czwartek, 29 września 2016

Praca za milczenie?

Do dziś nie dowierzałem, temu co się stało. 

Mariusz Janik na swojej stronie internetowej opublikował materiały, które wskazują, że Arseniusz Finster Burmistrz Miasta Chojnice podpisał dokument w którym osoba występująca do niego, po odbytej wcześniej z nim rozmowie, zgadza się na przyjęcie pracy w zamian za zaprzestanie kierowania wniosków o informację publiczną do Urzędu Miejskiego w Chojnicach.

Nie jest w zasadzie istotne, kim była ta osoba, która wystosowała wniosek do Burmistrza. Ważne jest, że jest to obywatel, który swoją postawą w opinii władzy był obywatelem uciążliwym, bo kierował dużą liczbę zapytań o informację publiczną. W tej sytuacji, jak można wnioskować z przedstawionych materiałów, Arseniusz Finster postanowił "wyciszyć" obywatela gwarantując mu podjęcie pracy. Kilka dni po rozmowie "pionizującej" Burmistrza z obywatelem Chojnic, Arseniusz Finster podpisuje dokument świadczący o tym, że rozmowa w której nakłaniał obywatela do zaprzestania jego działalności miała rzeczywiście miejsce. Jeśli to nie jest skandal, to zapytam co nim jest?

Dlaczego temat od kilku dni pozostaje chojnickim "tabu"? W mojej opinii jest to sprawa, którą powinny zając się organy ścigania. Jeśli bowiem, Burmistrz 40 tysięcznego miasta potrafi wezwać do siebie na rozmowę obywatela miasta, aby pod groźbą wskazanych represji żądać od niego zaprzestania działalności, to mamy do czynienia z łamaniem prawa. 

Okoliczności tego zajścia powinny wyjaśnić organy ścigania. Dodatkowo, w mojej ocenie, Burmistrz, który skompromitował się w oczach opinii publicznej z pewnością znacząco naraził się sam na utratę zaufania publicznego koniecznego dla pełnienia urzędu, dlatego powinien z niego ustąpić. 

Link do materiałów/dokumentów opublikowanych przez Mariusza Janika: http://mariuszjanik.com/sprzedajnosc-finster/

niedziela, 25 września 2016

Sezon na nowotwór!

NIE SPALACJE ODPADÓW!!! TO JEST APEL DO MIESZKAŃCÓW, NIE TYLKO NASZEGO OSIEDLA, ALE DO WSZYSTKICH MIESZKAŃCÓW MIASTA!
Spalanie odpadów jest przede wszystkim niezgodne z prawem! Według Ustawy z dnia 14 grudnia 2013 r. o odpadach, ten kto spala odpady w piecach centralnego ogrzewania podlega karze ograniczenia wolności, albo grzywny!
Poza tym, ten kto spala odpady naraża siebie i swoją rodzinę na zachorowania na raka różnego typu, zwielokrotnia szansę zapadnięcie na nowotwory o setki razy.
Proszę się zapoznać z przybliżonymi efektami spalania odpadów:
W związku ze spalaniem odpadów w piecach i kotłach domowych co roku w okresie jesienno-zimowym pogarsza
się jakość powietrza w naszej Gminie.
Spalanie odpadów w paleniskach domowych odbywa się w niskich temperaturach (200-700o
C) i towarzyszy mu
emisja do atmosfery wielu zanieczyszczeń –pyłów i związków, takich jak: nieorganiczne związki chloru,
nieorganiczne związki fluoru, tlenki azotu ((NO i NO2), dwutlenek siarki (SO2), tlenek węgla (CO)- czad, drobny pył
zawierający związki metali ciężkich (zwłaszcza toksycznego ołowiu i kadmu). Ich szkodliwość dla naszego zdrowia
jest szczególnie duża ponieważ są one emitowane z tzw. źródeł niskiej emisji. Kominy domów znajdują się na
niedużej wysokości, co uniemożliwia wyniesienia zanieczyszczeń na duże odległości i ich rozproszenie przez
wiatr. Skutkiem tego jest wzrost zanieczyszczeń w powietrzu w naszym najbliższym otoczeniu. Stężenia
zanieczyszczeń wydobywających się z domowych kominów wielokrotnie przewyższają dopuszczalne stężenie tych
substancji powietrzu.
Spalenie 1 kg poliuretanów, występujących m.in. w gąbkach, uszczelkach czy podeszwach po spaleniu daje 30 do
50 litrów cyjanowodoru, czyli tzw. kwasu pruskiego, a więc jednej z najsilniejszych trucizn. Przy spalaniu 1 kg
odpadów polichlorku winylu - popularnego PCV, z którego wykonane są wykładziny, butelki, otoczki kabli, folie,
powstaje aż 280 litrów chlorowodoru, który w połączeniu z parą wodną tworzy kwas solny. Podczas spalania
odpadów w paleniskach domowych jest emitowanych ponad 700 razy więcej dioksyn niż podczas spalania
odpadów w profesjonalnej spalarni.
Spalane w domowych piecach śmieci powodują osadzanie tzw. sadzy mokrej w przewodach kominowych, którą
bardzo trudno usunąć a jej nadmiar może spowodować zapalenie się przewodu kominowego bądź nawet pożar
domu.
Paląc w piecu odpadami szkodzimy przede wszystkim sobie , najbliższej rodzinie i sąsiadom.
Pamiętajmy, że podczas spalania odpadów wytwarzają się silnie trujące związki chemiczne powodujące wiele
ciężkich a nawet śmiertelnych chorób. Astma, alergie to najczystsze konsekwencje jakie ponosi organizm z
powodu wdychania zanieczyszczonego powietrza.

Tekst o efektach spalania pochodzi z ulotki opracowanej przez Gminę Proszowicie i znajdującej się na tej stronie: http://www.proszowice.pl/…/pliki/aktua…/ulotka_1_2_3-1-1.pdf

sobota, 24 września 2016

Wolność słowa na cenzurowanym

27 września odbędzie się kolejna niejawna rozprawa sądowa, którą wytoczył mi Arseniusz Finster z art. 212 Kodeksu karnego. Pomimo tego, że apelowałem listami otwartymi do burmistrza Finstera o zniesienie niejawności, to nadal wszystko co dzieje się na sali sądowej jest objęte tajemnicą. Burmistrz bowiem nie chce zniesienia niejawności procesu, który dotyczy spraw publicznych i co ważniejsze publicznych pieniędzy. 

Dlatego apeluję do mieszkańców Chojnic, aby pilnie przyglądali się sygnałom medialnym, które będą docierały z korytarzy sądowych. W mojej ocenie cały proces to pieniaczenie Finstera i próby kneblowania ust opozycji. Za ujawnianie faktów, pozyskanych w sposób zgodny z prawem, nikt nie może być ani karany, ani nawet sądzony! Godzi to bowiem w fundamenty praw człowieka i obywatela. Nie mówiąc już o tym, że cały ten proces jest tylko i wyłącznie politycznie motywowany, bo burmistrz próbuje od lat zrobić wszystko co w jego mocy, aby zdyskredytować mnie publicznie. W mojej ocenie, Finster obawia się wariantu w którym będę jego jedynym kontrkandydatem do fotelu burmistrza Chojnic. I przyznam mu rację, to są słuszne obawy! 


Podaję link do mojego artykułu, który dla Finstera stał się podstawą wystosowania przeciwko mnie prywatnego aktu oskarżenia do chojnickiego sądu: 

piątek, 23 września 2016

Naukowy Tur

W Chojnicach mają wystartować stypendia dla ludzi kultury. Zastanawiam się, czy nie warto iść o krok dalej i wesprzeć tych, którzy będą w przyszłości nadawali ton polskiej nauce. Ten temat powinny rozpatrzyć władze miasta. Postuluję stworzenie funduszu stypendialnego dla doktorantów z Chojnic, których, jak szacuję, może być na uczelniach w Polsce i za granicą około 50. Taki fundusz i stypendium prowadzone przez władze miejskie mogłyby zostać nazwane "Naukowym Turem", lub po prostu "Tur". Skojarzenia z Chojnicami byłyby oczywiste. Prowadzenie stypendium dla doktorantów z Chojnic byłoby zarówno wielką pomocą dla młodych adeptów nauki o wciąż pustych kieszeniach, jak i świetną promocją miasta. Podkreślić trzeba, że takie stypendium byłoby świadectwem wysokich aspiracji Miasta Chojnice. Nie ma bowiem innych miast na Pomorzu, które oferują takie stypendia doktorantom. Wiem, że stypendia dla doktorantów oferuje obecni jedynie marszałek województwa, ale nie mam w tej mierze pełnego rozeznania. Proszę mnie poprawić, jeśli się mylę. 

Stypendium takie powinno być udzielane w dwóch kategoriach: dla osób znajdujących się okresowo w ciężkiej sytuacji materialnej oraz dla tych doktorantów, którzy osiągają bardzo wysokie wyniki, czego świadectwem są ich publikacje, konferencje, nominacje i przyznane nagrody. 

