Przerażony jestem linią, jaką obrały władze miejskie Chojnice w swej polityce nazewnictwa dla przestrzeni publicznej. O tych warzywno-owocowych inicjatywach, które trącą infatylną wizją świata przeczytać można tutaj.
Zdziwienie może wywoływać brak reakcji miejskiej opozycji na takie postawy władz. Oto, okazuje się chyba, że nie mamy bohaterów - rzeczywiście narodowych, nie mamy w dziejach dat ważnych, nie mamy ludzi nauki, nie było wielkich odkrywców, przywódców - w tym i duchowych. Stąd w wysoce świadomym gronie elity politycznej Chojnic dominują postawy chwały i uwielbienia wobec: bazylii, lawendy, herbat, imbiru, wanilii...Wydaje się, w szerszym ujęciu, że w ten sposób władza chce uniknąć ważnych rozmów ze społeczeństwem o postaciach i wydarzeniach istotnych dla dziejów Polski. To nic, że nadal nie mamy ulic wielkich i zasłużonych Polaków, o różnych związkach ideowych i postawach - ale choćby Romana Dmowskiego, Romana Rybarskiego, Edwarda Ambramowskiego, Stanisława Brzozowskiego, itd.
Oczywiście, uciekając od powagi przestrzeni publicznej, wygodnie jest oddać się błogiej bezmyślności lawendy, imbiru, itd. Niestety w sensie społecznym, taka polityka nazewnicza w Chojnicach będzie miała negatywne skutki społeczne, pogłębiające zły stan świadomości społeczno-politycznej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz