niedziela, 6 lipca 2014

Skalał się





Proszę z uwagą przesłuchać i przejrzeć ten materiał.



Jest garść konkluzji:

1. Finster manipuluje kilkukrotnie w ciągu 10 minut swojej konferencji.
2. Finster miał wiedzę o zagrożeniu dla zdrowia i życia mieszkańców.
3. Finster, jako burmistrz, na czas skażenia wód nie zamknął Parku 1000 lecia.
4. Finster przyznaje, że kał pływał w stawach, to znaczy, przyznał, że nieczystości po prawie dwóch tysiącach pracowników chojnickich zakładów znajdowały się w Parku 1000 lecia.
5. Finster atakuje niezależne media nazywając je "śmietnikiem". 
6. Finster sugeruje, że PChS stanowi opozycję, którą nazywa zorganizowaną grupą przestępczą.
7. Burmistrz przyznał, że w ściekach normy przekroczone były o 200 - 300 razy.
8. Finster znowu atakuje, pałuje wręcz dziennikarzy. Nie panuje przy tym nad emocjami. 
9. Finster mówi wprost - że do Parku wpłynęły ścieki. On jednocześnie wpuścił mieszkańców do Parku - czyli do "ścieków".
10. "Cała ta grupa" - (PChS, Janik, Tabath) chciałaby, aby zamknięto Park 1000 lecia - prawda chcielibyśmy tego!!! W momencie kiedy pływają tam ścieki!!!
11. Według Finstera ch24.pl obraża ludzi! Obraża nawet chojniczan. Za to Finster wpuszczając ludzi do Parku gdzie stawy są pełne odchodów, które jeszcze są  też rozpylane ludzi nie obraża.
12. Obraził się na koniec jak dziecko nieświadome swych uczynków i powiedział "portal jest [ch24] tubą odpowiednich osób i możecie sobie pisać co chcecie". Szkoda, że nie odnosi się w ten sposób do dziennikarzy Radio Weekend albo Czasu Chojnic, bo tam naprawdę, szczególnie w Czasie obowiązuje nagonka na opozycję. Co nie przeszkadza Finsterowi. 
13. Zdążył też przyznać, że się pomylił mówiąc,że na miejcu był Sanepid. 
14. Mediom nie wolno wskazywać pomyłek burmistrza (obywatelom tym bardziej), najpierw należy zadzwonić i porozmawiać, ewentualnie w zaciszu gabinetu załatwić sprawę.
15. W Chojnicach według Finstera, każdy kto pyta...ten błądzi :)
16. Burmistrz Arek grozi konsekwencjami swoim urzędnikom. Uważam, że to On jest odpowiedzialny za stan spraw, przecież uważa się za inicjatora przebudowy Parku. I kreatora miejskiej melioracji, która łajnem spływa. Urzędnicy bierzcie przed wyborami na poważnie uwagi Finstera. PChS chce z ludźmi pracować, a nie ich straszyć. Finster ma jak widać inne metody.
17. Interesujące jest to, że zapis konferencji urywa się po 7 minutach (a ma ponad 10) w relacji na chojnice.com: http://www.chojnice.com/wiadomosci/teksty/Beda-dane-na-temat-stanu-wody-w-parku/12407 .

To jest przykład działania, które za cenę utrzymania wizerunku jest w stanie ludzi oszukiwać, okłamywać, manipulować i przedstawiać rzeczywistość według sobie tylko znanych podstaw. W wyborach będzie sromotna porażka. 


sobota, 5 lipca 2014

Odczytując Finstera

Długi czas sprawowania urzędu burmistrza przez Arseniusza Finstera (od 1998 r.), przyczynia się do ciężkości odczytania różnorakich przekazów medialnych, listów, odczytów itd. , których de facto twórcą pozostaje urzędujący burmistrz.

Bez odnoszenia się do skonkretyzowanego materiału, a polegając jedynie na swojej refleksji,chciałbym podzielić się z Czytelnikami kilkoma myślami w ujęciu jak najgłębiej humanistycznym i dalekim od podejść analitycznych.

Dlaczego warto zastanawiać się nad tekstem jako takim? Przede wszystkim jest on nośnikiem idei i myśli, których częstokroć nie odczytujemy zgodnie z tym co tekst niesie, ale na podstawie przyjmowania różnych "technik" odczytania doprowadzamy do sytuacji w której czytamy to, co chcielibyśmy przeczytać. Stąd tekst i przekaz jaki on niesie nie zyskuje autorowi ani zwolenników, ani też opozycjonistów. Poza tym tylko, że dla wszystkich staje się jasnym punktem odniesienia dla argumentacji znanej od lat. Jest więc tekst w Chojnicach symbolicznym placem publicznym na który wszyscy przychodzą, aby przekonać się, że są tym kim są. 

Autor tekstu, bohater tego posta, przejawia zdolność tworzenia spektaklu na daną okoliczność. Dość dowolnie stylizowanego, ale zawsze zawierającego ten sam repertuar odwołań mających wzbudzać skrajne emocje wybranych części społeczeństwa, w myśl zasad "dziel i rządź" oraz |wszystkich zadowolić się nie da". 

Taka postawa, nacechowana przecież u osoby pełniącej władzę skrajnym egoizmem, doprowadza do ugruntowania się dawno już powstałych podziałów społecznych. Zachowanie struktury społecznej, taką jaką ją zastał Finster w latach 90 - tych jest istotą sukcesu (dla niego samego). Dlatego w Chojnicach nic się nie zmienia nie tylko w zakresie sfery mentalnej i kulturowej, ale też i gospodarczej. 

Władcy są jak kobiety i należy dokładnie słuchać co mówią oraz z uwagą czytać co piszą. Bo mówią i piszą prawdę o sobie, nawet jeśli kłamią. Dlatego istotą jest zwracanie uwagi nie na spektakl jaki tworzy Finster, ale na słowa, które wypowiada. Bo słowem Finster obnaża siebie i swoje intencje. Nie należy zatem z pozycji ideologicznych (prawo czy lewo skrętnych) dopisywać nic do słów Finstera, neleży je brać takimi jakimi one są. 

W każdym kto w sposób poza ideologiczny przyjmie treści wypowiedzi Finstera (czyli poza swym umysłowym lenistwem, bądź ideologicznym uporem widzenia świata takim - a - takim) ujawni się prawda o sposobach działania, funkcjonowaniu i rzeczywistym mechanizmie władzy w Chojnicach. Nie chodzi też o to, aby konfrontować fakty i szukać ziaren prawdy czy świadectw kłamstwa w wypowiedziach. Należy pozwolić sobie na ten komfort "czystego odczytania". Zdobądźcie się czytelnicy choć raz na takie słuchanie i czytanie Finstera, które pozbawione będzie przedzałożeń, sympatii bądź też antypatii. Zderzcie słowo i tekst z obiektywnością racjonalności. 

Starałem się tak postąpić wielokrotnie. Dla mnie Finster i "jego Chojnice" to obraz już nie tylko groteski, ale wręcz realizacja scenariusza najgłośniejszych książek XX wieku. poczynając od Orwella,a kończąc na "Opowieści z Narni" czy też "Władcy Pierścieni". Świat odczytany poza ideologicznie, objawiony takim jakim on jest w Chojnicach, to typowe wyjałowione już pole bitwy. To obraz zgliszcz i ofiar, niczym ten z frontów wojny pozycyjnej. Gdzie mrok ogarnął już dawno większą część terytorium miasta i okolic, a szklana kula i podpowiedzi szmanów i jasnowidzów kształtują kolejne decyzje księcia ciemności w ludzkiej postaci. Nie chodzi tutaj o czysto poetycją grę dobra ze złem, ale o obraz wyraźnie dostrzegalny siłą intelektu, a jakoś niewidoczny dla oglądu naszych oczu i niedostępny naszym zmysłom. 