Myślę, że Chojnice stać na 4-6 takich stypendiów rocznie, każde powiedzmy na kwotę choćby 1000 zł miesięcznie przez okres 12 miesięcy. Warto o tym pomyśleć na poważnie. Tacy doktoranci, wdzięczni Miastu Chojnice, nie zapomną w przyszłości o swoim rodzinnym mieście. W tej sprawie skieruję do władz Miasta odpowiedni wniosek, być może zostanie poważnie potraktowany i zainicjuje dyskusje w tej sprawie. Jeśli w przyszłości będę miał realny wpływ na decyzje władz Miasta, to z pewnością taki fundusz utworzę. 

wtorek, 20 września 2016

Będą siatki, walczę o chodnik

Kilka tygodni temu, w okresie wakacyjnym wysłałem serię pism do Urzędu Miejskiego w Chojnicach, aby podwyższono siatki na Orliku na Osiedlu Kolejarz. Poza tym, walczę o budowę chodnika lub utwardzenie ścieżki biegnącej przez plac w centrum Osiedla Kolejarz. Na razie nie ma pewności czy ten chodnik powstanie, ale być może zostanie zrealizowany w ramach tzw. budżetu obywatelskiego (który oczywiście obywatelski niestety nie jest). O postępie spraw będę informował. 

niedziela, 18 września 2016

Chojnicka afera reprywatyzacyjna

Nie tylko Warszawa ma problemy z nieruchomościami.

Zapewne wiele osób zastanawia się, jak to jest, że Finster i jego klub przepychają budżet, który następnie korygują w ciągu roku, bo nie wykonuje się planu sprzedaży mienia komunalnego, a Burmistrz z rozbrajającą szczerością ujawnia, że tak się "planuje na górkę", żeby "zbilansować wydatki"? Jednocześnie w mediach chojnickich można przeczytać, że "dobrze sprzedają się działki na Metalowcu", "dobrze pod osiedle Trapezowe". Sprawę mieszkań komunalnych w Chojnicach jeszcze podejmę, na razie skupmy się na tym, co przynosi "dochód" Miastu, czyli działki na wspomnianych osiedlach.

Warto więc przypomnieć, jak doszło do przekształcenia własności gruntów pod działkami na Osiedlu Metalowiec, według mnie jest to poważna afera, która powinna zostać wyjaśniona, aby ujawnić, komu rzeczywiście zależało na likwidacji dotychczasowej formy własności. Polecam artykuł, który ujawnia zawiłości tego procesu i tworzy wielce kontrowersyjny obraz:


Dlaczego nazywam to reprywatyzacją? To również wkrótce wyjaśnię. Na razie warto zdać sobie sprawę, że sprzedaż nieruchomości Miasto na terenach Metalowca i za Metalowcem zarobić może ok. 30 milionów złotych (te tereny mają łącznie ok. 35,5 h, jak dowiedziałem się z artykułu do którego linkuję powyżej). Dlatego nazywam to aferę, wyrugowano Polski Związek Działkowców, aby uzyskać dla Miasta bardzo dogodne źródło przychodu. 

sobota, 17 września 2016

Manipulacje dekomunizacją

Ponownie, jak to wiele razy w dziejach Polski bywało, obserwujemy, jak pewne środowiska ideologicznie związane raczej z interesami dalekimi od polskiej racji stanu, starają się ocalić swój kręgosłup polityczny w przestrzeni publicznej. 

Wiadomo, że w życie weszła tzw. ustawa dekomunizacyjna. Dlatego mam propozycję, abyśmy nie manipulowali - to apel do radnych z komitetu Finstera - zapisami ustawy. 

Dowiedzieć się bowiem można z chojnice.com: http://www.chojnice.com/wiadomosci/teksty/Ulica-14-lutego-z-dopiskiem-1945/17105#respond , że dwójka radnych z tego komitetu, proponuje zamienić nazwę ulicy 14 Lutego na ... 14 Lutego 1945. Moi drodzy Czytelnicy, to nie jest żart! Takie ma plany komitet Finstera. I tak ma wyglądać dekomunizacja w Chojnicach. To są czcze życzenia.

