wtorek, 15 lutego 2022

Pacta sunt servanda

Umów należy dotrzymywać. 

W 2017 r. spotkałem się z Arseniuszem Finster w jego burmistrzowskim gabinecie w ratuszu, żeby zakopać topór wojenny, żeby spróbować możliwości współpracy i przede wszystkim, żeby doprowadzić do deeskalacji nabrzmiałego konfliktu. Przypomnę, że wygrałem w tym samym roku sprawę sądową z Arseniuszem Finsterem, który oskarżył mnie o pomówienie, była to sprawa karna. Wyciągnąłem rękę do dialogu. W czasie naszej rozmowy i w związku z naszymi ustaleniami, zgodziliśmy się co do tego, że spory należy rozwiązywać między nami - a nie na sali sądowej, ani nie przez trzecie instytucje. Taka była umowa. I ja tej umowy się trzymałem, zgodnie z danym słowem. Nie kierowałem żadnych spraw wobec burmistrza, nigdzie indziej jak tylko przed opinię publiczną - zgodnie z naszą umową, żeby pozostać w konwencji przeciwników politycznych, ale nie wrogów. Jedyne sprawy, które były przeze mnie kierowane do rozstrzygnięcia do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego, dotyczyły spraw formalnych związanych z udostępnianiem informacji publicznej. Arseniusz Finster tej uczciwej gry politycznej nie wytrzymał i umowę zerwał stawiając mi publicznie w czasie ostatniej konferencji prasowej 14 lutego 2022 r. fałszywe zarzuty wyssane z palca nt. tego, że rzekomo gdzieś coś napisałem. Co gorsza, niczym w Procesie Kafki zostałem zaatakowany z urzędu, pomimo tego, że nic złego nie popłeniłem. Zastanawiając się, co tak podpaliło burmistrza, przypuszczam, że były to dwa główne elementy: 1. ujawnienie kłamstw Adama Kopczyńskiego z czasów kampanii samorządowej w 2018 r., kiedy kłamał o swoim wykształceniu; 2. informacja o planowanym referendum lokalnym, którą podałem do wiadomości opinii publicznej w czasie konferencji prasowej Konfederacji na Starym Rynku w Chojnicach. Czy to usprawiedliwia stawianie publicznie fałszywych oskarżeń wobec mnie? Czy to usprawiedliwia pisanie, w mojej ocenie - donosów, na Uniwersytet? Na pewno nie. Burmistrz Chojnic nie akceptuje pluralizmu, nie akceptuje odmienności poglądów, nie akceptuje lokalnej demokracji. Jedyne co akceptuje, to on sam i jego słowa - nie ważne na ile byłby one oderwane od rzeczywistości. To co zrobił wobec mnie jest szkodliwe i nie może się więcej powtórzyć. Dla obserwatorów powinno być oczywiste, że Arseniusz Finster próbuje mnie w ten sposób subordynować, uciszyć i zniechęcić do działalności publicznej. Trzeba mu jednak rozumieć, że działalność polityczna nie jest w Polsce karana, nie jest ścigana i jest w pełni legalna. Burmistrz mojego miasta z którym zawarłem umowę o warunkach rozwiązywania konfliktów, do którego wyciągnąłem rękę, postanowił na mnie donieść na uczelnię domagając się rozmowy dyscyplinującej, ale przy tym stawiając mi fałszywe zarzuty! To jest po prostu nieodpowiedzialne, kuriozalne i dla burmistrza kompromitujące, bo gdybym rzeczywiście napisał gdzieś coś, co mi zarzuca, to mógłbym zrozumieć ten atak i telefony oraz listy do przełożonych, ale jak trzeba być zagubionym w rzeczywistości, żeby wierzyć w coś, czego nie ma i nie było? 

Dlatego zapowiadam, że upublicznię korespondencję burmistrza z moim Uniwersytetem, aby można się było przekonać jak fałszywe i bezpodstawne - bez dowodów na stawiane zarzuty były oskarżenia wysuwane wobec mnie. 

Następnie rozważę podjęcie takich kroków, które skutecznie uniemożliwią burmistrzowi dalsze pomawianie mnie o czyny, których się nie dopuściłem. Pan burmistrz musi zdawać sobie sprawę, że rzucanie fałszywych oskarżeń jest niezgodne z prawem. Chyba, że burmistrz Chojnic zdecyduje się mnie publicznie przeprosić, w trakcie kolejnej konferencji prasowej i odwoła fałszywe zarzuty wobec mnie oraz wyśle odpowiednią korespondencję na mój Uniwersytet w której wyzna swój błąd. Jeśli burmistrz ma nieco honoru, to postąpi właściwie. 

Tytułem podsumowania chciałbym retorycznie zapytać, w co można wierzyć człowiekowi, który łamie dane słowo i który reprezentuje nadal lokalną społeczność? Czuję się nie tylko pomówiony, ale zwyczajnie okłamany i oszukany. O stratach moralnych nie wspomnę.