Jesteśmy świadkami, nie po raz pierwszy, ale w tak wyraźny sposób zakłamywania historii przez lokalnych propagatorów wyższości historii lokalnej, nad historią Polski. Jest to bardzo charaktersytyczna cecha, ludzi takich jak Bogdan Kuffel, Arseniusz Finster, Kazimierz Jaruszewski, Przemysław Zientkowski czy nawet, jak uważam, Robert Wajlonis.
Od lat jesteśmy obserwatorami, jak lokalna władza wchodzi w sferę kultury i nauki, starając się tworzyć dyskurs na temat ważnych wydarzeń w historii miasta i dążąc do jego monopolizacji - stąd narracja o historii nie ma służyć prawdzie, ani jej ujawniać, ale przede wszystkim ma ona być zgodna z celami i interesami chojnickiego ratusza (chodzi o hegemonię kulturową!). Jest to oczywiście obarczone sporym prawdopodobieństwem działań, które mogą mieć charakter cenzorski, ale co gorsza skażone są tzw. prezentyzmem (manipulowanie obrazem historii - teraźniejszość to racja przeszłości, służebność historii wobec interesów politycznych) i recentywizmem (odmowa prawa do interpretacji historii). Obie te postawy są, świadomą, relatywizacją historii.
Najnowszą odsłoną jest spór o nazwę dla miejsc w przestrzeni publicznej. Chojniccy radni PiS zaproponowali bowiem, żeby jedno z rond nazwać rondem im. Romana Dmowskiego. Wcześniej ja, bo już w 2017 roku apelowałem do władz miasta o nadanie nazwy Romana Dmowskiego jednej z ulic w Chojnicach (patrz post: "Chojnice bez Wielkiego Polaka"), oczywiście spotkało się to z milczeniem ze strony ratusza.
Słyszy się obecnie ze strony lokalnej władzy, co powiedział wielce nieprzygotowany do takiej dyskusji Przemysław Zientkowski, że Roman Dmowski był antysemitą i dlatego nie zasługuje w Chojnicach na rondo swojego imienia. Dlatego warto może byłoby wyjaśnić Zientkowskiemu i opinii publicznej kilka kwestii.
Po pierwsze nie byłoby Pomorza Gdańskiego i Chojnic w Polsce, gdyby nie działania, postawy i wystąpienia Romana Dmowskiego w czasie Konferencji Wersalskiej, gdzie decydowały się losy Polski po I wojnie światowej, ale szczególnie decydowano o przynależności ziem spornych do nowopowstałego państwa polskiego. Roman Dmowski w swoich licznych pismach podkreślał, że Pomorze Gdańskie i Wielkopolska to najbardziej wartościowe ziemie, nie tylko pod kątem gospodarczym, ale przede wszystkim społecznym, bo zajmują je Polacy, którzy są bardzo dobrze zorganizowani i ich kultura stoi na wysokim poziomie. Dlatego walczył o przynależność Pomorza Gdańskiego w tym Chojnic do Polski. Delegacja Polska podjęła w Wersalu nawet starania o przyłączenie do Polski Człuchowa i ziemi człuchowskiej oraz złotowskiej, ale to się nie powiodło. Już z tego samego faktu, że Roman Dmowski walczył o przynależność Chojnic do Polski należałoby nadać jakiemuś godnemu miejscu w przestrzeni publicznej nazwę Romana Dmowskiego.
Przywołany antysemityzm Dmowskiego jest swoistą hiperbolą jego myśli politycznej. Dmowski - co piszę z pełną odpowiedzialnością - antysemitą nie był, ale na pewno był przeciwnikiem asymiliacji Żydów w Polsce. Co więcej, Dmowski wielokroć wołał i pisał o sprawiedliwe traktowanie Żydów i angażował się dobroczynnie na rzecz Żydów. Taki więc z Dmowskiego był antysemita, jak z Zientkowskiego prawicowiec, samorządowiec i demokrata. Dmowski, co dobrze jest udokumentowane - nie był też rasistą, nie promował rasizmu, ani nie promował szowinizmu narodowego (nie wywyższał narodu polskiego nad inne narody). Kwestię zaś żydowską Dmowski podejmował jako kwestię ekonomiczną - walki o prymat gospodarczy Pokaków nad wpływami lobby żydowskiego w II RP.
Te brednie o antysemityzmie i nadinterpretacje głoszone przez lokalnych "mędrców", wpisują się dobrze w propagandę ludzi takich jak Jan Tomasz Gross i jego paszkwile takiej jak "Złote żniwa". Warto w tej mierze kliknąć tutaj i posłuchać innego cytatu z Dmowskiego, zgodnie z którym Dmowskiemu na sercu leżały napięte stosunki polsko-żydowskie i chęć ich racjonalnego rozwiązania, aby uniknąć tragedii.
Lokalna elita ma jednak uczulenie na idee narodowe, i walcząc z nimi zasłania się hasłami faszyzmu i antysemityzmu, które są powszechnymi straszakami i wystarczy je publicznie rzucić w kierunku oponentów, aby zakończyć dyskusję choćby nad najbardziej merytoryczną kwestią.
Warto więc przypomnieć tym krytykom antysemityzmu powszechnego, że sami wywyższali już w niedalekiej przeszłości antysemitów i brali ich za patronów przestrzeni publicznej w Chojnicach. Przykładem może być tutaj postać Juliana Rydzkowskiego, którego wypowiedzi były całkowicie antysemickie, ale nie przeszkodziło to władzom miasta w wydatkowaniu środków publicznych na ustawienie pomnika Rydzkowskiego i ławeczki w Parku 1000 lecia. O czym pisałem więcej tutaj i tutaj.
Czy wynika z tego, że lepszy jest w oczach lokalnych "historyków" i lokalnego układu władzy antysemityzm lokalny od antysemityzmu ogólnopolskiego? Oczywiście że tak!
Dmowski był postacią wielkiego formatu i jeśli krytykował Żydów, to tę krytykę wyprowadzał wobec warunków polskich w II RP. Bez zrozumienia tego kontekstu nikt nie powinien pisać o antysemityzmie Dmowskiego. Dziś przecież też, jeśli krytykujemu działania Izraela w Strefie Gazy, to możemy być uznani za antysemitów.
Więc o co chodzi lokalnemu układowi władzy? Odpowiedź zdaje się być wyraźna, i leży przed nami jak na dłoni. Otóż w Chojnicach nie ma i nie będzie nigdy miejsca dla upamiętnienia Wielkich Polaków i Wielkich Czynów - dopóki rządzi ta pseudoelita, będąca mariażem postkomuny, ze współczesnym pomyleniem. W Chojnicach bowiem, w perspektywie tego niskiego gremium, jest tylko miejsce dla lewacko-niemieckiej propagandy historycznej.
Stąd nie będzie ronda im. Romana Dmowskiego, ale jest miejsce dla Placu Emsdetten, czy miejsce dla wystaw promujacych dziedzictwo pruskie. Najgorszym elementem tego postępowania jest to, że jest to systemowo - w sferze lokalnej - działanie antypolskie, budujące jakieś przekonanie u odbiorców, że Chojnice z Polską mają tyle wspólnego co nic, bo zawsze były miastem krzyżacko-prusko-niemieckim. Co jednocześnie tej lokalnej wierchuszce nie przeszkadzało sięgać po dyplomy w Moskwie i kłaniać się przed Czerwoną Gwiazdą Sowietów.
Ciekawe jest też to, że władze miejskie, tak zaciekle walczące z rzekomym antysemityzmem, nigdy dotąd i w żaden sposób nie upamiętniły społeczności żydowskiej Miasta Chojnice, a inicjatywy służące przywołaniu tej pamięci skutecznie przemilczały.
I jeszcze jeden ważny argument, jak to jest, że w Warszawie czy innych wielkich miastach RP, Dmowski jest patronem ulic, rond, skwerów, a nawet ma swoje pomniki, ale w Chojnicach jest uznany za persona non grata? Czy tylko w Chojnicach mamy tak świadomą i czujną władzę, aby dać odpór powszechnemu antysemityzmowi? Lokalni propagatorzy układu finsterowego, nawet nie wiedzą, że popadają w śmieszność i robią z Chojnic przykre pośmiewisko na całą Polskę. Im przecież nie przeszkadza wynosić na ołtarze dawnych komuchów, sowieciarzy i ORMOwców, ale już o Wielkich Polakach - słyszeć nie chcą.
Dlatego Finster musi odejść!