Gwarantuję, że nazwa 14 lutego zginie dzięki ustawie dekomunizacyjnej z przestrzeni publicznej Chojnic. Na pewno nie będziemy w Chojnicach więcej czcili daty (i to z doprecyzowaniem do 1945 roku!), zwycięstwa jednego totalitaryzmu (komunizmu - stalinizmu), nad drugim (nazizmem-hitleryzmem). Porachunki totalitaryzmów zostawmy na kartach historii, a w przestrzeni publicznej uwolnijmy się od upiorów przeszłości. W dziejach Polski jest dość chlubnych dat, które możemy uczcić na tej ulicy. Poza tym, nie zgadzam się, aby datą 14 lutego 1945 roku przypominać chojniczanom o: grabieży, zabójstwach członków rodzin, gwałtach, wywózkach na Ural, katowaniu i represjach oraz niszczeniu mienia przez Sowietów w Chojnicach.

Nie będzie w Chojnicach ulicy 14 lutego, ani 14 lutego 1945 roku. Nie dlatego, że ja się nie zgadzam i protestuję, ale dlatego, iż prawo tak stanowi. Manipulowania ustawą też nie przejdzie. Narzucony przez Sowietów Komunizm upadł, a miejsce jego czczenia może być jedynie w przydomowych kapliczkach finsterowców. 


piątek, 16 września 2016

Potrzebne szersze zainteresowanie

Jestem coraz bardziej przekonany, że Chojnice potrzebują swoich dziejów napisanych w języku angielskim. Współczesna lingua franca, może zapewnić nam bardzo wiele korzyści. Oczywiście to nie może być tylko broszura, jakie dotąd wydawano w języku angielskim o naszym mieście. To powinna być książka z prawdziwego zdarzenia, ukazująca rzeczywisty obraz zawiłych dziejów naszego miasta. Być może, kiedyś, takowa pozycja powstanie, na pewno będę orędownikiem takiej idei. 

czwartek, 15 września 2016

Zerowa wiarygodność

Redaktor naczelny "Czasu Chojnic" po raz kolejny daje dowód braku wiarygodności podawanych przez siebie informacji. 

W nowym numerze tygodnika znajdziecie artykuł o tym, że zostałem wskazany przez Pana wojewodę pomorskiego, jako przedstawiciel wojewody przy Radzie Społecznej Szpitala Specjalistycznego w Chojnicach. 

Niestety Pan Michał Rytlewski twierdzi w "Czasie Chojnic", że jestem asystentem społecznym Joanny Arciszewskiej-Mielewczyk. Przyznam, przeczytałem to kilka razy, aby się upewnić, że mnie zmysły nie wprowadzają w błąd. Pozostaję jednak w niedowierzaniu, jak redaktor największego tygodnika w powiecie, może pisać takie nieprawdy i przekłamania? Kim jest owa Joanna Arciszewska-Mielewczyk i czemu ma służyć przekręcanie imienia posłanki? 

Do całej treści artykułu odniosę się wprost: oczywista manipulacja opinią publiczną, z jaką się nie spotkałem nigdzie w mediach. Wypowiedzi osób, które dawały swój głos do innych mediów miały dla mnie zupełnie inny wydźwięk - czułem pełną chęć współpracy, po artykule Rytlewskiego czuję wręcz atmosferę wrogości, którą mam nadzieję przełamiemy poprzez realną współpracę bez względu na podziały polityczne. Jeśli tak ma wyglądać dziennikarska robota w Chojnicach, to jestem zdania, że to jest uczestnictwo w polityce, a nie praca dziennikarska. Przede wszystkim zaś nie rozumiem braku rzetelności dziennikarskiej u Michała Rytlewskiego. Joanna Arciszewska-Mielewczyk, to na pewno nie poseł Dorota Arciszewska-Mielewczyk i na pewno nie jestem asystentem żadnej Joanny. Do "Czasu Chojnic" wysłałem prośbę o sprostowanie tego błędu w następnym wydaniu tygodnika. 

Pomimo tego, że w Chojnicach są środowiska, którym zależy na "sianiu wiatru", to ja osobiście zapewniam, że liczą się dla mnie najbardziej ludzie, mieszkańcy i Chojnice, i z pełną odpowiedzialnością przyjmuję każdą pracę społeczną dla dobra mieszkańców. Nastawiam się na WSPÓŁPRACĘ i godne reprezentowanie Pana wojewody oraz ochronę interesów chojnickiej placówki i obywateli. 

Po artykule Rytlewskiego rozumiem, że poza rzeczywistymi problemami, będzie się też trzeba mierzyć z tymi wyimaginowanymi przez ludzi, którym zależy na zamieszaniu i "dorabianiu gęby". Skoro idą tą drogą, to na początku powinni jednak podawać prawdziwe informacje, a nie wprowadzać czytelników w błąd. Dla mnie polityczne pisarstwo Michała Rytlewskiego ma zerową wiarygodność, a "Czas Chojnic" to taki tygodnik "skandalisty", poziom lokalnego "Faktu". Chociaż "Fakt" ma jednak większą wiarygodność w moich oczach.

piątek, 9 września 2016

Niby w mieście, a jednak na wsi

Dziś w "Gazecie Pomorskiej" można przeczytać, o swoistej "wojnie o mieszkańców", którą toczy miasto Chojnice z gminą wiejską Chojnice. 

Logika konfliktu wcale mnie nie zaskakuje. Wójt z Burmistrzem walczą na różnych polach, o inwestorów również, a teraz nasila się przeciąganie liny o mieszkańców. Obliczem tej walki są działki budowlane, Chojnice pod rządami Burmistrza zatracają swój miejski charakter i stają się niczym innym, jak "wsią w mieście". Dlatego, tak trudno miastu wygrać konkurencję z gminą wiejską. Miasto ma swoje atuty, których ratusz nie wykorzystuje, do tych atutów należy budownictwo mieszkaniowe wielorodzinne, które w Chojnicach leży odłogiem. TBS nie zaspokoi popytu na nowe mieszkania, a warunki tam proponowane jednak skłaniają mieszkańców do życia na wsi, nie w mieście. Chojnice zatracają tym samym charakter miasta, a stają się "ogrodami działkowymi". Przecież większość terenów budownictwa mieszkaniowego zajmują w Chojnicach już domki jednorodzinne. Nie buduje się, ze sporadycznymi wyjątkami, prawdziwych kamienic w sercu miasta, a od lat 70. XX w. praktycznie nie powstała żadna dzielnica typowo miejska w Chojnicach(można się spierać o początki Osiedla Rzepakowe, czy jak wola inni Pogodne). Budujemy masowo domki jednorodzinne, a to powoduje zajmowanie coraz większej powierzchni (bo dziś działka 500 metrów kwadratowych nikogo nie zadowala). Tym samym zaczyna brakować ziemi w mieście, między innymi pod inwestycje. W tle tego konfliktu z gminą wiejską Burmistrz jest aktorem w wielu przedziwnych spektaklach, jak w tym, który toczy się nadal wokół działek "Metalowiec". Przecież wiadomo, że namawiano mieszkańców do rozbudowy altan, a chwilę potem gmina wystąpiła do sądu z zarzutem, iż działkowcy i PZD łamią własny statut - bo dokonuje się tam samowoli budowlanej (do której władze zachęcały!), żeby odebrać związkowi działkowców tę ziemię i przyległe do ogródków 15 hektarów. Teraz zaczynam rozumieć, tę "spekulację działkami". Jednak jest to droga donikąd. Jeśli z gminą wiejską będzie się walczyć jej własnymi narzędziami - czyli ziemią, której w mieście jest po prostu mniej, to miasto tę walkę przegra (no i przegrywa już od lat). Wygrać mieszkańców można jedynie świadomym kształtowaniem przestrzeni miejskiej i tworzeniem w mieście infrastruktury charakterystycznej dla miasta, a nie dla wsi. 

Chojnice potrzebują poważnej wizji rozwoju budownictwa komunalnego, tworzenia nowych osiedli miejskich, a nie ciągłej rozbudowy przedmieść, które (o zgrozo!), mają jeszcze coraz częściej za swe sąsiedztwo zakłady przemysłowe (przecież koło Osiedla Kolejarz projektuje się powstanie wielkiego zakładu przemysłowego) -pewnie dlatego Burmistrz mieszka w powiecie człuchowskim, na tzw. Zielonych Wzgórzach. Wszystko to oznacza, że nie ma, pomimo ciągłych zapewnień istnienia strategii rozwoju, żadnej spójnej wizji rozwoju miasta (sam Burmistrz porzucił miasto w którym widocznie nie znalazł już żadnej atrakcyjnej lokacji). Co gorsza na konflikt z gminą o mieszkańców, nakładają się coraz bardziej dla mnie niezrozumiałe i partykularne interesy ludzi władzy i grup z nią związanych. 

środa, 7 września 2016

Co za kino!

