Ostatnio przeżywam niemały dysonans. Czuję odwieczne przywiązanie do Gdańska, którego zabytki sztuki, szczególnie sakralnej zdążyłem już dość dobrze zgłębić w czasie kilkunastu lat wędrówek po tamtejszych świątyniach. Zresztą przyjdzie i czas w którym będę oprowadzał wycieczki, po tym starym słowiańskim grodzie. Tam też kończyłem studia doktoranckie na UG. Skąd dysonans? Otóż z prozy życia, która wskazuje na przysłowiową kieszeń. Nie rozumiem bowiem, polityki przewoźników kolejowych w Polsce.
Podam przykład. Za bilet normalny płacę z Chojnic do Bydgoszczy 13,20 zł, za taki sam normalny bilet płacę z Chojnic do Gdańska 23,80 zł. Do Bydgoszczy koleją jedzie się 92 km, do Gdańska przez Tczew 128 km. Wychodzi na to, że za przejazd do Gdańska płacimy ok. 18 gr za przejechany kilometr, do Bydgoszczy natomiast ok. 14 gr. Gdybyśmy za przejazd do Gdańska płacili tyle ile płaci się do Bydgoszczy za przejechany km, to za normalny bilet zapłacilibyśmy ok. 17 zł, nie 23,80. Może sprawę nieco wyjaśnia to, że do Bydgoszczy pasażerów wozi Arriva, a do Gdańska nasze rodzime Przewozy Regionalne. Nie dość więc, że do Gdańska jest nieco dalej, to i znacznie drożej (ok. 30% droższy bilet). Uważam, że dojazd do stolicy województwa powinien być nieco bardziej zachęcający z ekonomicznego punktu widzenia, jeśli myśli się o rzeczywistej integracji naszego subregionu z Gdańskiem. Bilety do Gdańska powinny być znacznie tańsze, za co w dużej mierze odpowiedzialne są władze samorządowe województwa pomorskiego i to one powinny podjąć działanie. My w Chojnicach nie mamy żadnych udogodnień związanych z dojazdem do Gdańska, kiedy miasta takie jak Kościerzyna, Kartuzy lub Tczew korzystają z szybkich połączeń. Jesteśmy na peryferiach i oddalamy się wraz z narastaniem barier kosztowych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz