środa, 8 czerwca 2016

Emigracja zarobkowa z Ukrainy w Chojnicach

Świat się zmienia, ten truistyczny pogląd wskutek obserwacji świata często sobie powtarzamy. I rzeczywiście, obecnie to nie tylko chojniczanie masowo wyjeżdżają na emigrację zarobkową, budują często dzięki temu w Chojnicach rodzinne domy, albo przygotowują sobie, jak mówią miejsce na spokojną starość, ale też w tym samym czasie do Chojnic napływają masowo emigranci zarobkowi ze Wschodu. Współczesna wędrówka ludów dotyczy nie tylko tych, którzy przybywają milionami z Bliskiego Wschodu, ale też i tych wszystkich, którzy przybywają do nas przede wszystkim z Ukrainy. 

Niedawno w Warszawie spałem w hostelu. Dzieliłem pokój z Ukraińcami, którzy opowiedzieli mi o swoimi ciężkim losie. Podobnie jak oni, tak i wielu przecież z nas Polaków wyjeżdżało i wyjeżdża z Polski będąc w beznadziejnym położeniu. Przymuszeni przez los i okoliczności do porzucania życia rodzinnego i naszej wspólnoty lokalnej, uczestnictwa w życiu naszej wspólnoty politycznej, jaką jest przecież naród. To boli i wywołuje uzasadnione frustracje. Sam pracowałem fizycznie na emigracji, wiem jak ciężkie jest to doświadczenie. Młodzi ludzie, którzy mogliby się często stać "solą ziemi", stają się tanią siłą roboczą. Proces ten pogłębia się kiedy przemierzają swoją wędrówkę za chlebem i pracą ze Wschodu na Zachód. Często pracuje się znacznie poniżej własnych kwalifikacji, bo nie są one respektowane w nowym kraju osiedlenia, czy pracy. Zachód, do którego obecnie i my się zaliczamy, zawsze szukał dróg wyzysku wobec ludów niżej rozwiniętych cywilizacyjnie. 

Kilkuset Ukraińców pracuje w Chojnicach, dziś w "Gazecie Pomorskiej" możemy przeczytać o pewnych problemach wynikających z ich sąsiedztwa. Z tego co czytam, władze podjęły już działania o charakterze kontrolnym. Preferowałbym jednak promowanie większej wrażliwości społecznej i akcje mające na celu zbliżenie się z Ukraińcami w przestrzeni publicznej. Są to z pewnością ludzie wartościowi, ale i wyrwani ze swej ojczyzny, która prowadzi wojnę. Każdy z nich ma swoją indywidualną historię, problemy, nadzieje. Skoro jemy mięso od Skiby, to powinniśmy choćby spróbować poznać tych, którzy przyczyniają się do funkcjonowania tego wielkiego zakładu. Obcość wzmaga strach, poczucie zagrożenia dla obu stron. Życie w kieracie - praca fizyczna i przepełniony dom ludźmi, których widzi się też w pracy, przypomina życie obozowe, dlatego powinniśmy umieć podejść do wyzwania rosnącej imigracji zarobkowej w Chojnicach w taki sposób, aby przeciwdziałać powstawaniu w mieście obozów pracy z których korzysta w drodze wyzysku przede wszystkim wielki kapitał. Tracą ludzie, koszty ponoszą przede wszystkim mieszkańcy. Sprawa jest pilna i nie może się zakończyć na akcji kontrolnej, ale wymaga wdrożenia racjonalnego programu przez Miasto i organizacje społeczne funkcjonujące w mieście. Póki mamy jeszcze czas, powinniśmy o sprawie zacząć rozmawiać i organizować się w taki sposób, aby przeciwdziałać negatywnym zjawiskom, które dotykają zarówno imigrantów, jak i rdzennych mieszkańców Chojnic. Prawdopodobnie możemy sobie nawzajem bardzo pomóc, musimy spróbować, to jest po prostu kwestia poczucia naszej odpowiedzialności za to, co dzieje się wokół nas.