Celem jest więc odczytanie czyste, fenomonologiczne, pozbawione jakichkolwiek presupozycji. Tkwimy w zaklętym świecie, w którym większości wydaje się, że tak musi być jak jest i nikt tego nie zmieni, bo jest najlepiej jak może być. Tak jakby świat zewnętrzny i tamtejsze znaczenia szczęścia, dobra, otwartości, demokracji zmieniały swe znaczenia po przekroczeniu granicy miasta. I nie jest to proste tworzenie zaprzeczeń językowych w formie - to co dla jednych jest uczciwością, to w Chojnicach uważa się za nieuczciwie. Uczyniono na przestrzeni wielu lat dużo zgrabniejszy relatywizujący zabieg oparty o "wytworzone autorytety". Otóż "doktorowi", wierzy się na słowo. Stał się więc Finster swego rodzaju kreatorem rzeczywistości. Nie tylko wypełniającym (nieudolnie według mnie) obowiązki jakie nakłada nań prawo, ale skupiającym na sobie z tytułu pełnionej funkcji i przypisywanego autorytetu oczekiwania nadawania znaczeń. 

Wiąże się to z ujmowaniem świata w nową siatkę pojęciową. Gwarantuję, że przechodząc od wolnej refleksji do bardziej analitycznej postawy, można by dostrzec z słownikiem języka polskiego w ręku, że w Chojnicach znaczenia pojęć są inne. Jednak podam kilka, bardzo wybiórczych przykładów:

Przeceniać - według Finstera przeceniać to nie tyle co oceniać kogoś lub coś za wysoko, ale po prostu jest to proces dążenia do wyparcia autorytetu władzy (Finstera) z przestrzeni publicznej ("oni przeceniają swoje znaczenie", "on przecenia swoje możliwości", "ludzie przeceniają ich liczbę"). Przeceniać oznacza więc w Chojnicach tyle co nastawać na władzę.

Partner - według Finstera to nie jest pojęcie oznaczające towarzysza życia, zabawy czy pracy. Partnerem staje się ktoś kto jest "umoczony w opozycję". Przykłady są takie "PChS jest partnerem Pana Janika". Partner to ktoś skryminalizowany, ktoś kogo należy unikać. Szczególne ma to przełożenie na postawy ludzi w mieście, którzy nie są w stanie współpracować ze sobą w partnerstwie- bo przecież partnerstwo to prawie "grupa przestępcza". 

Nędzny - zwykle rozumie się to słowo jako wyraz nędzy, małej wartości, lub wręcz pogardy. W Chojnicach nędzne są przede wszystkim czyny, które poza Chojnicami uchodzą za dość cnotliwe. Nędzny jest więc monitoring władzy. Nędzne są działania opozycji. "Nędzne czyny" - to ciągła przywara opozycji.

Nie mam ochoty stosować dalszych przywołań, bo zbyt obszerny jest to słownik. Zachęcam jednak do prostego zabiegu. Proszę czytać i słuchać Finstera ze słownikiem w ręku, a przekonacie się, że ten człowiek kreuje naszą rzeczywistość i próbuje nami manipulować, jednocześnie pozostając dalekim od powszechnie przyjętych znaczeń pojęć ujętych w słownikach. 

Słowo staje się w Chojnicach głównym narzędziem manipulacji w oparciu o fałszywy autorytet interpretatora i kreatora naszej lokalnej rzeczywistości. Dotyczy to też niestety faktów czysto empirycznych tak bliskich naukom ścisłym i przyrodniczym. Śnięcie nieznanej liczby ryb w stawach przyjęło liczbę 27. Rosnąca skala zadłużenia miasta zyskała status 1:3 (za każdą złotówkę dostajemy 3). Błędy w przedszkolnych dopłatach to troska o obywatela wyrażona skrótem myślowym nic dwa razy ("nie będę dwa razy dopłacał"). 

Na koniec mam do Czytelników pytanie czy w Chojnicach cokolwiek pozostaje tym czym jest? Gdyby komuś zlecić napisanie powieści osadzonej w realiach współczesnych Chojnic, to gwarantuję, że byłby to bestseller z gatunku fikcji surrealistycznej. Czy chcemy żyć w takim świecie?

wtorek, 1 lipca 2014

20. doroczna konferencja Centrum Studiów nad Nową Zelandią

W dniach 25. - 28. 2014 miałem okazję uczestniczyć dzięki uprzejmości NZSA (New Zealand Studies Association) w 20. dorocznej konferencji naukowej. Odbywała się ona w Oslo pod tytułem Across the Pacific.

W trakcie konferencji wygłosiłem referat pod tytułem: New Zealand as the World's Laboratory? Globalisation, Cultural Diversification and the New Idea of Nation. W trakcie referatu postawiłem hipotezę, że w Nowej Zelandii ujawnia się zmiana w rozumieniu znaczenia pojęcia naród w procesach globalizacji, co powoduje, że pojęcie narodu rozpatrywane w ramach trzech subkategorii pojęciowych takich jak: poczucie wspólnoty, wspólny interes, oraz świadomość wspólnej historii politycznej wskazuje, że pojęcie narodu staje ideologicznym narzędziem utowarowania "narodu" w warunkach dominującego, neoliberlanego, porządku gospodarczo - politycznego. Ma to istotny wpływ na kształtowanie tożsamości narodowej Nowozelandzczyków, ale też i jest tylko jednostkowym (w skali świata) przykładem procesów, które dotykać będą inne kraje rozwinięte i rozwijające się w najbliższej przyszłości. Pojęcie narodu tak bardzo zmieniło swoje znaczenie, że stało się dziś obecnie elementem promocji gospodarki danego kraju. Jednocześnie, dzięki ucieczce od historii i trudnych tematów związanych z napięciami istniejącymi w społeczeństwach wielokulturowych, możliwe jest kreowanie pokojowej ich koegzystencji (grup etnicznych i narodowych) w oparciu o neoliberalny wyznacznik jakim jest pojęcie dobrobytu (well - being). 

Konferencja była ogromnym sukcesem, byliśmy też jako jej uczestnicy (ponad 100 delegatów z 15 krajów z Polski 3 osoby) gośćmi burmistrza Oslo w miejskim ratuszu (tym samym w którym prowadzona jest uroczystość nadania Nagród Nobla), gdzie urządzono na naszą cześć uroczystość. 

Konferencja była organizowana przy współpracy z Norwegian Martime Museum, Kon - Tiki Museum i University of South Australia. 

Prelegenci podejmowali ważkie tematy, szczególnie jeśli myśleć o nich w kategoriach prognostycznych. Nie sposób przytoczyć wszystkich wystąpień. Jednak bloki tematyczne konferencji takie jak: Antarktyka, Europejczycy na Pacyfiku, Religie i Kulty, Polityka na Pacyfiku, Nowozelandzki Multikulturalizm i Naród, dawały wiedzę nie tylko o przeszłych wydarzeniach, ale i o przemianach wskazujących kształt naszego świata w bliższej i dalszej przyszłości. Z politologicznego punktu widzenia ta konferencja była bardzo cennym źródłem informacji i refleksji o polityce, państwie i władzy w XXI w.

Była to 20. konferencja, miałem okazję być inicjatorem zorganizowania 18. edycji dorocznej konferencja NZSA, która w 2012 r. odbyła się na Uniwersytecie Gdańskim.

Poniżej parę fotek z Oslo. 




poniedziałek, 30 czerwca 2014

Brudna kampania

Zaczęło się i przypuszczam, że to dopiero początek przed kampanią wyborczą.

Na stronach Naszej Klasy ktoś założył mi profil, użył mojego zdjęcia i wskazał, że uczęszczałem do chojnickiego poprawczaka w latach 1998 - 2000. Jest to obrzydliwe kłamstwo, a sprawa trafi na policję. Przy okazji zaznaczam, już wyprzedzając dalsze akcje, że nigdy nie byłem karany i kryminalizacja mojej osoby nie wyjdzie nikomu na dobre. 

Sprawie można się przyjrzeć tutaj:



Myślę, że chojnicka władza chwyta się wszelkich możliwych metod, żeby zdyskredytować chojnicką opozycję. Nie dziwię się, jakbym zamówił u kogoś sklejenie czegoś co się nazywa doktoratem, a potem bym opowiadał, że jestem doktorem, to też bym się obawiał o swoją przyszłość. 

Przerażające jest jednak to, że będziemy świadkami dosłownie "krwawej kampanii". Przeczuwałem to, ale dostaję coraz więcej sygnałów, iż zbiera się na opozycję materiały i wraz z mediami (jeden tytuł szczególnie zasłużony) przygotowuje przysłowiowe "haki". 

Ktoś powiedział, że polityka to "syf". Być może tak jest, ale nie ma takiego brudu, którego nie da się zmyć. Można albo zmyć z siebie politykę, albo zmyć sobą politykę. Wybieram to drugie i ostrzegam tych, którzy chwytają się takich metod, że będę dążył do obrony moich praw jak i praw ludzi z którymi działam.

Żyjemy w chorym systemie w którym ludzie zamiast koncentrować się na swoim rozwoju i przyszłości, na dobrobycie, to przede wszystkim koncentrują się na niszczeniu osób aktywnych i przedsiębiorczych. Tak Polski nie zbudujemy. Mnie takie sytuacje nie załamują, są za to bodźcem do działania. W tym kraju, w tym mieście naprawdę wiele trzeba zmienić. 

W DNIU 01.07.2014 NASZA KLASA POINFORMOWAŁA MNIE MAILE, ŻE ZDJĘTO MÓJ FAŁSZYWY PROFIL.

Kania w Chojnicach

Gościliśmy 27 czerwca w Chojnicach Dorotę Kanię, redaktor z "Gazety Polskiej" i autorkę głośnych w ostatnich latach książek.

Poniżej kilka fotek ze spotkania:







wtorek, 24 czerwca 2014

Finster dostał w RIO

Miasto Chojnice w wyniku nieudolności burmistrza Finstera będzie miało wkrótce bardzo poważany problem, który wydaje się być zamiatany pod dywan przed wyborami. Chodzi o potężne pieniądze.

Sprawa dotyczy dopłat do przedszkoli niepublicznych. W 2014 roku Regionalna Izba Obrachunkowa przeprowadziła w ratuszu kontrolę w zakresie prawidłowości udzielania dotacji dla niepublicznych przedszkoli i innych form wychowania przedszkolnego w okresie od 1 stycznia 2011 r. do 31 grudnia 2013 r. 

Co wynika z przeprowadzonej w Urzędzie Miejskim kontroli?

Są nieprawidłowości. 

Przede wszystkim Urząd Miejski w Chojnicach nieprawidłowo ustalił w latach 2011 - 2013 kwoty dotacji dla niepublicznych przedszkoli i punktów przedszkolnych. Jak napisała RIO, tę nieprawidłowość urząd musi usunąć poprzez:

wyrównanie niepublicznym przedszkolom i punktom przedszkolnym działającym w latach 2011 - 2013 na terenie gminy miejskiej Chojnice dotacji za poszczególne lata do należnej kwoty.

Czy ktoś pamięta, aby Finster - burmistrz Chojnic - chwalił się tym na konferencji prasowej?

Oczywiście burmistrz Finster odwołał się od decyzji RIO (zastrzeżenie), które to odwołanie jednak zostało oddalone. 

Miasto będzie musiało więc wyrównać dopłaty. Będą to ogromne pieniądze. Odwołania burmistrza Chojnic od decyzji RIO określić można jedynie jako polityczna gra na czas. Prawo stoi po stronie RIO, to jasno wynika z interpretacji prawnej. Finsterowi chodzi jedynie o to, aby nie musiał tych pieniędzy zwracać na podstawie decyzji jeszcze przed wyborami. Wiadomo, że miasto będzie musiało przedszkolankom zapłacić, stanie się to pewnie po wyborach. Czyli ewentualny "prezent" ma dostać nowa Rada Miejska i nowy burmistrz  Chojnic. Ewentualnie Finster, gdyby wygrał wybory, będzie miał kolejne 4 lata na spłatę należności wobec przedszkoli. 

Tak właśnie wygląda manipulacja od kuchni. Gwarantuję, że gdybyśmy nie byli 4 miesiące przed wyborami, a przynajmniej rok, to walczyłbym o referendum. Dla zwykłego mieszkańca Chojnic takie działania burmistrza to ogromne koszty, które będą miały odbicie w jakości życia w mieście. Im później miasto zapłaci tym większe odsetki będzie musiało uregulować. Z czyjej kieszeni będą te pieniądze? Z kieszeni burmistrza?Nie, z kieszeni podatników - wyborców!

Finster dostał w RIO, dostanie i od wyborców.

czwartek, 19 czerwca 2014

Kto pokona Finstera?

Kiedy prześledzimy zwycięstwa Arseniusza Finster, te wyborcze w 2002 r., 2006 r.,oraz w 2010 r. oczywistym staje się, że wobec obecnego burmistrza Chojnic powinien wystartować tylko jeden kontrkandydat.

Dotąd opowiadałem o takiej opcji jedynie w kuluarach, ale postanowiłem tę myśl upublicznić.


Wszystkie opcje polityczne w Chojnicach, od PiS przez PChS, KNP Korwina - Mikke oraz SLD i ChRS plus lokalne organizacje pozarządowe powinny poprzeć jednego, wspólnego kandydata. Mianownikiem tych wszystkich organizacji i czymś co określa ich wspólny interes polityczny jest chęć zmiany władzy. Nie jest to chęć wynikająca tylko z dążenia do władzy, ale przede wszystkim, a obserwuję i działam od lat, do oparcia chojnickiej polityki na innych wartościach i ideach, aniżeli te które wyznaje Arseniusz Finster i skupiony przy nim dwór. 

Dlaczego tylko jeden kontrkandydat?

- W 2002 r. po raz pierwszy dokonywano bezpośredniego wybory burmistrza, czyli mieszkańcy decydowali swymi głosami o wyborze. W tych wyborach wystartowało 3 kandydatów. Byli nimi Arseniusz Finster, Andrzej Górnowicz i Maciej Walkowski. Otrzymali oni kolejno 76,71% (A.F.), 16,30% (A. Górnowicz), 6,99% (M. Walkowski). Arseniusz Finster miał dwóch kontrkandydatów. W tamtym czasie Andrzej Górnowicz był autentyczną figurą na chojnickiej scenie politycznej. Nie wystarczyło to jednak, aby stać się wyrazistym przy bardzo młodym wtedy (38 lat), burmistrzu, który tryskał energią. I który był dobrze odbierany przez społeczeństwo. To był pierwszy przykład tego, ze więcej jak 1 kontrkandydat to rozproszenie uwagi wyborców, oraz gra na konto Fintera. Uruchamia to też mechanizm ekonomiki wyborcy, który nie ma ochoty i czasu na poziomie lokalnej polityki analizować więcej jak jednej alternatywy (stąd popularnie przyjęło się uważać, że "Finster nie ma kontrkandydata").

- W 2006 r. sytuacja jeszcze bardziej się pogorszyła. Nie tylko zwiększyła się ilość kontrkandydatów Finstera do trzech, ale też Finster uzyskał jeszcze wyższy wynik końcowy (według mnie dzięki zwiększonej ilości kontrkandydatów - to jeszcze bardziej skupiło uwagę na burmistrz i zachęciło wyborców do pozostania "przy tym co jest". Wystartowali A. Dolny (Wyborcze Forum Samorządowe i Prawo i Sprawiedliwość), uzyskując 4, 41% głosów,  A. Finster (Program 2010) uzyskując 82, 85 % głosów, J. Kowalik (SLD) uzyskując 4,19 % głosów oraz najbardziej w tej kampanii widoczny i waleczny A. Mielkie, który tych głosów uzyskał 8,55%. Od tych wyborów można już było mówić o prawidłowości - im więcej kontrkandydatów, tym większa szansa Finstera na zwycięstwo i nie jest to wynikiem słabych kontrkandydatów, tylko działania prawa rozpraszania głosów w ordynacji większościowej, jednomandatowej (tak można określić tę która funkcjonuje w wyborach na burmistrza już od 2002 r.) w chwili kiedy jest więcej jak jeden kontrkandydat.

- W 2010 r. ponownie mamy więcej jak jednego kontrkandydata. Nikt nie mógł nic przeciwko takiej sytuacji zrobić. A stało się coś tragicznego. Współpracujący ze sobą w radzie miejskiej Andrzej Dolny (PiS) i Marcin Wenta (WFS), postrzegani byli jako tandem opozycji. Nagle stają naprzeciwko siebie w wyścigu o fotel burmistrza, czy było coś co mogło wywołać w wyboracach większą niechęć jak takie posunięcie? Nie, nic nie wywołałoby większego zaskoczenia wyborców i ich niechęci. Jak wykazały prowadzone przeze mnie badania, kiedy Marcin Wenta był jedynym znanym opinii publicznej kontrkandydatem poparcie dla Niego sięgało 20% w okresie przedwyborczym! W momencie kiedy pojawił się Andrzej Dolny jako drugi kontrkandydat, wyborcy nie przestali popierać Arseniusza Finstera, tylko po prostu podzieliły się głosy na "opozycji" i do tego jeszcze coraz mniej osób w ogóle było skłonnych oddać głos na kandydatów opozycji, a poparcie dla Marcin Wenty zaczęło topnieć. Doszło do tego, ze przed wyborami poparcie dla Marcina Wenty spadło do ok. 5% podobnie jak dla Andrzeja Dolnego. Te dane prezentowałem w jednym z komitetów, ale już niewiele można było zrobić. Badania przed kampanią i w czasie jej trwania ujawniły, że nie tylko Finster zyskuje na większej ilości kontrkandydatów, ale też traci na tym każdy kolejny kontrkandydat, a uwaga wyborców skupia się na jednym silnym graczu - czyli na Finsterze. Bo to Finster jest postacią wyrazistą i nikogo nie wykreuje się ad hoc. Wyniki były przerażające: A. Finster zdobył 84.95% głosów, A. Dolny 7.24 % , natomiast M. Wenta 7.81 %. 

Frekwencja w wyborach z tych lat wynosiła odpowiednio: 2002 (42, 51%) ,2006 (49,23%), 2010 (47,26%). 

Jakie są z tego wnioski? Po pierwsze nie ma wpływu ilość wyrazistych kandydatur na burmistrza (wyrazisty był i A. Mielke i A.Górnowicz i A. Dolny oraz M.Wenta), jeśli jest to więcej jak 1 kontrkandydat. Warto prześledzić ile głosów zgarniali "opozycyjni" kandydaci (suma głosów): 2002 (23,29%), 2006 (17,15%), 2010 (14,42%). Teraz proszę się zastanowić nad skutecznością działań i zdolności do współpracy środowisk opozycyjnych w Chojnicach. W ciągu 12 lat, opozycja straciła ok. 10% poparcia społecznego,jak uważam tylko w wyniku niezdolności do kreowania jednego lidera. Bo Finstera można łatwo pokonać, ale trzeba brać pod uwagę prawa, które są niepodważalne i polegają na wyborczej arytmetyce. I nie ma tutaj niestety wpływu frekwencja wyborcza. To nie ona jest decydującym czynnikiem w tych wyborach, pokazuje to historia wyborów. Opozycja traci też pojedyńcze głosy od 2002 r. wtedy kandydaci opozycyjni otrzymali łącznie ok. 3000 głosów, w 2006 r. już tylko 2500 głosów, a w 2010 r. zaledwie 2250 głosów. To nie jest wynik "osiągnięć" Finstera, ale wynik nieprzemyślanych posunięć opozycji, która dotąd zamiast rozumem, kierowała się emocjami. Doprowadziło to do schizofrenicznej więc sytuacji, w której wyborcy oddają głos na radnego z opozycji, ale jednocześnie kładą głos na Finstera.Przykładem jest rok 2010, kiedy na dwóch kandydatów na burmistrza oddano 2250 głosów, ale na wszystkich opozycyjnych (PS, PiS, SLD) kandydatów do Rady Miejskiej oddano 4500 głosów. Jasną więc jest konstatacja, że brak zgody co do jednego kandydata przynosi opozycji i tym samym miastu szkodę. Brak jednego lidera, to automatyczne przekazanie około 50% poparcia, którym cieszą się kandydaci opozycji na rzecz Finstera, który dzięki kilku kandydatom, co będę powatarzał jak mantrę - zyskuje. 

System wyborczy jednomandatowy kieruje się tak zwanym prawem Duvergera, mówi ono o tym, że system większościowy prowadzi do kreowania się dwóch spolaryzowanych bloków poparcia wyborczego. Odnosiło się to prawo do partii politycznych - więc system promował wyłanianie się dwóch głównych bloków (obserwuje się to w demokracjach zachodnich - kreowanie się systemów dwupartyjnych i dwu i pół partyjnych). Według mnie prawo to zadziała w momencie, kiedy w Chojnicach będzie tylko jeden kontrkandydat wobec Finstera. To znaczy, wtedy tylko poparcie dla Finstera, w wyniku skupienia uwagi wyborców i mediów na jednym kontrkandydacie doprowadzi do porażki wyborczej Finstera już w I turze wyborów. II tury nawet nie będzie. Co zaskakujące nie jest wcale tak bardzo istotne kto byłby tym kandydatem. Mogę ujawnić, że w na początku 2014 według przeprowadzonych przeze mnie badań na Finstera zdecydownych było zagłosować nieco ponad...50% wyborców, dosłownie nieco. To oznacza, że ogromny elektorat czeka na zagospodarowanie, wystawianie więcej jak jednego kontrkandydata doprowadzi do triumfu Finstera, być może wykraczającego nawet ponad 85% poparcia, co przeczy przecież nawet logice jego "dokonań", niestety tak działają wyborcy. Nie skupią uwagi na więcej aniżeli na jednej osobie. Wszystkie siły opozycyjne muszą się porozumieć w kwestii jednego kontrkandydata. 

Dlaczego inne wartości?

Wygrana kontrkandydata sił opozycyjnych to zupełnie inna jakość polityki dla miasta. Oczywiście nikt nie zwolni urzędników, nikt też nie doprowadzi do zamknięcia ratusza, ani też nikt nie będzie obradował na stadionie. Jednak wyznaczniki i metody zmienią się zasadniczo. Przede wszystkim zapanować muszą jasne zasady, a nie układy i buta, którą obserwujemy na co dzień. Wiadomo przecież, że obywatele w Chojnicach boją się działać publicznie (bo stracą pracę, bo burmistrz nakrzyczy itd.), wiele inicjatyw jest przejmowanych lub blokowanych w zarodku, a Finster wpływa na niezależność partii i stowarzyszeń, co bardzo mocno ogranicza przestrzeń wolności (przy tym niestety widoczny jest alians burmistrza z wybranymi mediami). Nowy burmistrz nie ma być politykiem, ma być przede wszystkim mężem stanu, który uspokoi Chojnice i chojniczan, da ludziom ufność w literę prawa i jasne - transparentne zasady swych postępowań. Ma być przede wszystkim sprawiedliwym ojcem miasta (a nie narcyzem), który zaraz po wyborach zamiast uprawiać politykę będzie działał w interesie mieszkańców, a nie w interesie swoim i swojej frakcji partyjnej (czy lokalnej sitwy). Tego potrzebujemy wszyscy w Chojnicach. Zbyt wiele się słyszy o donosach, zakulisowych kontaktach i wpływach. Ciągle władza polega na zastraszaniu i ograniczaniu obywateli. Mentalnie chojnicka władza ze swymi metodami tkwi w głębokim PRL-u. To miasto upada od lat, jest obserwowalny odpływ instytucji publicznych  i spadek znaczenia miasta, niska stopa zatrudnienia, umowy śmieciowe, szeroka szara strefa (co przyznawano nawet w ratuszu), masowa migracja, brak perspektyw dla ludzi młodych (którzy mówią wprost, że Chojnice to "zadupie"). Nasze miasto będzie upadać, jeśli nie zmieni się w nim kultura polityczna. I to jest poważny problem. Wykazano w latach 90 - tych XX. w., że wszędzie tam, gdzie nie ma transparentności i jakiejś formy rozsądnego porozumienia (poszanowania) na linii - obywatele - władza, ludzie pozostają bierni  i jest ubóstwo. 

Co zyskają ugrupowania?

Jeśli różne ugrupowania polityczne i pozarządowe zdecydują się na jednego kontrkandydata na burmistrza, to zyskujemy wszyscy nową jakość w mieście, do której de facto każda siła poza Finsterem próbuje dążyć w Chojnicach jednostkowo. Wygrać z Finsterem uda się tylko jednym kandydatem. I to jest jedyna szansa na zaprzestanie topienia kasy w Parku Wodnym, na afery z udziałem Finstera. Wspomnieć też trzeba, że polityka ratusza to zadłużanie miasta, wartość kredytów w ostatnim roku jakimi obciążone jest miasto wzrosła drastycznie. Burmistrz i skupiony wokół niego dwór nie ma żadnych innych pomysłów na rozwój miasta jak tylko fundusze unijne, które czasami doprowadzają do groteskowych inwestycji - vide Baszta Nova w fosie. Poza tym, nowy kandydat, aby przeciwdziałać nieuchronnemu "cementowaniu się władzy", podpisze deklarację dwu - kadencyjności. Nie będzie siedzenia na fotelu przez 20 lat. 8 lat wystarczy w zupełności jednemu człowiekowi, aby wpłynąć na kierunki zmian w polityce miasta. I trzeba przestać stawiać na jednostkę (ponad interes społeczny) oraz na kreowanie kolejnego, jak mawiają niektórzy - satrapy. Czas abyśmy wytworzyli tak silną demokrację i tak silne społeczeństwo obywatelskie, abyśmy z łatwością byli w stanie w sposób cykliczny zmieniać władzę w Chojnicach. Zmiany są dobre i dają rozwój. Muszą tylko trzymać się zasad i wartości przypisanych do prawidłowego rozumienia zasad demokracji.

Co zyskają Chojnice?

Chojnice po wyborze nowego burmistrza odzyskają wolność. Nikt nie będzie przychodził na zgromadzenia publiczne, aby je zagłuszać czy zakłócać (co robił Arseniusz Finster w przeszłości), nie będzie też manipulowania sportem w celu robienia z niego maszynki wyborczej. Nie będzie też noszenia Krzyża przez władzę. Jesteśmy obywatelami państwa świeckiego i sprawa wiary jest sprawą osobistą i rozpatrywaną indywidualnie. Jeśli w mieście nie ma 100% katolików, to ani burmistrz, ani radni nie mają prawa publicznie - jako przedstawiciele miasta, nosić Krzyża w publicznym spektaklu. 

Postawmy na jednego kontrkandydata i wygrajmy dla Chojnic! W oparciu o doskonały program wyborczy, nad którym również pochylić musza się co do zgody nad nim, wszystkie siły opozycyjne w Chojnicach, możemy wspólnie doprowadzić do rozkwitu miasta, które stanie się dosłownie perłą Pomorza.

Jeśli znowu wystawimy wielu kontrkandydatów, to dokonamy tego samego błędu co w czasie wcześniejszych wyborów. Nie wiem jak różne siły w Chojnicach chcą wygrać, popełniając wciąż ten sam kardynalny błąd - który jak wskazują wyniki wyborcze doprowadza do coraz wyższego poparcia dla Finstera. Czy waleniem głową w mur trzy razy i trzy razy ją rozbijając warto przyłożyć czwarty raz? To prawda, że zmieniły się warunki, ale to jest tylko nasze subiektywne odczucie, polegać należy na faktach -  historii wyborczej i wskazanych prawach, a te nieubłaganie wskazują jednego kontrkandydata. Poza tym, wiadomo do czego prowadzi wielu kontrkandydatów, należy wreszcie spróbować innego wariantu, tym bardziej, że na podstawie analiz jest on naprawdę obiecujący. Jeden kontrkandydat to szeroka możliwość prezentacji ALTERNATYWY, i jest to skuteczniejsza metoda, aniżeli próba przemawiania ustami, dwóch czy trzech kontrkandydatów.

Tym postem, nie dałem odpowiedzi na pytanie o to kto pokona Finstera, ale dałem odpowiedź ważniejszą na pytanie o to, jak pokonać Finstera. 

wtorek, 17 czerwca 2014

Kaczmarek przeciąga Finstera





Kamil Kaczmarek w słowach ostrych i konkretnych, polegając na dokumentach miejskich wykazuje wprost, że Arseniusz Finster manipuluje danymi, a jednocześnie ujawnia, iż miasto Chojnice jest coraz bardziej zadłużane.



Proszę obejrzeć materiał.



Do sprawy prezentacji danych finansowych i ich omówienia, odniosę się w następnym poście.




niedziela, 15 czerwca 2014

Chojnice 1939 książka!


Kilka lat temu obiecałem książkę o wybuchu II wojny światowej w Chojnicach. Nakładem Wydawnictwa Bellona, ukaże się książka, którą napisałem wraz z Andrzej Lorbieckim. W księgarniach będzie na 1 września 2014, w 75 rocznicę wybuchu II wojny światowej. 

Książkę zapowiada już Merlin: http://merlin.pl/Chojnice-1939_Andrzej-Lorbiecki-Marcin-Waldoch/browse/product/1,1389585.html

Rybki mówią

(przerobione zdjęcie z www.ch24.pl)

W chojnickim Parku Tysiąclecia katastrofa ekologiczna...

Warto też zerknąć na krótki reportaż z miejsca zdarzenia:

http://www.grapheine.com/bombaytv/graphiste-pl-1aaa159444e06b9f887bc98e815e3c71.html

sobota, 7 czerwca 2014

Państwo bez państwa

Jakub Woziński, którego kiedyś gościliśmy w Chojnicach z książką Historia pisana pieniądzem, napisał kolejną książkę z perspektywy libertarianina (według mnie). Jakub był lata temu uczniem I LO w Chojnicach, niestety jest młodszy ode mnie ;)

Książka ta ma tytuł: To nie musi być państwowe. 


Książka ma kilkadziesiąt rozdziałów, koncentrujących na kluczowych według autora aspektach życia, w których to państwo dziś wiedzie prym dostarczając usługi, które według autora dostarczyć moglibyśmy sobie bez państwa przy tym nieźle zarabiając.

Nie sposób w poście przedstawić własny pogląd, na te kilkadziesiąt rozdziałów,a książka w pewien sposób wydaje mi się takim zbiorem, własnie poprzez wprowadzoną kategoryzację, dzięki której poznajemy ciągle tę samą perspektywę, ale na różne obszary życia społeczno - gospodarczego.

Skupię się tylko na kilku wybranych, co powinno oddawać z jednej strony mój punkt widzenia na tę książkę, z drugiej obrazować to chyba będzie myśl fundamentalną Jakuba wyłożoną we wszystkich rozdziałach.

Biblioteki

Autor w tym podrozdziale skupia się na funkcjonowaniu bibliotek w aspekcie ich własności. I wskazuje przykłady tragedii jakie spotykały biblioteki publiczne - vide Biblioteka Aleksandryjska, jednocześnie starając się wykazać, jak bardzo pożyteczne jest rozproszenie zbiorów bibliotecznych i przy tym posiadanie ich przez prywatne osoby - czy instytucje wynikającej z dobrowolnego zrzeszenia. W tym pojawia się ważny wątek tak zwanego egzemplarza obowiązkowego w Polsce - więc konieczność przekazywania książek za darmo na rzecz bibliotek uniwersyteckich (generalnie obowiązek odnosi się tak naprawdę do dwóch bibliotek Narodowej i Uniwersytetu Jagiellońskiego, autor zaś wskazuje, że jest to 17 placówek).

Ciężko polemizować z tym, że biblioteki będąc publicznymi są kosztowne dla społeczeństwa. Niemniej, choć nazwie się mnie socjalistą, nie wiem dlaczego miałbym się godzić na kumulację kapitału przez jednego przedsiębiorce (bibliotekarza) w tym celu tylko, aby mu było lepiej i dostatniej? Bo nie widzę żadnej innej zalety funkcjonowania bibliotek prywatnych,jak tylko taką, że ktoś miałby na tym zarabiać (uważam, to i tak za wątpliwy biznes, bo księgarnie mają problemy żeby się utrzymać, podobnie wydawnictwa, co tu więc mówić o bibliotekach...). Tak więc biblioteki pozostawiam państwowe, ale oczywiście zachęcam wszystkich do gromadzenia prywatnych zbiorów. Nie widzę realnych plusów, natomiast rozumiem stanowisko autora głoszone z pozycji ideologicznej. Przy zaprzestaniu funkcjonowania bibliotek publicznych spodziewałbym się też dużego wzrostu kosztów korzystania z zasobów bibliotecznych (kolejny element wykluczenia ludzi mniej dostatnich).

Drogi

W książce przeczytać można, że były zawsze, w sumie jeszcze przed powstaniem państwa, ale to państwo objęło nad nimi kontrolę. Dlatego też dziś nie mamy żadnej alternatywnej...drogi do tej państwowej. Dowiadujemy się jak to było w historii i dlaczego, według Autora, drogi prywatne w USA i Wielkiej Brytanii upaństwowiono. Zgodziłbym się ze wszystkimi tezami, ale pytaniem dla mnie otwartym pozostanie - a jaka jest naprawdę różnica dla obywatela gdy własność jest w rękach prywatnych, a nie publicznych? - odnośnie dróg oczywiście pytam. Otóż dla obywatela, jak sam słusznie autora zauważa - żadnej różnicy nie będzie, bo technika pozwala tak zarządzać autostradami i innymi drogami, że obywatel nie odczuje zmian. Super! Więc po co ta zmiana?Aby kolejne grupy oligarchii uwłaszczały się kosztem dostarczania prywatnie kolejnych - strategicznych w tym przypadku - usług? Przecież, i tutaj zgadzam się z autorem, państwo również gra drogami, a sami mogliśmy w Polsce obserwować jak ciemny jest to biznes. Własność prywatna w tym względzie nic nie zmieni. A zamiast chaosu pojawiłoby się inne zjawisko - znane z wszelkiej własności prywatnej - wysoki poziom usług, za wysokie stawki. Kapitalistyczne siódme niebo. Jestem przeciw.Wolę jeździć "po naszej drodze", aniżeli po drodze Kowalskiego.

Państwo

Nie ma być Państwo to Lewiatan :) Ludzie sami potrafią się organizować, a państwa unikają jak ognia, szczególnie jak pisze autor, ci w niedostępnych rejonach świata (czy to kogoś dziwi)?

Religia

Autor z typowo fundamentalnej pozycji ocenia istnienie państwa przez pryzmat Kościoła katolickiego, wskazując analogię pomiędzy państwem (Lewiatanem), a Szatanem kuszącym Jezusa władzą nad państwami świata. Co więcej Autor wskazuje, że Jezusa zabiło państwo, to system państwowy ukrzyżował Chrystusa! Ciężko mi z tym dyskutować, bo wywołam jakąś krucjatę ;)
Niemniej Autor nawiązuje też do Islamu, jako do religii, która od zarania swego dąży do pełnego stopienia się z Państwem. Ciężko byłoby jednak nie zgodzić się z wnioskiem generalnym,że bliskość państwa i Kościoła katolickiego, szkodzi kościołowi, ludziom też. To jest taki też w Chojnicach obserwowalny sojusz ratusza z ołtarzem (całkowicie instrumentalny zresztą).

Książka jest ciekawa, zawiera w sobie wiele cennych informacji, a Autor coraz sprawniej (czytuje jego kolejne książki) porusza się po nieprzebytym gmachu wiedzy humanistycznej, stając się niewątpliwie jednym z najmłodszych erudytów ziemi chojnickiej. Na razie jeszcze jest to erudycja ideologicznie kształtowana, ale tak to się człowiek rozwija, od argumentowania do refleksji.

Z wieloma tezami się nie zgadzam, bo libertarianizm jest mi obcy, żeby nie było tak prosto w ocenie, etatyzm również. Generalnie lektura książki może dać odpowiedź na wiele pytań o poglądy "korwinowców", nie wiem czy Jakub do nich się zalicza, ale jako stały autor "Najwyższego Czasu"! Chyba może za takiego uchodzić, myśli w każdym razie z Korwinem bardzo zbieżne.

Namawiam do zakupienia książki:








czwartek, 5 czerwca 2014

W polskim mieście

Różnorakie daje się słyszeć opinie o Chojnicach, szczególnie często takie, które relatywizują przynależność Chojnic do Polski. Wskazujące na to,że dominował w Chojnicach żywioł niemiecki. Szczególne w tym względzie zasługi przyniósł dawniej okres germanizacji zapoczątkowany w 1309 r. ale i ten późniejszy XIX wieczny.

Problem jednak jest istotnie głębszy, aniżeli wskazują na to historycy, wydający się już grupowo przyklaskiwać faktowi jakoby Chojnice polskim miastem nigdy nie były. Nie zwraca się przy tym żadnej uwagi na kwestię wyższego rozwoju technologicznego państw niemieckich już w wiekach średnich, która przeważała nad instrumentami cywilizacyjnymi Słowian.

Tak też nie ma się czemu dziwić, że podobnie jak dziś ulegamy amerykanizacji, kiedyś ulegaliśmy naporowi kultury germańskiej przekazywanej wraz z wytworami cywilizacyjnymi Niemców. Nie oznaczało to wszelako,że Chojnice przez wzgląd na to,że używać zaczęto na południe od miasta kos zamiast sierpów, stały się nagle niemieckie. Czy powszechność użycia samochodów marki VW wiąże się z zmianą etniczności - narodowości? Z pewnością nie, ale faktem jest, że użycie takiego produktu wpływa na poziom naszej kultury życia, a tym samym i na kształt cywilizacji. 

Wiadomo już więc,że uleganie wpływom kulturowym, bądź cywilizacyjnym, nie musi równać się z zanikiem - tożsamości narodowej - która przejawia się nie tylko w sferze języka, religii, ale przede wszystkim na płaszczyźnie wspólnej identyfikacji i określania siebie w odniesieniu do innych (tożsamość narodowa). Okazuje się z lektur prasy chojnickiej oraz z szerszej literatury etnograficznej, że Polacy - chojniczanie, nie mieli problemu z odróżnianiem siebie od Niemców czy Żydów na terenie ziemi chojnickiej. Można wręcz rzec, że miasto to znajdujące się kiedyś na północno - zachodnich rubieżach Rzeczpospolitej wykazywało niezwykle silne przywiązania do kultury polskiej jednocześnie korzystając z dobrodziejstw cywilizacyjnej wyższości Niemców. Tutaj podać by należalo szereg przykładów empirycznych z lat wcześniejszych. Te najmocniejsze pochodzić będą z okresu I Rzeczpospolitej i II Rzeczpospolitej. 

