Niewielu z nas wyobrażało sobie zapewne sytuację w której burmistrz Chojnic będzie miał swojego asystenta ds. nauki. Pewnie spodziewacie się innej treści. Nie, nie będę się wyżywał na asystencie. Chciałbym zwrócić Waszą uwagę na inny fakt.
Otóż najczęściej kiedy myślimy o powołaniu koordynatora, asystenta, kierownika, menadżera itd. to zrobimy to ponieważ jest czym zarządzać i co koordynować, co więcej istnieje taka potrzeba lub prawdopodobnie zaistnieje ona w bliskiej przyszłości. Stąd jeśli myślimy o jakimś projekcie, to powołamy menadżera projektu, a jak o produkcie i jego promocji to powołamy menadżera produktu. Kiedy trzeba nam lepszej współpracy zespołów to powołamy koordynatora, itd. Muszą więc istnieć jakieś sensowne przesłanki dla tworzenia takich stanowisk i wydatkowania pieniędzy.
Stąd sprawę asystenta ds. nauki przy burmistrzu Chojnic traktuję jako swoiste studium przypadku złego zarządzania miastem.
Kiedy zastanowimy się nad czymś takim jak środowisko naukowe w Chojnicach, to nie tylko przez wzgląd na refleksję, ale i w wyniku rzetelnej analizy danych wnioskować można, że takiego środowiska w Chojnicach nie ma.
Nie dość, że w bazach indeksujących najlepsze publikacje jest bardzo mało, znanych mi, chojniczan, to spośród, nazwałbym to "obozu władzy", czyli ludzi związanych jak Kazimierz Ostrowski z ratuszem i publikujących po prostu nie ma. Co interesujące nawet dr hab. Janusz Gierszewski w indeksie Hirscha ma magiczne 0 (przy 3 wykazanych publikacjach), to znaczy, że jest po prostu niecytowany przez innych uznanych naukowców, którzy wydawaliby swoje prace w dobrych czasopismach, czy tez byliby autorami doskonałych monografii. Nie jest to jednak problem jednej osoby, a całego środowiska, bo w bazach nie ma też dra Przemysława Zientkowskiego (asystenta, którego indeks Hirscha nie wykazuje, a co więcej nie ma jego publikacji w Google Scholar), nie mówiąc o Arseniuszu Finsterze (i jego rosyjskim dyplomie kandydata nauk, które publikacje to raczej imaginacja jego ego, aniżeli fakt). Nie ma też wielu innych osób, które coś tam w Chojnicach wydają, uchodząc za lokalne guru.
W owych bazach sprawdziłem też pracowników chojnickiego szpitala, w międzynarodowych bazach jest pięciu pracowników, którzy mają stopnie dra nauk medycznych. Niestety tylko dwóch ma indeks hirscha większy jak 0. Sukces i tak, że jest ich pięciu w bazach, a dwóch jest cytowanych.
Jeśli więc chodzi o chojnickie środowisko, szumnie zwane "środowiskiem nauki", to jest to raczej kilka osób o niewielkim dorobku naukowym. Inną sprawą jest środowisko naukowe chojniczan, którzy są poza Chojnicami, a czasami poza Polską. W tym względzie naprawdę jest się czym pochwalić (choćby tym, że to ludzie z Chojnic). Nie są oni jednak w Chojnicach i nie tworzą tutejszego, powiedzmy, dorobku intelektualnego. Znam spośród nich osoby ok. 30 roku życia, które w Indeksie Hirscha mają ok. 3 punkty, co jest ogromnym sukcesem. Mój dawny sąsiad z Chojnic ma indeks Hirscha 6!!! Ale do Chojnic zajeżdża jedynie w odwiedziny.
Stąd moja propozycja jest taka, nie marnujmy pieniędzy publicznych na bezsensowe inicjatywy. W Chojnicach nie stworzymy żadnego środowiska naukowego, jedno co możemy zrobić, to umożliwić wybranym osobom rozwój, wspomóc go i pchnąć te osoby do dużych ośrodków akademickich, do ośrodków nauki. W Chojnicach nie ma nawet biblioteki z prawdziwego zdarzenia, a jak patrzę na skalę badań, choćby w znanych mi naukach społecznych, to opierają się one o jednostki choćby takie jak dr hab. Jacek Knopek (indeks Hirscha 3, publikacji 51). Jednak, jedna osoba nie tworzy środowiska, poza tym Pan profesor przebywa przecież także poza Chojnicami. Nikt nie prowadzi w Chojnicach badań w zakresie nauk społecznych, natomiast ilość tematów godnych podjęcia jest oczywiście ogromna. Wątpliwe jednak, aby można je było podjąć w oparciu o Urząd Miejski (który nie ma uprawnień do promocji naukowych przecież), a tym bardziej nie ma funduszy na nic poza piłką nożną.