Od kilku lat wiadomym było, że ChDK (obecnie ChCK), będzie wymagał nowej siedziby. Podejścia były różne, pamiętamy Balturium. Niestety, pomimo wydatku ok. 500 tys. zł na projekt Balturium, Miasto nie zadbało o choćby koncepcyjne rozwiązanie na wypadek remontu lub wyburzenia starej sali kinowej. Nie wiem, czy ok. 5 lat, to za mało czasu, aby znaleźć odpowiednie miejsce w Chojnicach na kino tymczasowe? 

W ten sposób przez rok kina nie będzie, albo będzie jakaś jego namiastka, bo znowu, jak to w Chojnicach, problem rozwiązuje się poprzez rzucanie różnych protez ad hoc. 

Deficyt sal kinowych w regionie jest potężny. Kina nie ma w Człuchowie, Tucholi, ani w Sępólnie Krajeńskim. Dodając teraz do tego Chojnice okazuje się, że 4 powiaty w regionie pozbawione będą czynnego kina. Jeśli dobrze liczę, to potencjalne wydatki na kino mieszkańców w liczbie ok. 250 tys. pozostaną na rok w kieszeniach naszych ziomków. Niektórzy pewnie pozwolą sobie na wyjazd, od czasu do czasu, do Gdańska lub Bydgoszczy, ale brak kina będzie odczuwalny. Szkoda, że pozwala się na takie zaniedbania. Skoro x gmin, potrafiło złożyć się na wspólne wysypisko śmieci, to może czas złożyć się na porządne kino w Chojnicach?

piątek, 2 września 2016

Zmarnowana szansa

Było o zmarnowanych pieniądzach, teraz "słowo" o zmarnowanych szansach, pewnie nie o wszystkich, ale o jednej dużej wagi.

Od wielu dekad trwają debaty o tym, gdzie też zaczęła się II wojna światowa. Sprawę tę, nieco przez przypadek ustaliliśmy wraz z Andrzejem Lorbieckim pisząc Chojnice 1939, okazuje się bowiem, że wojna wybuchła w Chojnicach o godzinie 4.23. Niemcy wydali swym wojskom rozkaz do ataku na 4.45 1 września 1939, ale na wielu odcinkach frontu prowadzono ataki wyprzedzające, zarówno żeby wykorzystać element zaskoczenia, jak też dla zdobycia dogodnych pozycji dla wojsk. Wiadomo, że do Chojnic na stację kolejową wjechał pociąg pancerny, podstawiony podstępem w miejsce pociągu pośpiesznego relacji Berlin-Królewiec. To właśnie z tego pociągu wyskoczyli żołnierze niemieccy, którzy o 4.23 zaczęli walkę w Chojnicach. Był to przykład wykorzystania przez Niemców polskiej lojalności w dochowywaniu umów międzynarodowych, bo Polacy zapewnili Niemcom prawo wjazdu tego pociągu na stację w Chojnicach. Pociąg ten o 4.15 przejeżdżał w kierunku Chojnic ze stacji Wierzchowo (Firchau) o czym niemiecki dyżurny ruchu poinformował polską stronę. Niemcy wjechali do Chojnic na peron 2 stacji i opanowali na kilka godzin dworzec. 

Niewykorzystaną, zmarnowaną wręcz przez władze lokalne szansą na promocję miasta jest przemilczenie tych ustaleń. Gdybyśmy bowiem potrafili dobrze promować tę prawdę, to Chojnice byłby obecne jako miejsce wybuchu II wojny światowej w historiografii nie tylko polskiej, ale i światowej. Z pewnością nie ma co marzyć o przeniesieniu do Chojnic uroczystości z Westerplatte, nawet nie byłbym zwolennikiem takich pomysłów, ale uważam, że o godzinie 4.23 na chojnickim dworcu każdego 1 września należy prowadzić uroczystości przypominające ten ważny moment w dziejach narodu, który też symbolizuje silne związki Chojnic z ojczyzną. Nie będzie to jednak możliwe przy biernej postawie władz miasta i powiatu. Dlatego jeśli zmieni się władza w Chojnicach, to powinniśmy też pomyśleć o przywróceniu należnego miejsca Chojnicom w historii Polski, a uroczystości na chojnickim dworcu powinny być tak ważne, jak te na Westerplatte.

Niestety chojnicka władza, tylko dlatego, że Wałdoch o czymś pisze, pomija ważne zagadnienia i spycha je na margines. Szkoda, to szkodzi nie mi, ale naszemu miastu. 

Polecam mój artykuł o wybuchu II wojny światowej w Chojnicach: http://pl.blastingnews.com/felietony/2016/09/nieznane-fakty-ii-wojna-swiatowa-wybuchla-w-chojnicach-o-godzinie-4-23-001093319.html .