam, że mnie samego zaskakuje. Otóż dawni komuniści to dziś konserwatyści w wymiarze lokalnym. A do liberałów zaliczyć można nawet tak zwaną prawicę. 

Oczywiście metkowanie na liberałów i konserwatystów jest pewną redukcją rzeczywistości, ale nie większą jak utarte (i na poziomie wyjaśniania niesprawdzające się) mówienie o "prawicy i lewicy". Mamy więc w Chojnicach środowiska liberalne i konserwatywne, co śmieszne nie można zaproponować innego podziału nawet w oparciu o poglądy na gospodarkę, bowiem tej nie nadamy ustroju na poziomie miasta, nie mamy do tego narzędzi. Możemy jedynie kreować rozwiązania sprzyjąjące postawom liberalnym bądź konserwatywnym. Jestem za tymi liberalnymi, postępowymi, otwierającymi władzę na społeczeństwo i włączającymi w obieg polityczny lokalnej wspólnoty jak największą ilość rzutkich i światłych osób, których (nie ma się co oszukiwać) w chojnickiej polityce jest ciągły deficyt, ale to przypadłość większości małych miast, a szczególnie tych, gdzie dominują postawy konserwatywne - zachowawcze.

Mało kto pewnie z wymienionych i ich stronników zgodzi się z moją propozycją podziału sceny w Chojnicach, ale w perspektywie filozofii politycznej i rozważań teoretycznych nad lokalnym wymiarem polityki tak to właśnie na dziś wygląda :) I nawet jeśli ktoś będzie się upierał przy nazewnictwie - lewica i prawica, to musi być świadomy, że pojęcia te zatraciły swoje znaczenie w Chojnicach. Bo to co oznacza, nawet w powszechnym rozumieniu lewica - jest dziś de facto prawicą i na odwrót. Scena polityki lokalnej nie odzwierciedla stanu w skali państwowej i nie może być tak definiowana.

Niemniej przede wszystkim dziennikarze lokalnych mediów powinni przestać wprowadzać mieszkańców w błąd mówiąc lewica - o tych którzy noszą Krzyż i zabezpieczają układ budowany od lat, i prawica na tych, którzy dążą do zmian pro - społecznych i demokracji bezpośredniej.



niedziela, 12 stycznia 2014

Globalizacja a Chojnice

Wiele słyszymy o globalizacji. Czym ona jest? Przede wszystkim stanowi procesy unifikujące - spłaszczające różnorodność w szczególności w znaczeniu kapitału zrównującego wszystko do znaczenia towaru, który dziś można kupić w Chojnicach, jutro sprzedać w Singapurze. Nawet jeśli de facto to co kupiliśmy nie ma odpowiednika w fizycznej postaci. Ostatnie teorie globalizacji nie pozostawiają złudzeń, świat zaczyna kierować się ku wytwarzaniu centrów wielkiego przemysłu, a wokół nich, czy przy nich powstają ogromne Megapolis, o których mój znajomy mówi, że przejmą wkrótce rolę państw, usamodzielnią się po prostu ustrojowo od znanych nam dziś państw. Megapolis będą stanowiły też centra decyzyjne wpływające na alokacje kapitałową, ukierunkowaną przede wszystkim na inwestycje w wysokie technologie i nie będzie miała znaczenia, geograficzna lokacja tych inwestycji. To stanowi z jednej strony szansę, z drugiej zagrożenie dla małych miejscowości w globalizującym się świecie. Szansa to możliwość uzysakania wielkiego kapitału na wytwarzanie czegoś, co będzie się sprzedawać w świecie, zagrożenie to odrzucenie przez kapitalizm wysiłku związanych z próbą dostania się do obiegu światowego kapitału przez obszary peryferyjne takie jak...Chojnice.