Dziś relatywizuje się przywiązanie Chojnic do Polski, wskazując na niejednorodność przeszłych mieszkańców miasta, bliskie związki z Kaszubami, szczególne znaczenie dla miasta niemieckojęzycznych Kosznajderów osiadałych na południu od niego. Ten "mały tygiel" narodowościowy, miałby w opinii niektórych (odczytuję to w pracach grupy bydgoskich historyków aktywnych na naszym terenie) świadczyć o "nie-polskości Chojnic". Ciekaw więc byłbym w jaki sposób Ci apostołowie Chojnic nie-polskich, wytłumaczyć by chcieli dobrowolny udział mieszkańców Chojnic w powstaniach - listopadowym i styczniowym, wielkopolskim, w wojnie polsko - bolszewickiej, w Powstaniu Warszawskim, udział intelektualistów chojnickich (Polaków)w ogóle ofiar niemieckiego hitleryzmu, dalej udział chojniczan w grupie osób deportowanych do Sowietów. Co chojniczanie robili we wrześniu 1939 r.? Czy relatywizowali zagrożenie, czy sabotowali działania obronne polskie? Otóż, te tak bardzo "nie - polskie" Chojnice stały się miejscem w którym wybuchła II wojna światowa dokładnie o godzinie 4:23 1 września, a Polacy co wynika ze źródeł stawili Niemcom opór. Nie wiem w jaki sposób wytłumaczyć można przywiązanie do polskości wielu dawnych mieszkańców Chojnic, którzy przecież byli często skoligaceni z rodzinami niemieckimi, kosznajderskimi i kaszubski, nadal jednak trwali przy swej polskości? Czy ktoś ich do tego zmuszał? 

Rodzin osiadłych od setek lat na Pomorzu Gdańskim, wbrew obiegowej opinii, jest bardzo wiele. Ich przywiązanie do spraw polskich, do krzewienia polskości jest równie mocne jak to na Mazowszu czy w Wielkopolsce. Oczywiście bliskość żywiołu niemieckiego tworzyła inne zdarzenia, nieznane z centralnej Polski,ale nadal przywiązanie do kategorii polskości było ogromne. W dużej mierze było to zasługą...szlachty polskiej składającej się z rodzin kaszubskich osiadłych na ziemiach na północ od miasta.

Wśród rodzin mieszanych nawet - polsko - kosznajdersko - kaszubskich, zauważyć można było poświęcenia dla Ojczyzny, wielkie dokonania, bogacenie się materialne związane ze współdzieleniem uzyskanych dóbr na cele społeczne polskie, a w okresie II RP udział w budowie portu w Gdyni, masowe uczestnictwo w polskich organizacjach społecznych (w okresie II RP było więcej stowarzyszeń w Chojnicach jak mamy ich dziś). 

To co zdaje się być widoczne obecnie, to jest brak znaków polskości w Chojnicach lub powiedziałbym ich zanikanie od 1945 r. Toponimia miasta usłana jest różnego typu "biszkoptami", "słonecznymi", "zielonymi". Władza miejska na której spoczywa odpowiedzialność socjalizacji mieszkańców w związku z relatywistyczną narracją dotyczącą przeszłości miasta,nie ma odwagi mówić, że Chojnice ZAWSZE były miastem polskim, zostały przez POLAKÓW założone i jako polskie miasto dziś powinny tej tradycji hołdować.Niestety tego nie robią w pełni. W Londynie znajduje się sztandar 1 batalionu strzelców, polskiej jednostki Wojska Polskiego, jednej z trzech takich specjalnych (samodzielnych )batalionów piechoty jakie miała Polska przed wybuchem II wojny światowej. Instytut Polski i Muzeum Sikorskiego, w którym znajduje się oryginalny sztandar jednostki utrzymuje się z datków, obowiązkiem miasta byłoby łożenie drobnych kwot na rzecz Instytutu celem podtrzymania dziedzictwa polskich obrońców Chojnic. 

Przerażające jest też to, że w związku z wykazanym relatywizmem odnoszącym się do mówienia i pisania o historii miasta, środowiska naukowe i popularnonaukowe skupione wokół ratusza pomijają w swych pracach główne dzieła polskie świadczące o polskości Chojnic. 

W tym roku obchodzimy w Polsce rok Oskara Kolberga (1814 - 1890), wybitnego polskiego etnografa, autora kilkudziesięciu tomów w których charakteryzuje on ludy ziem polskich...w tym lud ziemi chojnickiej w tomie 39 pt.:"Pomorze".  (Warto zajrzeć: http://www.kolberg2014.org.pl/pl/2014/aktualnosci )

Nie warto nawet zaglądać do publikacji na gruncie chojnickim, tych dotyczących historii, kultury czy życia społeczno - politycznego, bo do Kolberga w głównych tomiszczach wydawnych za miejskie pieniądze odwołań nie ma. Są za to odwołania do całej gamy niemieckojęzycznych autorów.

Kolberg tak pisał o ziemi chojnickiej: "Ludność tutejsza w połowie z Polaków, w drugiej połowie z Niemców(po większej części katolików) złożona. [...] Zdaje się jednakże podobieństwem do prawdy, że Polacy, po zawojowaniu i nawróceniu Pomorza tu osiedli, język upowszechnili; Niemcy zaś za czasów krzyżackich zostali sprowadzeni". I dalej: "Język polski jest przeważający, a choć dziś zepsuty i wielu niemieckimi wyrazami skażony, ma jednak cechę dawniejszego wykształcenia i czystości. W toku bardzo zbliżony do mowy wielkopolskiej, posiada wiele przysłów i sposobów mówienia, których gdzie indziej słyszeć mi się nie zdarzało". Do tego można przeczytać, że: "Nabożeństwo w kościołach odprawia się po większej części w języku polskim; msza wiedeńska powszechnie prawie przy brzmieniu organów od zgromadzonego ludu bywa śpiewana. Miejscami kolejno polskie i niemieckie bywają kazania". Dobrze też dzięki Kolbergowi można się rozprawić z mitem pruskiego ordnungu widocznego w Chojnicach i chojniczanach (czyli z pruskim porządkiem). Kleberg pisze tak: "Mniej wdzięczna ziemia, zupełny prawie brak fabryk w r. 1836 lub innych sposobności, nastręczających łatwe zarobkowanie, zniewala mieszkańca do pracowitości, oszczędności i porządku. Uprawa roli i chów bydła są prawie wyłącznymi źródłami utrzymania. Mimo to jednakże w ogóle lud tutejszy, w porównaniu z innymi okolicami naszego kraju, można zwać zamożnym. Rzadko znaleźć wyrobnika, który by nie miał krowy i kilku owiec, dostarczających mu pożywienia i odzieży. W święta i niedziele z prawdziwym zadowoleniem postrzegać można w kościele porządnie, a niekiedy nawet wykwintne ubiory. Tłumy odartych żebraków, oblegające gdzie indziej drzwi kościelne, są tu rzeczą nieznaną."

W związku z tym drodzy czytelnicy, na oczach Waszych upraszam profesorstwo POLSKIE o rzetelność, ścisłość i krytycyzm, a nie o widoczne według mnie postawy relatywizujące przynależność i genezę Chojnic.

Oskar Kolberg był członkiem Akademii Umiejętności i przewodniczył sekcji antropologii. Warto tutaj znaznaczyć, że chojniczanin, prof. Jacek Knopek w 2011 r. otrzymał Medal im.Zygmunta Glogera, bliskie znajomego Oskara Kolberga. Obaj, Glogel i Kolberg, byli w czasie zaborów filarami polskiej humanistyki.


Chojnice są więc miastem przede wszystkim polskim i takim pozostaną, pomimo dość dużej liczby ludności napływowej po okresie 1945 r. (której przedstawiciele są w Chojnicach głównymi relatywistami narodowej przynależności Chojnic) i w realiach współczesnych trendów migracyjnych. Trzeba tylko zrozumieć i nie bać się tego, że czas wreszcie więcej elementów polskości - polskich nazw, znaków, pomników wprowadzać do przestrzeni publicznej. Zamiast tych znaków przez obecną władzę kultywowanych - sowieckich, krzyżackich, niemieckich...ułuda wielorakości w odwiecznie polskim mieście. Powinno być w Chojnicach więcej znaków polskości, odwołań do polskiej historii i tradycji, co zaprzeczałoby obecnemu trendowi, który określiłbym jako oś znaków lokalno - globalnych, z całkowitym pomięnięciem ważnego dziedzictwa narodowego. 

