W tym roku, podobnie jak i w poprzednim miałem okazję być członkiem Komisji Konkursowej (kultura, sztuka) rozpatrującej wnioski o udzielenie dotacji na wykonanie zadań publicznych przez organizacje pozarządowe coraz powszechniej zwane a angielska akronimem NGO.
Zgłosiłem się do Komisji Konkursowej w Starostwie Powiatowym w Chojnicach i w Urzędzie Miejskim w Chojnicach. Tak jak i w roku 2011. O ile w roku ubiegłym zgłosiłem uwagi do protokołu ( ) wieńczącego prace Komisji Konkursowej - tej miejskiej o tyle w tym roku zanosi się na to,że będę drążył niezrozumiałą dla mnie decyzję Zarządu Powiatu - decyzję dzięki, której nie zważając na pracę i zalecenia Komisji przesunięto środki ze wskazanych zadań, a inne po prostu wykreślono (SEK "Wspólna Ziemia"). Czy to działanie Zarządu Powiatu jest motywowane politycznie?
Są też wielkie pozytywy (w mojej opinii) wynikające z mojej pracy w obu komisjach. Na posiedzeniu w Starostwie nalegałem na wypracowanie metody, która pozwoliłaby przeliczać punkty jakie uzyskuje dany wniosek na konkretną wartość dofinanoswania działań w oparciu o matematykę, a nie uznaniowość. Dla tych z Państwa, którzy w temacie się bliżej nie orientują prezentuję poniżej w punktach procedurę ubiegania się o pieniądze na zadania publiczne przez NGO (skrótowo):
1. Złożenie formalnych wniosków.
2. Posiedzenie komisji opiniujące formalną zgodność wniosku z wymogami prawnymi.
3. Kolejne spotkanie komisji (może być zaraz po ocenie formalnej), na którym wnioski jakie przeszły weryfikację formalną są sprawdzane pod kątem merytorycznym. Tutaj członkowie komisji (kilka osób) korzystają z formularza ocen, na którym znajduje się sześć kryteriów (o różnej skali punktacji) w ramach których wystawia się oceny i tak w Starostwie maksymalnie wniosek mógł uzyskać od jednego członka komisji 34 punkty, a w mieście 37 punktów.
4. Po ocenie merytorycznej zlicza się wszystkie otrzymane punkty przez dany wniosek (czyli sumujemy ilość otrzymanych pkt. od wszystkich członków komisji) i dajmy na to, że będzie to punktów 100, a członków w komisji danego dnia 5, czyli wniosek "przechodzi" do etapu podziału pieniędzy, bo uzyskał średnią 20 pkt. (w mieście minimum kwalifikujące do następnego etapu było na poziomie 19 pkt, w Starostwie mniej restrykcyjnie określono tę granicę na 40% z 37pkt.).
5. W tym miejscu całej procedury dotąd działy się CYRKI. To etap w którym dzieli się ogólną kwotę przyznaną na działalność organizacji pozarządowych - wykonanie zadań publicznych. I tak, jeśli w budżecie było to 120 tysiecy , a organizacje wnioskowały łącznie o dajmy na to 240 tysiecy, to pojawiał się problem. Jak podzielić te pieniędze? Dotąd nie było żadnej metody, a praktyka działania była daleka od przejrzystości, bo po prostu uznaniowo określało się kwotę dotacji, "mając na uwadze" otrzymane punkty. Więc po prostu każdy "rzucał" kwotę dotacji - na przykład organizacja ubiegała się o 10 tysięcy zł, i dostała za wniosek 24/34pkt. to przyzanie pieniędzy było i tak loterią. Po prostu każdy członek komisji ustnie wyrażał chęć przyznania takiej organizacji czy to 1 tysiąc, czy 2, czy też 500 zł. Tej praktyce sprzeciwiłem się rok temu, podobnie jak anonimowości w wypełnianiu karty ocen wniosków.
Zdaje się, że w tym roku dopiąłem swego.
Najpierw w Starostwie, przeszło bez oporu, a wręcz z entuzjazmem członków komisji, zaproponowałem, aby przyjąć następującą metodę:
- ogólną dostępną ilość pieniędzy dzielimy pomiędzy określone zadania (wydanie publikacji, organizacja przedsięwzięć plenerowych, kultywowanie tradycji i dziedzictwa narodowego, i stałe i cykliczne oferty z zakresu kultury). I tak sumę na przykład 100 tysięcy podzielono pomiędzy wszystkie organizacje, które przeszły ocenę formalną i merytoryczną na równą kwotę dajmy na to 4 tysięcy złotych.