Inną płaszczyzną globalizacji jest kultura, która paradoksalnie, pomimo względnego sukcesu jej pop wymiaru, staje się przede wszystkim przekaźnikiem wszelakich wartości cywilizacyjnych i kulturowych, które mieszają się z potężną częstotliwością wpływając na nasze postawy i wybory. Świat więc staje się mniej dogmatyczny, bardziej relatywistyczny i dopuszczający różnorodność z jednej strony, ale w wymiarze lokalnym trwa jednocześnie proces zacieśniania wierzeń, więzów, stereotypów, które podtrzymują zbiorową tożsamość wspólnoty niedostosowanej do wyzwań ekonomicznych związanych z globalizacją. Ten proces podtrzymywany jest w sferze publicznej przez władze lokalne, gdyż stanowi zabezpieczenie przed identycznym wyzwaniem braku warunków do bytu tak dla lokalnej władzy jak i społeczności w zderzeniu z globalizującym się światem. Mieszkańcy nie chcą konfrontować się z nowoczesnością, a władza nie ma koncepcji na tę konfrontację w wymiarze perspektywy wspólnotowej. Więc od poziomu jednostkowego po wymiar polityczny trwa proces wyparcia, mechanizmów które wspólnotę tę dawno ogarnęły. Przyśpieszając jednocześnie nieuchronne - porażkę w dłuższej perspektywie. 

Tworzenie Miejskich Okręgów Funkcjonalnych (MOF), który w przypadku Chojnic ma objąć oprócz naszego miasta też Człuchów to ładowanie pieniędzy w podtrzymanie trupa przy życiu. Jest to proces dalszego wpędzania wspólnot lokalnych w politykę kredytową - konieczną do przeprowadzenia wielomilionowych inwestycji publicznych. De facto wspólnoty te rezygnują z jakiejkolwiek szansy na samodzielność tak w wymiarze polityki strategicznej związanej z ich przyszłością jak i w perspektywie szans na wykreowanie "inności" dającej się sprzedać w globalizacji. 

Pomimo istnienia dwóch czynników globalizacji - unifikującego ekonomicznie (ale nie wyrównującego stan posiadania, czy siłę popytu, a raczej unifikującego w ramach systemu, dającego się zarządzać centralnie) i dywersyfikującego kulturowo (różnicującego i ujawniającego swoistości lokalne i regionalne), Chojnice stały się miastem, które przestało być samorządną wspólnotą. Zresztą proces ten dotyczy nie tylko Chojnic. Przestajemy cokolwiek wytwarzać, nie mamy produktów eksportowych, nie wytwarzamy w młodych mieszkańcach poczucia "lokalności",więc nawet oni nie są już naszym "towarem eksportowym". Chojnice stały się miastem takim samym jak wszystkie inne. Niczym się nie wyróżniają, niczym co stanowi wartość w świecie globalizacji. Nie zachęcają swoją innością, ani też miejscem w infrastrukturze kraju, Europy czy świata - jako miejsce do potencjalnych inwestycji. Dlaczego mamy do czynienia z takim procesem? Otóż tam gdzie powstały wielkie wynalazki oraz gdzie zbudowano fundamenty pod wielki kapitał - jak w USA(ale też Singapur, Nowa Zelandia, czy wreszcie poszczególne przestrzenie jak Dolina Krzmowa, itd.), nie liczył się tylko kapitał, ale też myśl - koncepcja i ciężka praca, a przede wszystkim ludzie zdolni do postrzegania rzeczywistości w innej perspektywie. Jeśli nie wykreujemy odważnych idei, pomysłów na swoją przyszłość i będziemy trwać w inercji, to przepadamy. Potrzeba zabezpieczenia czynników warunkujących trwanie tożsamości wspólnotowej (władza) i jednostkowej w małych społecznościach naszego kraju, a w Chojnicach jest to obserwowalne wybitnie często doprowadza do tragicznych w skutkach konsekwencji w postaci nie tylko zrozumiałej emigracji ludzi wybitnie uzdolnionych, ale też do braku powrotów. Kiedy nie ma ludzi o otwartych umysłach, nie ma koncepcji, jest stagnacja, synekura i nepotyzm. Wszyscy godzą się na to co jest, a każdy kto ma "olej w głowie" wie, że lepiej siedzieć cicho za piecem lub po prostu wyjechać.

Takie nastawienie doprowadzi w bardzo krótkiej perspektywie do masowego wyludniania się Chojnic, szczególnie jeśli przyjmiemy pod wzgląd takie czynniki jak spadająca liczba urodzeń, emigrację zarobkową (i związaną z tym emigrację całych rodzin bądź proces ich atomizacji),brak miejsc pracy i powszechną już wiedzą o "układowości" - chociaż ja bym to nazwał zbiorową nieświadomą zmową bazujacą na powszechnym strachu o którym napsiałem wyżej  - tak władz,jak i samych chojniczan w rozumieniu jednostkowym przed wyzwaniami globalizacji. 

Jesteśmy więc na etapie w którym, albo dopuścimy myśl o potrzebie budowy społeczeństwa otwartego, odejdziemy od modelu autorytarnego zarządzania, albo machina globalizacji zetrze to miasto w pył niepamięci w dość krótkiej perspektywie. 

Proponowałem w kampanii 2010 roku stworzenie kapitału żelaznego pod fundusz finansujący najwybitniejsze chojnickie umysły w ich wysiłkach badawczych. Nie tylko po to, aby sfinansować komuś doktorat czy profesurę, ale przede wszystkim dlatego, aby ludzi tych, ich wynalazki związać w jakiś sposób z Chojnicami. Nie chodzi też tylko o naukowców, ale o wybitnie uzdolnionych ludzi, posiadających zdolności biznesowe. Wyobraźmy sobie, że rocznie fundujemy komuś, kto wygrywa konkurs miejski 100 tysięcy złotych na badania (zamiast łożyć takie pieniądze na basztę Jutrzenki na przykład), a drugie 100 tysięcy na przykładowo 5 stypendiów doktoranckich (zamiast wydawać na pensję drugiego wiceburmistrza). Efekty mogą być, a może ich nie być, ale pojawia się szansa, że będą. Szansy tej nie widać pod sterami obecnej władzy. Mógłbym podać długą listę od poziomu cywilizacji po historię miast, które upadły właśnie przez wzgląd na ukształtowanie się takiej kultury politycznej (opresyjnej) z jaką mamy do czynienia w Chojnicach. Kultury zabezpieczającej status quo, nawet jeśli była to droga do upadku.

Jeśli pragniemy lepszego jutra dla naszych rodzin, to naprawdę odważmy się myśleć krytycznie o dokonaniach Pana Finstera i obozu władzy, bo w innym wypadku, jeśli zadowolimy się Orszakami, Drogami Krzyżowymi i innymi świętami (którym nie odmawiam świętości), po prostu znikniemy z mapy jako miasto. Proces degradacji Chojnic, jest też widoczny na poziomie państwa, bowiem miasto straciło w ciągu kilkunastu lat kilka ważnych instytucji publicznych - przeniesionych lub zlikwidowanych. Tragicznie jest też w wymiarze polityki mieszkaniowej, bo w Chojnicach przypada chyba najmniej mieszkań na 1000 osób we wszystkich miastach woj. pomorskiego. Czy to nie świadczy dobitnie o naszej pozycji? Ale inne wskaźniki też nie napawają optymizmem.

Naprawdę czas zmienić perspektywę myślenia. Nie bójmy się krytyki władzy, krytyka naprawdę może nas ocalić! Ta władza nie radzi sobie z wyzwaniami jakie stawia przed nią zglobalizowany świat.I co najważniejsze nie radzi sobie z ożywczą krytyką (która wcale nie musi być konstruktywna - tego nie dajmy sobie wmówić), nie dopuszcza krytyki i popada w nieomylność, w samowiedzę. Jeszcze ten tragiczny pomysł z Balturium...Należy wyjść poza myślenie instytucjonalne i skierować wysiłki na inwestycje rozproszone, - na inwestycje w poszczególne jednostki, które mogą stać się realnymi lokomotywami rozwoju. Mam kilkunastu znajomych - biznesmenów i ludzi nauki, którzy wyjechali z Chojnic i nigdy do nich nie wrócą. Oczywiście świat też proponuje im więcej niż Chojnice, ale czy nie wracaliby, gdyby wiedzieli, że to miasto rzeczywiście przyłożyło się do ich osiągnięć? Czy nie byliby "lokomotywami"lokalnego rozwoju?

Pamiętajmy najwyższą formą człowieczeństwa jest możliwość udziału w polityce. Bierzmy w niej więc udział powszechnie i razem budujmy lepszą przyszłość niż ta, którą próbuje nam zafundować jeden człowiek - Arseniusz Finster.

Zrozumienie trwających procesów globaliazacji jest też dla Chojnic w perspektywie społeczeństwa sieci (Internetu i dynamiki globalnych powiązań) chyba największą możliwą szansą w dziejach tego miasta. Zresztą szanse te się wyrównały dla wielu miast. Potrzeba jednak tego wszystkiego o czym napisałem wyżej - zmiany peprspektywy myślenia i zniesienia społeczeństwa hierarchicznego na rzecz wzajemności opartej o cel jakim jest stworzenie z Chojnic naprawdę wspaniałego ośrodka miejskiego. Do tego jednak trzeba mieć wizję, której w tym mieście dawno zabrakło u "władających". Przecież wystarczy sobie przeanalizować teksty chojnickich raperów, nawiązujących co rusz do przestrzeni miejskiej i codziennych bolączek życia w tym mieście, aby dowiedzieć się, że w tym mieście żyje się po prostu źle i dzieje się źle. O tym wiedzą już wszyscy. 


wtorek, 7 stycznia 2014

Bądźcie realistami - żądajcie niemożliwego!

Hasło, które uczyniłem tytułem tego posta przyświecało studenckiej rewolcie we Francji w 1968 roku. Skutki studenckich protestów były powszechne i do dziś są odczuwalne w kulturze. Żądano jak na tamte czasy rzeczy niemożliwych: liberalizacji życia politycznego, zmiany funkcjonowania uniwersytetów i ogólnie krytykowano autorytaryzm będący powszechnością w guallistowskiej Francji. Generalnie wiele celów osiągnięto, a do protestów studenckich przyłączali się robotnicy.

Również my, w Chojnicach musimy żądać niemożliwego. Projekt Chojnicka Samorządność próbował przeforsować pomysły budżetu obywatelskiego oraz inicjatywy uchwałodawczej. Oba te pomysły wzbudziły niechęć władz miasta, a burmistrz Finster w "Gazecie Pomorskiej" powiedział, że boi się tych propozycji. Przyczyna może być jedna: strach przed weryfikacją i konieczność współdzielenia się władzą z obywatelami oraz niechęć dopuszczenia ich do procesów decyzyjnych.

O formie demokracji świadczy właśnie umiejętność otwarcia się władzy na propozycje społeczne, takiego czy innego stowarzyszenia, osób czy grup. W Chojnicach tej umiejętności nie ma, a władza jak tylko może ogranicza zakres dostępu dla obywateli we współrządzeniu miastem. I jedyne co proponuje to autorytarne decyzje okraszone często "zaproszeniem do konsultacji społecznych". Trzeba przypomnieć, że niejedna dyktatura świata prześcigała się w demokratycznej retoryce. Jest to więc, popularna w Polsce, forma rządów autorytarnych w wydaniu prowincjonalnym.

Tak jest w Chojnicach, że władza chce patrzeć obywatelom na ręce, ale władzy na ręce patrzeć nikt nie ma prawa. To właśnie trzeba zmienić i to zmienimy, choć dziś to wydaje się niemożliwe. Żądamy więc niemożliwego, bo jesteśmy realistami, lokalny autorytet samorządowy w postaci Arseniusza Finstera dawno upadł, niczym pomnik Lenina...najpierw padały pomniki, potem reprezentowane przez nie ideologie.

Nasz realizm wynika z rozpoznania ogólnych czynników, które sprzyjają otwarciu na obywateli. Władza w społeczeństwie otwartym nie stawia obywatelom barier. Sprzyja idei współrządzenia. Wiemy, że takie modele funkcjonują już w Polsce i to z pozytywnym efektem dla lokalnych społeczności. Kiedy PChS wygra wybory to również w Chojnicach wdrożymy projekty inicjatywy uchwałodawczej i budżetu obywatelskiego, a być może pokusimy się też o wdrożenie instrumentów dodatkowych z zakresu demokracji bezpośredniej. 

niedziela, 5 stycznia 2014

Co z tym gender?

to agree in gender - pol. zgadzać się pod względem rodzaju, jest to językowe wyjaśnienie, najwęższe z możliwych i chyba najdoskonalsze, procesu jaki niesie za sobą ideologia gender. Spłaszczenie, ujednolicenie, zatarcie płci.

Nie jestem specjalistą w zakresie gender, i głos, jak miliony innych Polaków, zabieram jako laik, bo sam próbuję zrozumieć przyczyny i konsekwencje pojawiania się w dyskursie takich topics, które dominują naszą rzeczywistość medialną przez dobre miesiące.

Gender jest założeniem, że płeć - rozróżnienie na nie, jest kulturowo uwarunkowane, więcej kulturowo jest konstruowane znaczenie pojęć: kobieta, mężczyzna.