środa, 4 czerwca 2014

Patologia zogniskowana

W Chojnicach dochodzi do sytuacji w której jak na ręce widać miejskie patologie małej społeczności.

Oto kilku chłopaków, podobno, prowadziło rozboje, przy tym "wpadł" syn ustawionego w miejskim świecie tatusia, który na dodatek jest asystentem społecznym ministra sprawiedliwości Marka Biernackiego, a jednocześnie należy do miejskiej palestry.

Ale to nie wszystko, dziadek tego chłopaka, który "wpadł" jest byłym czerwonym baronem z Chojnic, szefem komunistycznego Frontu Jedności Narodowej i z jednej strony mentorem burmistrza miasta, a z drugiej jego obecnie protegowanym.

Szkoły średnie podlegają pod starostwa, tam większość w radzie ma układ władzy związany z ratuszem miejskim, czyli ludzie listy Razem dla Powiatu (Finster+Skaja) oraz Platforma Obywatelska (której sprzyja rodzina - wszystkim wiadomego urzędnika). W tej sytuacji radni opozycji domagający się sprawiedliwości w działaniu wobec wszysktich chłopaków dokonujących rozbojów są na przegranej pozycji.

Dyrektor szkoły średniej do której chodzą chłopcy, zasłania się jakimiś "specjalnymi procedurami", ale raczej sam nie ma pojęcia o czym mówi, bo po prostu on zawsze mówi,byle go gdzieś zaprosiła władza na jakiś raut. On za to będzie dbał o ich pociechy w "swojej" szkole, bez względu na ich poczynania. Niestety, ale taki mam obraz.

Nasze miasto jest przeżarte nepotyzmem, układami i wręcz relacjami o charakterze mafijnym. Ten stan rzeczy mogą zmienić tylko najbliższe wybory. Dopóki ludzie pokroju Finstera będą u władzy to miasto będzie trawił rak. A te komórki rakowe to ekipa Finstera. 

Warto się też zastanowić jak bardzo sprawa ta może być wielopiętrowo już zagmatwana i manipulowana, po to tylko, aby na zawsze "utopić" kolegów niesfornego chłopca. Przerażające jest to,że w tym momencie w tym mieście nikt nie może czuć się bezpiecznie. Z jednej strony, na każdego znajdzie się paragraf - jak pokazuje władza, z drugiej prawo nie obowiązuje ludzi władzy. Tak się właśnie obchodzi 25 lecie wolności w Chojnicach, ukazywaniem w formie zogniskowanej patologii w czystej postaci. 

Patrzcie i oglądajcie, takie oto są Chojnice - rzekłby jakiś mesjasz z miejskiej ambony. Niestety w Chojnicach nie ma mesjasza i każdy czym prędzej smród pcha pod dywan. Bo tak wygodniej. Okropne to jest, małe i nikczemne. 

Zamiast domniemania niewinności w Chojnicach funkcjonuje zasada zaocznego wydawania wyroków przez ekipę władzy. Oto dowiedzieć się można z mediów, że: Kamil Kaczmarek napisał coś tam na Finster - według Finstera; Marcin Wałdoch skakał po samochodach - według Czasu Chojnic; Andrzej Mielke masturbował się na basenie - według Czasu Chojnic; Marzenna Osowicka - ma "coś z głową" - według Czasu Chojnic i według burmistrza. Chojniccy lekarze biorą łapówki - według Czasu Chojnic i Radio Weekend.

Drodzy chojniczanie, żyjemy w społeczeństwie tak zamanipulowanym, ludźmi władzy przestraszonymi wizją, że utracą władzę (pierwszy raz), iż obserwować będziemy mogli jeszcze grubsze "wałki" na lokalnej scenie, jak to co się dzieje obecnie. Wybory się zbliżają. 

sobota, 31 maja 2014

W sieci Resortowych Dzieci


Już 27 czerwca (piątek) odbędzie się spotkanie z Dorotą Kanią w Chojnicach! 

Dorota Kania(wraz z Jerzym Targalskim, Maciejem Maroszem), w książce, która okazała się bestsellerem, opisała "komunistyczne media". Jednocześnie wskazując na prowizoryczność rozumienia pojęcia wolne słowo w Polsce. 

W książce autorka ujawnia szereg dokumentów wyjaśniających pochodzenie polityczne, powiązania i sympatie ideologiczne "naszych medialnych ulubieńców" pokroju Jacka Żakowskiego, Andrzeja Turskiego, Jerzego Urbana, Mariusza Waltera, Roberta Kwiatkowskiego, Tomasza Lisa, Zbigniewa Solorza...

Na spotkaniu będzie można nabyć książkę oraz otrzymać dedykację od Autorki. 

Warto mieć na uwadze, że media zwane IV władzą pretendują w Polsce do roli Sądu od którego wyroków nie ma odwołania! Ci ludzie są w stanie kreować naszą rzeczywistość - jednego dnia stawiać kogoś na piedestale, a następnego "mieszać z błotem". I od tego nie ma odwołań. Mediom w Polsce wolno praktycznie wszystko. Co więc się dzieje, kiedy ludzie o pewnym fundamencie ideologicznym stają się właścicielami mediów i głównymi twarzami środków przekazu? To obserwujemy, ale podczas spotkania z Autorką dowiemy się nieco więcej o kulisach działalności "Resortowych Dzieci". 

Zapraszamy!

Polska potęga

To nie marzenia, to nie mity i stereotypy.

Polska staje przed wyzwaniami o których jeszcze kilkanaście lat temu mogła tylko marzyć. Wymaga się od Polski, aby stanęła na wysokości zadania jako państwo, które będzie zmuszone przewodzić Europie Środkowo - Wschodniej.

Kilka lat temu, kiedy wydano w Polsce nakładem wydawnictwa AMF w Warszawie książkę George'a Friedman'a Następne sto lat, książkę tę otrzymałem od wydawnictwa. Na jej podstawie w Arcanach Historii zrobiliśmy jedno ze spotkań pod tytułem "Środowe spotkania z nauką". Książka krążyła wśród członków Stowarzyszenia.

Jej tezy były dla nas i szokujące i obiecujące. Polska stanie przed wielkimi wyzwaniamia, a sojusz z USA stanie się podstawą polskiej potęgi w XXI w. Znowu staniemy oko w oko z Rosjanami,a nie będziemy mogli być pewni do końca postawy Niemiec, które przez wzgląd na interes gospodarczy bardzo blisko są z Niemcami.

Prawdopodobnie wsparci wysokimi technologiami amerykańskimi, będziemy w stanie stworzyć armię, która pokona Rosjan. Nie będziemy sami, z nami będą kraje bałtyckie, Rumunia, być może Węgry, Bułgaria i być może Turcja. Ten sojusz Europy Środkowej będzie osią wokół której rozegra się historia pierwszej połowy XXI w. w Europie. 

Wracają jak bumerang idee międzymorza. Rzekłbym nawet, że z grobu powstają idee polskich geopolityków.

Polska ma szansę, taką jaką miała w XVI/XVII w.stać się europejską potęgą. To jest niesamowite, że żyjemy w tak dynamicznych czasach. 30 lat temu sowieccy żołnierze byli w naszych miastach codziennością, dziś znowu mamy czas na wykreowanie "polskiej przestrzeni wpływu". Jesteśmy największym i najsilniejszym narodem w Europie Środkowo - Wschodniej, to na nas rosyjski imperializm rozbije sobie zęby w ciągu najbliższej dekady. 

Wszystko zależy od nas! Jednocześnie martwi, to, że idee jedności europejskiej de facto udało się Rosji rozbić. Musimy myśleć o sobie jako Polacy.