- następnie tę kwotę bazową stanowiącą wartość 100% zmienijszano o procent uzyskanych punktów z możliwej maksymalnej liczby do uzyskania. Czyli organizacja X otrzymała 51% możliwych punktów więc przekładało się to na sumę dofinancoswania w kwocie 51% z 4 tysiące. Jeśli taka organizacja aplikowała o sumę dajmy na 10 tysięcy dostałaby nieco ponad dwa, ale...tak restrykcyjne oblicznie pozostawiało sporo funduszy w zanadrzu (około 30-40%) całości jakich do dyspozycji miała komisja, które potem "dokładano" do wybranych wniosków.
Ta metoda nie była doskonała, ale dawała gwarancje, że ok. 60-70% dostępnych środków w danym roku trafia do organizacji zgodnie z uzyskaną punktacją. A tylko nieco ponad 30% było do wykorzystania przez komisję na zasadzie pewnej "uznaniowości". Tak było w Starostwie.
Na posiedzeniach Komisji w UM, problem podziału środków zgodnie z uzyskaną przez organizacje punktacją znowu znalazł swoje odzwierciedlenie w mojej propozycji zbudowania metody, która obiektywizowałaby wartość uzyskanej dotacji. Dlatego zaproponowałem metodę taką jaką wypracowaliśmy w Starostwie. Spotkało się to z konstruktywną krytyką Pana Krzysztofa Pestki, ale i z przychylnością co do naszego "kombinowania" ze strony reszty członków Komisji. Tym sposobem wymiany zdań i poglądów oraz ciągłych obliczeń wypracowaliśmy jak uważam, metodę DOSKONAŁĄ!
Oto ona:
Z budżetu Komisja ma do rozdysponowania 120 tysiecy.
Organizacje ubiegają się o sumę wyższą.
I tak, organizacja X aplikuje o 10 tysiecy, dostaje za wniosek ocenę 24,5 pkt na 37. Co można przedstawić jako 66% maksymalnej możliwej punktacji. Przymujemy,że organizacja "zasłużyła" sobie na 66% z 10 tysięcy, więc na kwotę 6600 zł. Niestety wniosków jest sporo i po podsumowaniu w ten sposób wszystkich przyznanych w ten sposób kwot otrzymujemy zwykle sumę przewyższającą budżetowe możliwości. Założmy, że suma ta będzie wynosić 192 tysiące , a dostępnych jest tylko 120 tysiecy. Co zrobić? Jak ciąć? Komu dać? Komu nie? I tutaj pojawia się kolejny matematyczny krok. Otóż dostępną kwotę 120 tyś. dzielimy przez 192 tyś i otrzymujemy tym sposobem procentowy wynik 62%. To staje się dla nas podstawą do mnożenia wcześniej otrzymanej kwoty (w przytoczonym wyżej przypadku 6600) razy wskazany procent 62%. Jaka będzie dotacja? 62% x 6600 = 4092. Po zsumowaniu wszytkich tak obliczonych dotacji (według skali punktacji i dostępnych środków) otrzymujemy sumę równą tej jaką dysponuje komisja! I problem jest rozwiązany.
Jakie są plusy takiej metody?
- organizacje nie będą zawyżać kwoty o jaką aplikują (bo po prostu nie warto - wystarczy policzyć jak działa ten system, rządzi kwota dostępna i uzyskana punktacja)
- organizacje będą pisać jeszcze lepsze wnioski aby uzyskiwać najlepszą możliwą punktację
- cały system naliczania pieniedzy na dotację dla każdej organizacji jest w całości weryfikowalny
- nie ma miejsca na stronniczość i sympatie członków komisji
Teraz tylko modlę się, żeby burmistrz przychylił się do prac komisji w pełni, żeby nie było takich korekt jakie zafundowali członkowie Zarządu Powiatu. Ponadto, niestety nie jestem członkiem Komisji, która rodziela granty "na sport", a tam ta metoda byłaby zbawcza. Narusza ona oczywiście polityczne interesy wielu środowisk, ale jednocześnie jest zobiektywizowana i oparta na jakości wniosku i wiarygodności organizacji, a nie na układach politycznych. Niestety obawiam się, że w Komisji rozdającej granty na zadania publiczne w zakresie sportu nie będzie ambasadorów dla tej metody. Obym się mylił...