O ile, często, zgadzam się z konstruktywistycznym ujęciem nasze rzeczywistości uwarunkowanej ideologicznie, szczególnie na poziomie językowym o tyle w kwestii znaczeń płci, nie zgadzam się ze stanowiskiem konstruktywistów - genderowców.

Ważnym wydaje mi się rozróżnienie jakie musi każdy mówiący czy piszący o gender poczynić - otóż gender to nie jest to samo co filozofia równouprawnienia kobiet i mężczyzn, nie jest to też feminizm. Gender, jak wyżej napisałem, zakłada brak rozróżnienia na płci. Na gruncie naszej kultury uważam, że płeć istnieje jako element funkcjonalny, ale jeśli ją usuniemy (płeć) to własnie pozbawimy systemu bardzo ważnej roli społecznej jaką wypełnia rozróznienie na płci. Oczywiście wszyscy jesteśmy takimi samymi ludźmi, równymi - kobiety i mężczyźni. Ale niej jesteśmy 2in1.

Powstaje pytanie, czy kultura jest w stanie usunąć biologiczne przeszkody w postaci fizycznych różnic jakie wykazują przedstawiciele płci? Czy kultura w swym dążeniu minimalizacji nakładów i maksymalizacji zysków potrzebuje zatrzeć pojęcie płci, aby mogła się replikować i rozwijać lepiej i szybciej? Czy procesy unifikacyjne dotarły już do tożsamości ludzi tak, że nie chcą już się różnić od siebie nawet płcią? Czy pojęcie płci to też pas transmisyjny dla ideologii? Czy nie lepiej uznać swoją równość - równoprawność, zamiast zacierać pojęcie płciowej różnicy?

W latach międzywojennych niezwykle popularna była eugenika, prąd myślowy uznający wpływ cech fizycznych między innymi na zdolności intelektualne - rozwój cywilizacyjny i kulturowy. Różnice pozostały, a kultura rozwija się dalej, po drodze eugenika przyczyniła się jednak do milionów ofiar...Gender być może masowych ofiar nie przyniesie, ale wydaje się być modą na na pewną perspektywę metodologiczną w ramach nauk społecznych, modą na katedry i ... polem starcia myśli postępowej z zachowawcami. Jednak postępowcy mogą na to pole wytoczyć zupełnie inne argumenty, może ogłośmy hasło "zero wojen zamiast gender". Czy wtedy też Kościół będzie wmieszany do debaty?

Dziwi mnie też mieszanie pojęcia gender w jakiś zakresowy zasób znaczeń odnoszących się do homoseksualizmu, który zawsze sprzyja preferencji jednej płci - tej samej, ale w opozycji do płci przeciwnej. 

Czym więc może być gender - jeśli nie jest związany z promocją homoseksualizmu,wiemy już,że dąży do "spłaszczenia płci" - podobno jest ideologią (sam też tak o tym piszę), więc zabezpiecza w domyśle interes jakiejś grupy ludzi. Ale jakiej? 

Nadala jednak nie jestem w stanie jednoznacznie wskazać sobie przyczyn i konsekwencji gender. Poruszenie społeczne? Zatarcie tematów ważnych? Ultralewicowa walka z religiami? 

Gender odrzucam i pozostaję nadal połową człowieka - tą męską :) 

I największy paradoks gender - choć ma łączyć ludzi, to jednak dzieli ;) już nie podług płci, a według swej miary. Jest to chyba kolejny element "szatkowania"społeczeństwa. Nie mam nic przeciwko indywidualizacji, ale wiele przeciwko projektom internalizowania w ludziach ideologii, które z przyjacielskich sąsiadów tworzą obrońców i wrogów gender.

Z pewnością konflikt wartości przyczynia się do rozwoju instytucji społecznych, ale czy warto modyfikować znaczenie pojęcia płeć, lub je znosić?

piątek, 3 stycznia 2014

Wyzwolenie poprzez gwałt

Zamalowano czerwone gwiazdy na Cmentarzu Radzieckim w Chojnicach. Czy należy się temu dziwić? O ile faktem jest, że jest to akt wandalizmu, o tyle też pytaniem pozostanie, dla wielu relatywistów, czym było "wyzwolenie", czyli wkroczenie Armii Czerwonej do Chojnic?

