Choć za systemem Jednomandatowych Okręgów Wyborczych nie przepadam, to w teorii umożliwia on łatwiejszą i sprawniejszą mobilizację społeczną w okresie wyborczym - wykraczającym poza działania lokalnych elit politycznych, a nawet te elity zaskakujących. Jednak w praktyce w Polsce do takich działań dotychczas nie doszło. Taki stan rzeczy oznacza, że z niemal 100% pewnością możemy już teraz wskazać środowiska, które będą zdolne do wystawiania kandydatów do fotela burmistrza i tworzenia w miarę spójnych programowo bloków wyborczych w wyborach samorządowych w 2018 r. Na ten moment uważam, że nie dojdzie do porozumienia sił opozycji podobnego do tego z 2014 r., a to oznacza, że PiS, PChS, KWW Arseniusza Finstera i PO wystawią swoich własnych kandydatów, czyli pretendentów do fotela burmistrza będzie czterech. I taki jest właśnie wynik trwania demokracji lokalnej w swoistej kurateli elit politycznych - brakuje rzeczywistego pospolitego ruszenia społecznego, bardziej liczą się kanapowe uzgodnienia, aniżeli siła obywatelskiego zrywu.
Przeciwnością takiego stanu rzeczy winno być zawiązywanie się tuż przed wyborami wielu komitetów wyborczych zdolnych, albo do wspólnego, albo do indywidualnego kreowania liderów wyborczych spośród osób już znanych i cenionych w środowisku lokalnej wspólnoty. Niestety w ten scenariusz wątpię i uważam, że rywalizacja polityczna w 2018 r. będzie przebiegać zgodnie z znanym i już zdrowo oklepanym schematem w ramach wykrystalizowanych już środowisk. I tutaj w ocenie tego zjawiska nie mam jednoznacznej postawy, bowiem z jednej strony sprzyja to profesjonalizacji działań w sferze lokalnej polityki, a z drugiej jest elementem wzmacniania kurateli i organiczania wpływów rzeczywistej rywalizacji politycznej. Dlatego będę trzymał kciuki za ujawnianie się ewentualnych kolejnych pretendentów do fotela burmistrza i środowisk popierających takich kandydatów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz