Świat kolorowany jest przez władze repertuarem pięknych słów, które następnie przyjmują zupełnie inny obraz w warunkach rzeczywistych. Przykładem jest kwestia konsultacji społecznych o których się mówi, o których się pisze, ale których właściwie nikt nie chce. Zarówno władze, jak i społeczeństwo są im niechętne. Chcą ich tylko aktywne jednostki. Warunki lokalne są tak opresyjne, że twierdzenie o możliwości zaistnienia realnych konsultacji społecznych jest idiotyzmem. Bierne, otumanione i zastraszone jednostki, bo te rzutkie najczęściej miasto już opuściły, do tego na ten obraz składają się rzesze przedsiębiorców małych i dużych, których istnienie nie ma nic wspólnego z gospodarką wolnorynkową, a raczej pod płaszczem "wolnej działalności" są to zwyczajnie "miejskie przedsiębiorstwa komunalne", gdyby miasto im nie dało zleceń przestają jutro istnieć. Plus rzesze urzędników i ich rodzin. Czy w tych warunkach ktokolwiek "ze społeczeństwa" podejmie konsultacje z "władzą"? Władza ma w szachu lokalną społeczność i w jej interesie jest utrzymywanie tego stanu, jak najdłużej. Zrozumieć, co się dzieje, znaczy uświadomić sobie skalę procesu, któremu nie sposób się przeciwstawić. Z góry przepraszam za porównanie, ale bardziej obrazowego nie znajduję. Proponowane przez władze społeczeństwu konsultacje społecznego, to jak zaproszenie do dyskusji o formach i rodzajach eksterminacji, które podejmowali oprawcy, zaproszenie, które wystosowują zresztą oprawcy.
Jest to praktyka z której nie ma żadnego wyjścia, nie ma sposobu, aby w dialogu z obecną władzą zmienić rzeczywistość utrwaloną przez kilkanaście lat rządów tej władzy, dlatego każdy dialog powinno się zarzucać na rzecz zachowania własnej integralności i możliwości nieskrępowanych działań. Tylko takie podejście gwarantuje, z czasem, powstanie niezależnych środowisk zdolnych do realnego dialogu z władzą, poprzez jej zastąpienie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz