poniedziałek, 21 czerwca 2010

GONGO - paradoks społeczństwa obywatelskiego?

Założeniem tego artykułu jest scharakteryzowanie akronimu GONGO oraz wykazanie poprzez tę charakterystykę paradoksu społeczeństwa obywatelskiego w tym kontekście. Ów paradoks to dążenie do zniewolenia i totalitaryzmu pod pozornym rozwojem wolności. Wydaje się, że dobrze znane nam pojęcie „organizacja pozarządowa” nie kryje w sobie żadnych niespodzianek. A, jednak NGO oddaje nazwę niebezpiecznego tworu w naszym społeczeństwie. Jest nim tytułowy GONGO, który niczym koń trojański znalazł się w naszej codzienności społeczno – politycznej i skrywa przerażającą prawdę o mechanizmach i praktykach działań polityków. Szczególnie na szczeblu samorządowym, co jak próbuję wykazać może być początkiem zamachu na ideały społeczeństwa otwartego (obywatelskiego).



Wstęp

Akronimy mają to do siebie, że stają się czytelne dopiero kiedy funkcjonują już jakiś czas w świadomości społeczeństw lub społeczności. W Polsce każdy już chyba potrafi rozszyfrować akronim NGO (ang. non – governmental organization), czy też mnogo NGO’s. Przecież wiele się dziś mówi o tzw. [endżi – osach], czyli organizacjach pozarządowych. To właśnie one mają być esencją społeczeństwa obywatelskiego opartego na idei samoorganizacji i nieskrępowanej działalności społecznej poza inwencją i interwencją państwa. W Polsce niestety w organizacjach pozarządowych działa zaledwie ok. 13% dorosłych obywateli, wliczając w to tych którzy działają również w związkach religijnych i wyznaniowych. Tutaj też dodam, że w działalność polityczną angażuje się w Polsce zaledwie (co piszę z pełną świadomością) ok. 1,7% dorosłych Polaków w skali rocznej ( w Niemczech 3,9% ,Szwecji 5,0%, Hiszpania 5,1%, Cypr 10% obywateli). Natomiast w pracę w organizacjach typu stowarzyszenie, fundacja, czyli w tzw. działalność nie – polityczną angażuje się 4,5 % . Moja hipoteza jest następująca: Polacy za cennę złudnej apolityczności w większej mierze angażują się w pracę stowarzyszeń aniżeli w pracę czysto polityczną. Ten trend od dawna jest znany politykom, dlatego sami często inicjują działalność stowarzyszeniową, najczęściej na szczeblu samorządu, lub poprzez pośredniczenie w zakładaniu placówek wielkich organizacji pozarządowych – które faktycznie są w całości finansowane z pieniędzy publicznych. Tutaj właśnie tkwi niebezpieczeństwo na pozostanie osobą wykorzystaną w celu nieświadomego „zarabiania” na kapitał polityczny inicjatora takich działań. Niestety zagrożeń jest więcej, bo i więcej jest ofiar tych działań. Szczególnie ci, którzy nie angażują się w ogóle ulegają spektaklowi , którego właściwie nie rozumieją, choć zań płacą.
Proszę zwrócić uwagę na charakter dzia

GONGO

Przyjąć można, że GONGO to akronim od słów Government Organized (lub Operated) Non Governmental Organization, czyli w przeciwieństwie do organizacji pozarządowych, rządowo zorganizowana (prowadzona, sponsorowana) organizacja pozarządowa. Zanim zacznę podawać przykłady czym w praktyce jest GONGO i jak pracuje, to może wspomnę tylko, że takich organizacji nie brakowało w Polsce do 1989 roku. Niestety, paradoksalnie, lata wolności to bujny rozwój GONGO w Polsce. Nie jest moim zamierzeniem, w tym artykule, wskazywanie na gruncie polskim organizacji, które idealnie wpisują się w ramy funkcji jakie pełni GONGO. Jednak zamierzam właśnie te funkcje tutaj zaprezentować, a tym samym oddać takową ocenę czytelnikowi, obywatelowi, który obserwuje życie społeczno – polityczne.
Moises Naim wskazuje kilka organizacji pozarządowych, które spełniają kryteria ( o których klasyfikacji poniżej) GONGO. I tak, Myanmarska Federacja Spraw Kobiet (Myanmar Women’s Affairs Federation), Nashi – grupa młodych Rosjan popierających Putina, czy też Sudańska Organizacja Praw Człowieka (Sudanese Human Rights Organization) czy też Główne Stowarzyszenie Koreańczyków w Japonii (General Association of Korean Residents in Japan) są organizacjami pozarządowymi zorganizowanym przez rządy, bądź przez nie „po cichu” sponsorowanymi. Jak wskazuje M. Naim, tego typu organizacje rozwijają się na całym świecie w zawrotnym tempie. Występują również w USA jak Narodowa Fundacja na Rzecz Demokracji ( The National Endowment for Democracy). M. Naim postuluje stworzenie międzynarodowej metody oceniania stopnia uzależniania organizacji pozarządowych od wpływów rządowych .
Według Elizabeth Knup istnieją dwie metody ilosciowe do odróżniania prawdziwych NGO’s od GONGO’sów. Pierwszą z nich jest procent otrzymywanych dotacji z budżetu państwa (lub samorządu czy też innych organizacji pozarządowych – M. W.), drugi to ilość osób związanych z rządem (czy też samorządem – M. W. ), które uczestniczą w pracach zarządu czy grupy decyzyjnej w konkretnej organizacji. Również powinno się rozważać to, kto daną organizację zakładał. Niestety zdarza się i tak (tutaj charakteryzuję przykład chiński), że organizacja pozarządowa właściwie jest powołana do życia tylko po to, aby wykonywać obowiązki wcześniej powierzone administracji rządowej (samorządowej – M.W.) pod szyldem organizacji pozarządowej .
W tym świetle, oczywistym stają się zagrożenia jakie mogą za sobą nieść wspomniane wyżej praktyki. Dla usystematyzowania wprowadzę klasyfikację kategorii, których występowanie może sygnalizować istnienie w danej organizacji pozarządowej „(samo) rządowego wirusa”:

1. Wśród członków założycieli pracownicy samorządów, administracji państwowej, samorządowcy (posłowie, radni).
2. Duży udział publicznego dofinansowania działalności (nawet jeśli mówimy o tzw. projektach, czy programach).
3. W działalności przejawianie tendencji do współpracy z władzą, lokalną czy centralną. Podejmowanie wspólnych akcji i działań, mających w rzeczywistości na celu wzajemną promocję medialną i tworzenie „spektaklu”.
4. Wysoki stopień uzależnienia od świata zewnętrznego (poddawanie się jego oddziaływaniu, bez prób samodzielnego kształtowania rzeczywistości społeczno – politycznej). Podtrzymywanie status quo.
5. NGO bez osiągnięć w dłuższej perspektywie czasu, co dobitnie wykazuje jego słabość i skłonność do „bycia przejętym”.
6. W zapisie działalność danego NGO brak jakiejkolwiek informacji o krytycznych działaniach czy wypowiedziach w stosunku do organów władzy i zastanej sytuacji.
7. Dossier danej organizacji wykazuje, że jest ona „trampoliną polityczną”. (Niestety tutaj mamy pewien paradoks, bowiem stowarzyszenia w ogóle zwiększają kanał rekrutacji do elit politycznych, z drugiej strony proces ten może ułatwiać politykom infiltracje ich działalności i próby uzależnień sektora pozarządowego).
8. Samodzielne wystawianie komitetów wyborczych czy bezpośrednie kierowanie członków organizacji na listy jakiejś organizacji politycznej. (Tutaj jest pewna zawiłość co do funkcjonowania organizacji pozarządowych w Polsce. Mój postulat jest taki, że żaden podmiot uchodzący za NGO, nie powinien wystawiać bezpośrednio kandydatów czy tworzyć list wyborczych. Tutaj pojawia się pytanie o umożliwienie w przyszłości rejestracji partii politycznych – na szczeblu samorządowym).

Ważnym jest też charakter działalności danej organizacji, bowiem wiadomo, że inaczej rzecz będzie się miała z organizacjami religijnymi, a inaczej ze sportowymi czy tymi związanymi z kulturą. Jednak nie podlega wątpliwości, że unikanie kontaktów z władzą i jej przedstawicielami może daną organizację uchronić przed spadkiem jej wiarygodności w oczach społeczeństwa (jako niezależny NGO) i przed utratą tożsamości zbudowanej wokół wykonywania celów statutowych, które w założeniu nie mogą promować współpracy i współdziałania z władzą, lub wręcz wyręczania jej w pewnych obowiązkach, czy promowania jej przedstawicieli. Przedstawiciele władzy, centralnych organów czy też samorządowych muszę podlegać permanentnej krytyce. Każda próba „kolaboracji” z władzą to szkoda dla społeczeństwa obywatelskiego. Urzędników i organy władzy trzeba nauczyć, że kapitał polityczny tworzy się na organicznej pracy, a nie na „rozmowach o niczym”. Szukanie poparcia w blasku działalności organizacji pozarządowych i tym samym tworzenie pozoru ich apolityczności jest rzeczą destrukcyjną wobec milionów potencjalnie chętnych do działalności ludzi młodych.
Niewątpliwie spora rola w rozpoznaniu GONGO’sa przypada narzędziom teorii z zakresu nauk społecznych, przede wszystkim ciężar tej pracy powinien spoczywać na teorii krytycznej i krytycznej analizie dyskursu, co poza rozważaniami aspektów formalnych działalności danych organizacji może być pomocne w uchwyceniu treści ideologicznej działalności danego stowarzyszenia jak i identyfikacji możliwych źródeł wszelkich inspiracji działania.
Obserwując życie społeczne w małych społecznościach lokalnych, ciężko jest zidentyfikować choćby jedną organizację, która nie jest GONGO. W dużej mierze wynika to z tego, że są w małych społecznościach w Polsce trzy typy organizacji, ze względu na wielkość:

1. organizacje kadrowe,
2. organizacje formalnie istniejące i działające,
3. organizacje formalnie istniejące i uśpione.

Pierwszy typ takiej organizacji, pomimo rozwiniętej kadry i działalności jest również niezwykle narażony na ingerencje czy działania zewnętrzne ludzi ze świata polityki. Wiadomo powszechnie, że etaty w stowarzyszeniach istnieją wtedy tylko, jeśli stowarzyszenie realizuje jakiś program w ramach funduszy innych większych stowarzyszeń, funduszy – konkursów samorządowych czy też dofinansowań budżetowych (co rzadko się zdarze). Nie będę tutaj rozważał zagadnień 1%, czy darowizn.
Drugi typ organizacji, to organizacje w dużej mierze bez osiągnięć, będące na tak zwanym dorobku.
Trzeci typ, to organizacje często już borykające się z problemami natury formalno – prawnej, będące w faktycznym stanie likwidacji, lecz uchodzą w społeczności za uśpione.
Optuje za modelem drugim, i odrzuceniem dofinansowań publicznych w jakiejkolwiek formie.
Całość prezentuje nam nieciekawy obraz. Organizacje pozarządowe wydają się być po prostu przedsionkiem polityki i jej listkiem lakmusowym, może stąd ta niechęć społeczna do tego typu działalności? W społeczeństwie polskim może to być głęboko zakorzeniona tendencja wyniesiona z poprzedniego systemu, przecież każdy się orientował komu i czemu służą stowarzyszenia, dziś każdy żyje w ułudzie wolności za publiczne pieniądze.
Lekarstwem na taki stan rzeczy jest polityka samoorganizacji i nowego modelu społeczeństwa obywatelskiego. Zwyczajnie jeśli chcę działać to wraz z innymi, którzy tego chcą działam pro publico bono, a moją pracę traktuję jako przywilej nie jako nagrodę i cyniczną drogę do świata polityki, wpływów i pokątnych, zakulisowych, interesów.

4 komentarze:

  1. Ciekawy artykuł. Nie sposób jednak się zgodzić z Panem, Panie Marcinie, gdyż najnormalniej w świecie posuwa się Pan do granic absurdu. Kilka punktów zasługuje na szczególną krytykę:
    1. Odbiera Pan osobom z bardzo szeroko pojętego kręgu „władzy” prawo do stowarzyszania się i działania w ramach organizacji pozarządowych, co jest pogwałceniem podstawowych zasad demokratycznych. W sumie to bardzo pejoratywnie ocenia Pan osoby związane z „władzą” sugerując, iż wszelkie ich działania w ramach NGOsów są podyktowane zbiciem kapitału politycznego. Zakłada Pan, iż ludzie ci nie posiadają zainteresowań, chęci do pracy społecznej, dobrej woli?
    2. Sprzeciwia się Pan jakiejkolwiek formie wsparcia działalności NGOsów ze źródeł publicznych oraz namawia do unikania kontaktów z „władzą” zupełnie zapominając że NGOsy wg przepisów prawa mają realizować cele społecznie pożyteczne. Władza również ma działać na rzecz społeczności i społeczeństwa, więc współpraca pomiędzy tymi podmiotami jest ze wszech miar pożądana. Inaczej czeka nas rozproszenie działań, konflikty, niezdrowa konkurencja. Również finansowe wspieranie NGOsów przez władze wynika z tej zbieżności zadań – dofinansowywane są działania, które w innym przypadku realizować powinien rząd czy też samorząd, bo to zadanie publiczne (kultura fizyczna młodzieży, organizacja działalności kulturalnej itp.). Organizacje mogą jedynie zaproponować innowacyjne formy realizacji tych zadań, swoją kadrę, doświadczenie etc. Zaryzykowałbym twierdzenie, że ta współpraca jest nieunikniona – by wspomnieć współorganizowane przez Pana przedsięwzięcia, np. lutowe spotkanie w domu kultury (pańskiemu stowarzyszeniu udostępniono salę, która przecież kosztuje).
    3. Nakazuje Pan NGOsom krytykowanie władzy czy jej kontestowanie. Oczywiście – jeśli „władza” czyni szkodę obywatelom, nie realizuje celów społecznie użytecznych, to krytyka jest uzasadniona. Tylko czy krytyka taka nie będzie po prostu działalnością polityczną, a nie działalnością społeczną? Przykład Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy czy Caritasu – przecież te organizacje od dawna wyręczają władzę w organizowaniu działań z zakresu opieki zdrowotnej i pomocy społecznej. Właściwie mogłyby ograniczyć swą działalność do krytykowania faktu niewywiązywania się państwa z konstytucyjnych obowiązków, wolą jednak działać, a nie uprawiać politykę.

    Rozumiem myśl przewodnią artykułu i w sumie można się zgodzić – upolitycznienie NGOsów szkodzi aktywności społecznej obywateli. Autor jednak wylewa dziecko z kąpielą. Sam Pan zauważa, że praktycznie nie sposób znaleźć organizację, która nie jest wg Pana kryteriów GONGO. Tu trzeba zauważyć, że przedmiotem zainteresowania Elizabeth Knup są organizacje chińskie. To jednak trochę inne realia niż polskie. Pan w dodatku rozszerza definicję GONGO o organizacje związane w jakikolwiek sposób z samorządem. Faktycznie wychodzi z tego czarny obraz, gdy przyjmuje się Pański punkt widzenia. Wydaje mi się, że sam wpada Pan w pułapkę – krytykuje pan upolitycznienie NGOsów na blogu, któremu nadał Pan miano „politycznego”. Publicznie poparł Pan w wyborach prezydenckich jednego z kandydatów. Jednocześnie jest pan prezesem NGOsa. A może PONGOsa?

    Natomiast zaproponowane przez Pana „lekarstwo” to dobra droga: samoorganizacja, zrzeszanie się osób działających pro publico bono. Im silniejszy i wiarygodniejszy sektor pozarządowy, tym mniejsze zagrożenie jego polityzacją i uzależnieniem od środków publicznych.

    OdpowiedzUsuń
  2. ziękuję za lekturę. Odpowiem, dla porządku moich myśli od tego co najpewniej za chwilę mogłoby mi z nich ulecieć. Przykładajać do Pana komentarza, zacznę od końca - rzeczywiście poparłem publicznie Jarosława Kaczyńskiego jako kandydata na prezydenta. Niemniej, nie zrobiłem tego jako prezes Stowarzyszenia Arcana Historii, a tylko jako Marcin Wałdoch - no ale tutaj też mamy paradoks, nie jestem w stanie wystąpić jako osoba prywatna. W przyszłym roku są wybory nowego Zarządu SAH, więc mogę się spodziewać głosów przeciwko mojej osobie właśnie przez wzgląd na to działanie. Blog nie ma miana "politycznego", a tylko prezentuje treści życia społeczno - politycznego ( i to w ograniczonym zakresie, bo małą aktywnością się tutaj wykazuje). A teraz, od początku Pana komentarza:
    Ad. 1. Myślę, że stanem idealnym byłoby gdyby ludzie "władzy" w czasie jej sprawowania nie udzielali się w organizacjach społecznych. Niemniej racją jest,że w dzisiejszych realiach moje założenie zasługuje na miano absurdu, bo kto miałby ich zastąpić? Rzeczywiście myślę, że działalność wielu osób z Rady MIasta, czy powiatu choćby w Chojnicach udowadnia to jak patologicznym jest obecnie układ na linii radny i tym samym społecznik. To jest proces zbijania kapitału politycznego. Problem pozostaje taki sam - jak uaktywnić osoby bierne społecznie? No na pewno nie da się namówić na działalność ktoś, kto zdaje sobie sprawę ,że Panowie X czy Y zbijają kapitał polityczny przez organizację, którymi zarządzają. Łagodniejszą wersją mojego postutaltu byłoby po prostu ustopięnie z władz stowarzyszenia na czas pełnienia funkcji radnego (też skądinąd społecznej, a pamiętajmy, że czas determinuje wszystko).

    OdpowiedzUsuń
  3. Ad. 2. No, tak prawo...Proszę wziąć tylko pod wzgląd, że ja nie mówię o poruszaniu się w zakresie już ustanowionego prawa, tylko proponuję rozwiązania, które nie mają go łamać, a raczej idee które mają wpłynąć na zmianę prawa i praktyk społecznych. Dziękuję za przywołanie lutowego spotkania, to prawda, sala kosztuje. A i kosztuje też utrzymanie siedziby Stowarzyszenia Arcana Historii - gdzie płacimy niewielkie pieniądze, bo siedziba jest w sumie utrzymywana z naszych podatków. Staram się zwrócić uwagę na problem w skali makro. Pewną ewolucję mentalną trzeba nam zacząć od skali mikro, ale każdy z nas musi wiedzieć, że problemy o których mówimy nie mogą być rozwiązane w ramach systemu w którym funkcjonujemy. Zmiana mentalności to jedno - ale jako wypadkowa do zmiany, a nie łamania prawa. Kiedyś istniał feudalizm i udało się to zmienić, człowiek rozwija technologię, więc myślę, że nic nie stoi na przeszkodzie, żeby rozwijać i ulepszać jakość życia społecznego.

    Ad. 3. Krytyka nie jest działalnością społeczną, do póki nie uprawia się polityki - czyli nie dążymy do celu jakim jest osiągnięcie władzy samej w sobie. Świadome pozostawienie siebie jako działacz społecznego na bocznym torze polityki jest chyba najlepszym rozwiązaniem. Można głosić postylaty czysto normatywne. Domgać się zmian. Ale nie musi się to od razu wiązać ze startem do Rady MIasta, Sejmu , etc. To się jakoś tak zniekształcić obraz w Polsce i ja parafrazując Pana pytanie odnośnie tego czy uwaząm,że ludzie władzy nie mogą, nie mają, dobrych intencji działając społecznie pytam: Jak Pan uważa, czy działacze społeczni wszyscy mają jedną intencje - stać się politykami, i dorwać się do władzy, nikt z nich nie działa pro publico bono? Nie przepadam za Owsiakiem, ale przyznaję rację jest to przykład właśnie działalności bez ambicji politycznych - no ale czy jedna Orkiestra zbuduje nam społeczeńśtwo obywatelskie dzięki jednorazowym odruchom solidarności z ludźmi dotkniętymi przez los, choroby, etc.?

    Miałem tę przyjemność być w Chinach. Rzeczywiście rozbieżności jest wiele. Przywołałem Knup, bo to jedna z niewielu autorek , które w ogóle porusza kwestie GONGO - a mi raczej chodzi o pokazanie jak funkconuje mechanizm, ale przychylam się do uwagi, że w Polsce to wygląda z pewnością inaczej. Proszę mi jednak zawierzyć, że nieco już obyłem się z NGO'sami w Polsce, dlatego napisałem, że GONGO pasuje prawie do wszytkich. Kwestią jaka się nasuwa jest konieczność stworzenia skali bycia, bądź też nie bycia GONGO przez różne organizacje. Tutaj jednak potrzeba czasu na badania, jakościowe i ilościowe życia polskich organizacji. Tematu GONGO na pewno nie porzucę i będę publikował artykuły omawiające to zagadnienie. Tym bardziej, że problem w polskiej literaturze politologicznej i socjologicznej jest całkowicie pominięty. W politologii, funkconuje akronim QUANGO - to takie organizacje pozarządowe, o których wszyscy wiemy, że zostały powołane przez rząd i nie ma w tym żadnej tajemnicy. GONGO to patologia życia społecznego i jedno co łączy w tym zakresie Chiny i Polskę, to to, że są one trampolinammi do świata polityki i kręgów władzy, czyli ich działalność nijak się ma do celów statutowych. Wiele mógłbym o tym pisać...i pewnie napiszę.


    Dziękuję za rzeczowy komentarz. W nowym "Słowie Młodych" ukaże się tekst o GONGO - nieco zmodyfikowana wersja tego co na blogu, zapraszam do lektury.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Miało być: Ad. 3. Krytyka (jako NGO wobec władzy)nie jest działalnością polityczną, do póki nie uprawia się polityki

    OdpowiedzUsuń