Sytuacja więc w której się znaleźliśmy jest taka, że najlepszym rozwiązaniem jest wsparcie działań organizacji pozarządowych, które zajmują się wydawnictwami lokalnymi, to w jakiś sposób może stworzyć pas transmisyjny opracowań naukowych do szerokiej rzeszy mieszkańców. Jednak na koordynację środowiska nie ma co liczyć, tego środowiska w Chojnicach nie ma.
Jeśli o mnie chodzi to indeks Hirscha od niedawna wykazuje i mnie (1 publikacja) i jeśli dobrze się orientuję wkrótce lista moich publikacji wykazywanych urośnie w tym roku przynajmniej o 4 w tym 2 anglojęzyczne. Jak wygląda stan nauki w Chojnicach, każdy z Was może sam sprawdzić, wystarczy ściągnąć na komputer oprogramowanie Publish or Perish i tam przekonacie się, na jak kruchych nogach stoi nauka w Chojnicach. Zamiast mówić o asystencie ds. nauki i na to wydawać pieniądze, to raczej postawiłbym więc te środki na rozwój określonych ludzi w ramach prac organizacji pozarządowych i to mogłoby mieć realny efekt, choćby w postaci kolejnych interesujących publikacji. Gdyby w Chojnicach istniało środowisko nauki, to byłoby ono w stanie wygenerować dane choćby przy okazji budowani strategii rozwoju Chojnic, a takich danych nikt nie przedstawił. Zresztą w Chojnicach ludzi nauki można policzyć na obu dłoniach, a to naprawdę za mało, tym bardziej, że są to osoby - przedstawiciele bardzo różnych dyscyplin. Prawda jest okrutna, Ci spośród chojniczan, którzy rzeczywiście wnoszą coś do rozwoju nauki funkcjonują poza Chojnicami. Rola asystenta jest niepotrzebna temu miastu, podobnie jak baszto - galeria Jutrzenki - Trzebiatowskiego, to miasto potrzebuje innych rozwiązań dla swojego rozwoju.
Ten post nie jest deprecjacją czyichkolwiek osiągnięć i proszę go za taki nie odbierać. Jest to zwyczajnie zimne wejrzenie w rzeczywistości parametryzacji osiągnięć naukowych z poziomu globalnego w odniesieniu do naszej przestrzeni miejskiej. Doceniam pracę i trud każdej wymienionej przeze mnie osoby, ale nie twórzmy iluzji. Nie jesteśmy miastem akademickim, nie mamy własnej kadry naukowej i nie wytworzymy jej tutaj, a tym bardziej nie zatrzymamy tutaj nikogo bo nie ma przy czym. Gdyby ktoś myślał o uniwersytecie w Chojnicach w dalekiej przyszłości to przede wszystkim potrzebujemy PIENIĘDZY. Tych nie da nam państwo, nie da też miasto - bo wydaje je na rzeczy zbędne jak dotacje na "wodę w parku".
Ten post nie jest deprecjacją czyichkolwiek osiągnięć i proszę go za taki nie odbierać. Jest to zwyczajnie zimne wejrzenie w rzeczywistości parametryzacji osiągnięć naukowych z poziomu globalnego w odniesieniu do naszej przestrzeni miejskiej. Doceniam pracę i trud każdej wymienionej przeze mnie osoby, ale nie twórzmy iluzji. Nie jesteśmy miastem akademickim, nie mamy własnej kadry naukowej i nie wytworzymy jej tutaj, a tym bardziej nie zatrzymamy tutaj nikogo bo nie ma przy czym. Gdyby ktoś myślał o uniwersytecie w Chojnicach w dalekiej przyszłości to przede wszystkim potrzebujemy PIENIĘDZY. Tych nie da nam państwo, nie da też miasto - bo wydaje je na rzeczy zbędne jak dotacje na "wodę w parku".
W pełni zgadzam się z postawioną tezą: w Chojnicach nie ma środowiska naukowego. Ponadto dodam, że w najbliższym stuleciu też go nie będzie. Regionaliści, muzealnicy i pasjonaci są cenni dla miasta ale nie tworzą spójnej myśli naukowej. Pozdrawiam, Rafał.
OdpowiedzUsuń