Wielokrotnie zabierałem głos w sprawie. Tym razem, może nieco bardziej obrazowo i dosadnie o tym napiszę. W Chojnicach do świadomości społecznej przedarła się sprawa gwałtu sowietów na siostrze, franciszkance, Adelgundzie Kunegund Tumińskiej. Również dzięki postawie Kościoła katolickiego, który sprawę tę dzięki księżom z chojnickiej Bazyliki nagłośnił swoją wystawą w latach ubiegłych. Sowieci siostrę zamordowali. Jednak czy pamiętamy o pozostałych ofiarach?

Chyba nie. Bo nikt o nich nie mówi. Oprócz aspektu gospodarczego związanego z wkroczeniem sowietów, o którym pisałem w tym poście: http://polityka-chojnice.blogspot.com/2012/02/polityka-sowietow-w-chojnicach.html . Pozostaje też aspekt gwałtów na kobietach, których dokonywali sowieci na skalę masową.

W powiecie tucholskim sowieci, tylko w trakcie wyzwalania tamtejszych ziem, zgwałcili około 1700 kobiet!!! W powiecie chojnickim ta liczba szacowana jest na 1200 - 2000 kobiet, i są to dane, które spisali, nie kto inny, a sami komuniści. Jest więc poważne domniemanie, że dane te są poważnie zaniżone! Czy takim ludziom należy się cześć i czołobitność? Dla mnie to banda czerwonych zwierząt, których oblicze właśnie poznać można poprzez gwałt. Czy burmistrz powinien oddawać cześć wrogom Polski, bandytom i gwałcicielom spod znaku czerwonej gwiazdy?

Zastanówcie się, zanim sobie odpowiecie. Popytajcie: babcie, rodziców, poszperajcie w domowych archiwach - czy czasami w waszych rodzinach nie było ofiar wywózek na Sybir, i kobiet które padły ofiarą czerwonych bandytów. A może takie przypadki były wśród rodzin waszych sąsiadów? Zapewniam, że były. Dlaczego więc mamy się godzić na składanie dalszej ofiary Bohaterom ZSRR, w postaci wieńców kwiatów, polskich flag i pokłonów władz samorządowych?

Aktów wandalizmu nie pochwalam, ale czy ludziom myślącym inaczej jak Arseniusz Finster burmistrz Chojnic, pozostawia jakąś inną drogę uwzględniania ich perspektywy? Wydaje się, że nie.


czwartek, 2 stycznia 2014

Pierwszy wśród równych?

Weszliśmy w Nowy Rok z niemałym długiem. Tytuł tego posta nawiązuje do postawy burmistrza Chojnic, który wielokrotnie próbował przekonywać chojniczan, że jest doskonałym gospodarzem. Prawda jest niestety taka, że jest podobnie słabym ekonomem jak wszyscy pozostali na Pomorzu. Wartość zadłużenia gminy miejskiej Chojnice jest na takim samym poziomie jak miast o podobnej wielkości do Chojnic. Warto też zwrócić uwagę, że identyczna skala długu obejmuje takie miasta jak Kościerzyna, Starogard Gdański i Chojnice.

Na statystycznego mieszkańca Chojnic przypada 1335 zł kredytów zaciągniętych przez miasto (stan na 01.01.2014).

Starogard Gdański zadłużenie na poziomie 1339 zł na mieszkańca w 2012 roku.

Kościerzyna zadłużenie na poziomie 1335 zł w 2012 roku.

Lębork - zadłużenie 1196 zł na osobę w 2012 roku.

Tczew - zadłużenie 1501 zł na osobę w 2013 roku.

Wejherowo - zadłużenie 858 zł na osobę w 2013 roku.

Malbork - zadłużenie 1106 zł na osobę w 2012 roku.


W świetle tych danych chciałbym zapytać czym nasz burmistrz różni się od pozostałych włodarzy poza swym imieniem i nazwiskiem?  Co więcej tylko w Chojnicach, z tego co sprawdziłem, mamy tego samego burmistrza od 1998 roku, czy nie miał więc już dość czasu na to, aby wyprowadzić miasto z kredytów? Tymczasem zadłużenie na poziomie ponad 54 milionów złotych nie wygląda na imponujące osiągnięcie wobec 4 kadencji, podobno ciężkiej pracy. Tymczesem burmistrz zapowiada, że ma apetyt na kolejna kadencję - czyli domyślam się, że na dalsze zadłużanie apetyt też pozostał?